Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
933
BLOG

O naszej, republikańskiej sprawie

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 18

       Z projektem o nazwie Fundacja Republikańska miałem do czynienia dwa razy w życiu – po raz pierwszy, przez pośrednictwo mojego kolegi Coryllusa, za drugim razem już osobiście. Poszło o to, że Coryllus na swoim blogu zamieścił tekst, w którym tradycyjnie już wziął się za tak zwanych „dystrybutorów prestiżu”, tym razem w osobie niejakiego Tyszki, z owej Fundacji właśnie, no i ów Tyszka natychmiast się odezwał informując, że jemu ani w głowie cokolwiek rozdzielać, że on jest otwarty i szczery, i takie tam. Ponieważ podejrzewałem, że z tą otwartością i szczerością to jakaś ciemniejsza sprawka, również zabrałem głos, na co Tyszka, jak najbardziej w imieniu Fundacji Republikańskiej, zaapelował do mnie, żebym się zgłosił do jego kumpla o nazwisku Trudnowski, i pogadał z nim o tym, jak można wspólnie to tu to tam coś zbudować. No bo przecież nie chodzi o nic innego jak o budowanie, prawda?

 
      Wiedziony owym zaproszeniem, napisałem mail do Trudnowskiego, że się zgłaszam i czekam na propozycje, na co Trudnowski poprosił mnie, żebym im wysłał moją książkę, to oni sobie poczytają, no i może mi coś zaproponują, bo mają naprawdę wiele projektów zarówno gotowych jak i w budowie.  Nie bardzo wprawdzie rozumiałem, po ciężką cholerę mu moja ksiązka, skoro wszystko co tam jest, może znaleźć na moim blogu, jednak ładnie wszystko spakowałem i wysłałem na wskazany adres. No i to był mój drugi kontakt z Fundacją Republikańską. Ten bardziej osobisty.
 
      Dziś w mojej skromnej przestrzeni pojawiła się Fundacja Republikańska po raz trzeci, w postaci wpisu zamieszczonego w Salonie24 przez związanego z Fundacją posła Prawa i Sprawiedliwości Przemysława Wiplera, a stanowiącego jego polemikę z tekstem Jana Marii Rokity w temacie jakości polskiej polityki i w ogóle państwa. Rozmowa Wiplera z Rokitą jest dokładnie tak elegancka i fascynująco odkrywcza jak można się zawsze było spodziewać, ale nie o to tu chodzi. Rzecz bowiem w tym, że Rokita, z tej swojej nadzwyczaj szczególnej perspektywy, ocenia żałość polskiej polityki i przedstawia swoje rozwiązania, Wipler bardzo elegancko z Rokitą polemizuje, debata kwitnie, przykład do wszystkich zaangażowanych w polskie sprawy pokoleń jest wysyłany, a ja cholera wciąż nie potrafię zapomnieć tego, co najwyraźniej zapomniane ma być. Gówno tam pamięć! Z tym mógłbym sobie w końcu łatwo poradzić, zwłaszcza że mam już swoje lata. Gorzej z myśleniem. Przestać myśleć już jest nie tak łatwo.
 
     A więc pamiętam, jak to było siedem już lat temu, jesienią roku 2005, kiedy to Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory parlamentarne, a Lech Kaczyński został wybrany Prezydentem Rzeczpospolitej. Pamiętam jak niemal w tym samym momencie na wezwanie sformułowane już w wieczór wyborczy przez Bronisława Komorowskiego, Platforma Obywatelska rozpoczęła akcję pod tytułem: „Niech PiS rządzi sobie teraz z Samoobroną”. Pamiętam poniedziałkową okładkę tygodnika „Wprost” z wielkim tytułem: „Żadnej koalicji z PiS-em”. Pamiętam te przedziwne rozmowy koalicyjne, na żądanie Platformy transmitowane na żywo przez telewizję. Pamiętam to pełne szyderczej satysfakcji, powtarzanie przez cały polityczno-medialny mainstream jak zaklęcia, słowa: „Rządźcie sobie z Lepperem”. No i pamiętam następne miesiące, kiedy to Jaroslaw Kaczyński, widząc, że z Samoobroną rządzić się nie da, zaproponował rozwiązanie Parlamentu i nowe wybory i wywiad Donalda Tuska dla „Gazety Wyborczej”, w którym ten zapowiedział, że każda próba zerwania przez PiS koalicji z Samoobrona i wniosek o rozwiązanie Parlamentu, spotka się z najbardziej drastyczną reakcją Platformy, włącznie z wezwaniem do obywatelskiego nieposłuszeństwa. Że PiS ma rządzić i tyle. Chcieli sobie wygrać wybory, niech się teraz męczą.
 
