Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
977
BLOG

Jeszcze raz o znakach

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 9
      Zwróciłem już na ten fakt pewną uwagę, czy to w jednym z niedawnych komentarzy, czy może i w którejś z notek, niemniej uczony doświadczeniem, które informuje, że wrzucone na marginesie głównej dyskusji informacje zazwyczaj przestają istnieć zanim ktokolwiek na nie zwróci uwagę, chciałbym poświęcić tej kwestii osobny tekst. Zapewniam że będzie bardzo krótko. Zresztą inaczej być nie może. Rzeczy naprawdę ważne nie mogą zaginać w gęstwinie niepotrzebnej zupełnie retoryki.
 
      Otóż przeczytałem niedawno na Solidarnych2010 informację, że obrońcy życia poczętego zorganizowali gdzieś antyaborcyjną wystawę, no i wtedy, zgodnie ze starym, bardzo świeckim zwyczajem, pojawili się jacyś ludzie i tę wystawę zniszczyli. Redakcja Solidarnych oburza się, że znów doszło do zarówno zamachu na demokrację, jak i na życie poczęte. Oto wiadomość. Oto kolejny temat do smutnych refleksji.
 
      Jak już pisałem, niedawno bardzo spędziłem upojny weekend na wsi u siebie nad Bugiem, i tak jak to zwykle ma miejsce, czas ów w znacznym stopniu wypełniły mi rozmowy z moim kuzynem, który, tak się składa jest bardzo doświadczonym lekarzem-ginekologiem, a przy okazji niezwykle szanowanym obrońcą zycia poczętego. I proszę sobie wyobrazić, że nagle on właśnie oznajmił mi, że walka o prawny zakaz aborcji pozbawiona jest jakiegokolwiek sensu, ponieważ aborcja jako taka – w formie znanej nam dotychczas – praktycznie nie jest już więcej stosowana. Rozmawiałem z nim sobie o różnych bardzo przykrych dla życia i zdrowia kobiety cywilizacyjnych rozwiązaniach, które akurat z aborcją nie mają wiele wspólnego, i które dziś są praktycznie nie do powstrzymania, no i w pewnym momencie pojawiła się owa kwestia aborcji, walce z którą kuzyn mój poświęcił znaczną część swojego nie tylko zawodowego życia, no i powiedział mi on, że każdy kto wywołuje dziś temat aborcji i każdy kto ten temat podejmuje, chcąc nie chcąc, omija najprawdziwszy problem. Aborcja bowiem jest dziś wyłącznie hasłem służącym do podgrzewania emocji na zupełnie innym poziomie.
 
      Jak się okazuje, dziś kobietom, które nie życzą sobie donosić ciąży, ginekolodzy powszechnie przepisują tabletki zwykle stosowane na, o ile dobrze zapamiętałem, chorobę wrzodową. Ponieważ metoda ta nie wymaga specjalnych zabiegów, koszt jej jest minimalny, a jej skuteczność niemal stuprocentowa – jeśli dwie tabletki nie wystarczą, należy tylko zażyć kolejne dwie – lekarze i pacjentki bardzo chętnie z niej korzystają. Kuzyn mój twierdzi, że jeśli się ją stosuje, wywołanie sztucznego poronienia w okresie do trzeciego miesiąca ciąży nie sprawia jakichkolwiek kłopotów, a ponieważ zabiegi po tym terminie należą do rzadkości, aborcja w klasycznym sensie już się nie zdarza. A więc, nie ma o czym gadać. A jak mówię, ze względu na postęp cywilizacyjny, jakiego świadkami jesteśmy w ostatnich latach, to i tak nie jest jedyny kłopot z jakim lekarze-ginekolodzy mają do czynienia.
 
      I to właściwie wszystko. Jeśli wierzyć mojemu kuzynowi, jak mówię bardzo doświadczonemu, mającemu swoje lata lekarzowi, a powodów by mu nie wierzyć nie mam, problem aborcji umarł śmiercią naturalną. Naturalną w tym sensie, że świat zwyczajnie go przegonił. Przemysł farmaceutyczny okazał się bardziej sprawny niż cały ów przeklęty System. Myślę, że jest to równie dobry moment jak każdy inny, by zaobserwować, że kierunek jest zachowany.
 
      Ponieważ bardzo lubię słuchać muzyki, dzięki uprzejmości mojej najmłodszej córki, która w jakimś radiowym konkursie wygrała dla mnie odpowiedni karnet, przez ostatnie trzy dni znaczną część swojego czasu spędzałem na organizowanym zawsze w sierpniu w Katowicach festiwalu o nazwie „Off”. Ja ich osobiście nie miałem okazji spotkać, ale córka moja właśnie powiedziała mi, że wśród uczestników festiwalu po stronie publiczności, furorę robiła rodzina – mama, ojciec i dwoje małych bardzo dzieci – gdzie mama i dzieci były wystrojone w najbardziej klasyczny strój satanistyczny, a więc przede wszystkim czerń, odpowiednie tatuaże i takie tam. Chodzili więc oni w czwórkę po terenie festiwalu i robili wrażenie. Często ludzi prosili ich, by im zapozowali do zdjęć – szczególnie że dzieci były autentycznie śliczne – wówczas dzieci grzecznie wyciągały do kamery mały i wskazujący palec obu dłoni… no i było – jak to lubi mówić choćby Donald Tusk – fajnie.
 

      I na tym już skończę, bo – jak już powiedziałem na początku – nie ma nic gorszego, jak utopienie ważnego przekazu w pustej retoryce. 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka