Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
1552
BLOG

O ruskich bucach i ludziach z rozpylaczami

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 14
      O Jerzym Skoczylasie – dziennikarzu z Krakowa – usłyszałem dawno jeszcze, w pierwszych latach 90-tych, kiedy to trafiłem na jego stały felieton w „Gazecie Wyborczej”, prowadzony wspólnie z niejakim Beresiem. Ani razu akurat nie czytałem, co oni tam piszą, ale Bereś ze Skoczylasem utkwili mi w pamięci. Następny raz jak ów Skoczylas pojawił się w mojej przestrzeni, miał miejsce wraz z informacją, że słynne pamiętniki Anastazji P. –  podobno ekskluzywnej prostytutki świadczącej rzekomo usługi czołowym polskim parlamentarzystom – to była prowokacja służb, w wymiarze praktycznym przeprowadzona właśnie przez Jerzego Skoczylasa, dziennikarza z Krakowa. Oczywiście, informacja ta, podobnie zresztą jak pojawiające się od tego czasu jej uzupełnienia, nalezą do sfery raczej spekulacji. A zatem nie jest też tak, że Skoczylas chodzi po mieście i się chwali, że słuchajcie, to ja wymyśliłem tę kurwę, ale sami rozumiecie, żyć trzeba. Niemniej biorąc pod uwagę, że podstawowa treść owej plotki znalazła swoje bezkarne zupełnie potwierdzenie choćby w samej wikipedii, można traktować ją przynajmniej jako półoficjalną. A brzmi ona tak: Jerzy Skoczylas, będąc uznanym dziennikarzem, brał aktywny udział w prowokacji tajnych służb mającej na celu skompromitowanie polityków politycznej opozycji.
 
      Po raz trzeci Jerzy Skoczylas pojawił się w moim polu widzenia parę lat temu, kiedy to na swoim blogu, wówczas jeszcze prowadzonym wyłącznie w Salonie24, zupełnie zresztą na marginesie zauważyłem, że Skoczylas to „ruski buc”, a on natychmiast się do mnie zgłosił z żądaniem, bym mu podał swoje nazwisko i adres, bo za tego „buca” on mnie będzie pozywał. Ponieważ jednak, poza jego kumplem Sowińcem, nikt Skoczylasa wówczas nie potraktował życzliwie, sprawa wkrótce ucichła, a on sam się zamknął.
 
       Dziś, jak widzę, Skoczylas dziennikarzem wprawdzie już nie jest – przynajmniej nie na tyle by Igor Janke przyznać mu zechciał czerwoną oprawę – natomiast owszem, pisze w Salonie, podpisując się ksywą „rozpylaczek”, przy okazji wszystkim mogącym mieć wątpliwości, czy mają noże do czynienia z byle kim, sugerując, że tak naprawdę owym dziennikarzem jednak jest, i to w dodatku z Krakowa. O czym pisze „rozpylaczek”? Mniej więcej o tym samym, co wiemy z tekstów Renaty Rudeckiej-Kalinowskiej, tyle że bez nieustannych literówek – co może świadczyć, że  albo ma on od Rudeckiej mocniejszą głowę, albo większą dyscyplinę – no i znacznie krócej. Ot tak. Żeby zrobić swoje i szybko wrócić do zwykłych zajęć. To co się przy tym rzuca w oczy, to jest też to, że ów „rozpylaczek” jest znacznie lepiej od Rudeckiej przez administrację Salonu24 traktowany. Każde dosłownie skierowane przez niego w stronę Jarosława Kaczyńskiego splunięcie zostaje natychmiast nagrodzone bardzo wysokim miejscem na stronie głównej Salonu, i utrzymywane tam na tyle długo, by wszyscy spóźnialscy zdążyli otrzymać to co się im należy. Świadczyć to musi o tym, że wprawdzie Salon Skoczylasa jako jednej ze swoich profesjonalnych podpór nie traktuje, ale już jako poważnego blogera – owszem.
 