      I pamiętam kolejne miesiące, zanurzone w owej nieprzerwanej, bezprzytomnej, niemal dwudziestoczterogodzinnej agresji, skierowanej jednocześnie przeciwko rządowi Prawu i Sprawiedliwości i prezydenturze Lecha Kaczyńskiego ze strony polityków Platformy, mediów i całej kultury popularnej. Pamiętam wreszcie ostateczne rozwiązanie koalicji, tamten wciąż od nowa składany wniosek opozycji o wotum nieufności dla wszystkich po kolei ministrów rządu, i wreszcie ostateczną dymisję. No i jeszcze coś pamiętam. Ową historyczną wręcz akcję Leszka Balcerowicza „Schowaj babci dowód”.  
 
      To wszystko więc dobrze pamiętam, a w tym wszystkim pamiętam Jana Marię Rokitę. Który przez cały ten czas stał na posterunku, jako jeden z najważniejszych elementów tamtej politycznej układanki. Stał tam niewzruszony, wierny, z całym swoim intelektualnym i oratorskim talentem, dzień po dniu, i realizował tę szczególną politykę nowoczesnego państwa, o której dziś tak namiętnie dyskutuje na łamach pisma wydawanego przez Fundację Republikańską o nazwie…
 
      No właśnie. Z tą moja pamięcią nie jest jednak tak dobrze. Nie umiem sobie wciąż, cholera, przypomnieć, jak oni się nazywają. „Wspólne Sprawy”? „Nasze Czasy”? „Rzeczy Wspólne”? A już to wiedziałem. Byłem jak co dzień na porannym spacerze z psem i zadzwoniłem do Coryllusa, żeby mu opowiedzieć o tym, co słychać u naszych coachów patriotyzmu i odpowiedzialności za państwo. No i mówię mu, że chodzi o pismo, co się nazywa mniej więcej tak jak „Cosa Nostra”, a on od razu wiedział, o co może chodzić, i mi tę nazwę przypomniał. A teraz znów nie umiem sobie jej przypomnieć. Wciąż mam w głowie tylko tę Cosa Nostrę, tego Rokitę, jak ogłasza, że w momencie gdy  Antoni Mężydło przejdzie z PiS-u do Platformy, to oni mu zbudują wyłożony kwiatami łuk tryumfalny, bo to wielki Polak i bohater. I pamiętam Rokitę jeszcze sprzed wielu lat wcześniej, gdy jako szef Urzędu Rady Ministrów w rządzie Hanny Suchockiej ogłaszał, że państwo całą swoją mocą będzie zwalczać antyrządową opozycję. No i widzę go dziś, jak debatuje nad jakością polskiego państwa z jakimś Wiplerem na tych jakichś łamach, w ramach jakiegoś think tanku.
 
     Na koniec jeszcze coś. W swojej polemice z Rokitą poseł Wipler pisze, że te 12 tysięcy złotych jakie polski poseł dostaje na utrzymanie swojego biura, to zdecydowanie za mało. Że za głupie 12 tysięcy nie można przeprowadzić nawet skromnej akcji. W tej sytuacji ja mam dla niego informację. Rozumiem, że Wipler jest jakoś tam związany z Fundacją Republikańską. Niech więc się zwróci do nich – najlepiej od razu do człowieka nazwiskiem Trudnowski – i poprosi, by mu dali te 50 złotych, na które oni parę miesięcy temu mnie orżnęli, prosząc o przysłanie im mojej ksiązki. Nie jest to wiele, ale może na jakiś skromny think tank wystarczy. A ja też będę miał satysfakcję, że się przyczyniłem. Prawda?

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Polityka