       I tu dochodzę do sedna, a jednocześnie do głównego powodu, dla którego taki a nie inny właśnie jest temat dzisiejszej notki. Otóż ja absolutnie nie rozumiem, czemu Jerzy Skoczylas jest przez Igora Janke traktowany z taką ostrożnością? Czemu jego blog nie jest jeszcze blogiem czerwonym. To pytanie, moim zdaniem, jest szczególnie usprawiedliwione, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że Jerzy Skoczylas dopiero co w zeszłym roku został przez prezydenta Bronisława Komorowskiego odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi za „wybitne zasługi dla rozwoju niezależnego dziennikarstwa, za działalność na rzecz przemian demokratycznych, wolności słowa i wolnych mediów oraz za dokumentowanie najnowszej historii Polski i upowszechnianie wiedzy o ważnych wydarzeniach historycznych i społecznych”.
 
      Ja, jak wiemy, Bronisława Komorowskiego nie uważam za swojego prezydenta, i o nim i podejmowanych przez niego ocenach mam zdanie jak najgorsze. Wydaje mi się natomiast, że pan Igor Janke, jako człowiek zgody i porozumienia, nie powinien traktować tak beztrosko człowieka, którego wielkość i dostojeństwo zostało autoryzowane na aż takim wysokim szczeblu, i powinien z tego faktu wyciągnąć odpowiednie konsekwencje.
 
      Oczywiście może być też tak, że powyższy sposób eksponowania twórczości intelektualnej Jerzego Skoczylasa, a więc z jednej strony z pełną estymą, a z drugiej poprzez przysłowiowy kop w dupę, świadczy może tylko i jedynie o słynnym już rozkroku w jakim się znaleźli Igor Janke i reprezentowane przez niego towarzystwo, to tu to tam opisywane jako „autorzy niepokorni”. Oni wiedzą, kim jest w rzeczywistości Jerzy Skoczylas i tu stroszą piórka. Z drugiej strony ten order ich oślepia, no i każdy kto otworzy sobie główną stronę Salonu, na owego „rozpylaczka” trafić musi. No bo jakże to tak, skoro on w gruncie rzeczy jeden z nas?
 
        Jest jeszcze jedna możliwość. Rozpylaczek to Jerzy Skoczylas z Krakowa, tyle że nie ten Jerzy Skoczylas z Krakowa, ale inny Jerzy Skoczylas z Krakowa, który sobie jedynie wymyślił, że skoro powie o sobie tylko tyle, to w Salonie, sądząc że mają do czynienia z Jerzym Skoczylasem z Krakowa, będą go traktowali z większą estymą. I takie rozwiązanie też by mi, powiem uczciwie, bardzo pasowało, bo jak wiemy, dziennikarz Skoczylas z Krakowa interesuje mnie wyłącznie z doskoku, kiedy on na przykład dostaje order od Komorowskiego za wybitne i tak dalej. Natomiast moim stałym problemem są ludzie tacy jak Igor Janke, który zaszli w swojej chytrości tak daleko, że jeśli tu się pojawią jakieś gówniane teksty podpisane przez jakiegoś Jerzego Urbana z Szamotuł, on na wszelki wypadek potraktuje je bardzo poważnie, bo a nóż widelec, to jest ten Urban. Kumpel z sąsiedztwa.
 
       A nam zostaje wciąż tylko ta walka. Każdy dzień każe nam wierzyć, że to nie ma sensu. Że tę plazmę należy obchodzić szerokim łukiem. Z drugiej jednak, wiemy wszyscy, że tej bandzie ruskich buców chodzi tylko o jedno. Żebyśmy im z własnej woli i z własnego wyboru zeszli z oczu. Na zawsze. I dali im święty spokój. Zobaczymy jak będzie, ale na razie, chyba jeszcze ich i siebie trochę pomęczę. 

      

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka