Mijają dni, a ja mam wrażenie, że znaczna część dyskusji, jaka się odbywa po zajmowanej przez polską prawicę stronie sceny politycznej, sprowadza się dziś do dwóch tematów. Z jednej strony, wielu zastanawia się, jak to zrobić, by wyjść z Kościoła, a jednocześnie zachować Wiarę w swoim sercu, a z drugiej, to tu to tam wybucha kolejna debata odnośnie tego jak to owa prawica fatalnie się wciąż dzieli. Jak idzie o kwestię Kościoła, co miałem do powiedzenia, to już powiedziałem w swojej poprzedniej notce, natomiast co do dzielenia prawicy, to mógłbym bardzo szyderczo stwierdzić, że tę akurat kwestię odpowiednio już ledwo co wczoraj wyjaśnił Igor Janke – o ile się nie mylę, prawicowiec pełną gęba. Nie będę jednak tego tematu rozwijał, bo – nieskromnie powiem – moje myśli daleko wyprzedzają to co się roi w tak zwanych „prawicowych” łbach.
Kwestia owego dzielenia jest w moim odczuciu prawdopodobnie równie stara jak sama prawica, a źródłem samego problemu jest najpewniej fakt, że samo pojęcie prawicy, identycznie zresztą jak lewicy, są to byty całkowicie sztuczne, nie opisujące ani świata, ani występujących w owym świecie konfliktów. Jednak, skoro już tak to wszystko zostało opisane, nie mam innego wyjścia, jak korzystać z dostępnych nam kluczy. Oczywiście, jak idzie o lewicę, sprawę mamy dość czystą, choć też wcale nie tak bardzo jak by się nam wydawało. Są jak najbardziej Ruscy, są komuniści, jest Jaruzelski, jest Urban i jego kumpel Michnik – choć tu już do końca zgody nie ma, bo niektórzy twierdzą, że on tylko chleje – no i jesteśmy my, czyli tak zwana pisobloszewia. Po prawej natychmiast stronie mamy problem, bo tam są akurat już wszyscy pozostali, a więc Janusz Korwin Mikke i jego wieczna młodzieżówka, jest Rafał Ziemkiewicz, Leszek Balcerowicz, Donald Tusk, Grzegorz Schetyna, no i może przede wszystkim wielkie ministerialne trio Rostowski – Sikorski – Gowin. Oczywiście nie należy zapominać o Marku Jurku, Janie Łopuszańskim i Stefanie Niesiołowskim, którzy od początku lat 90-tych stanowią wręcz model polskiej prawicy. Mamy też oczywiście tygodnik „Uważam Rze”, no i bardzo silną reprezentację polskiej prawicy tu w Internecie, na przykład w Salonie24, gdzie bardzo aktywni są tacy prawicowi publicyści jak Stary, bloger Rybitzky, Józef Moneta, Jan Śniadecki, Tomasz Terlikowski, Renata Kalinowska, profesor Sadurski, red. Skalski, czy Alex Disease. A zatem już widzimy, że tak naprawdę, ogromną większość naszej sceny politycznej wypełnia prawdziwa, autentyczna prawica, natomiast lewica to niewiele znaczący drobiazg. I oczywiście, nie ma co się dziwić, że tak liczne, a przy tym tak przecież różne ugrupowania i osobowości, nie mogą od czasu do czasu do czasu wchodzić w pojedyncze konflikty.
Nie ma się co dziwić, a mimo to, jak rozumiem, to te właśnie konflikty tak bardzo niepokoją wielu komentatorów, którzy wzywają do tego, by polska prawica przestała się wreszcie kłócić i dzielić, bo na tym korzystają wyłącznie Ruscy i ich lokalna ekspozytura, w postaci rządu Platformy Obywatelskiej i tej bandy zdrajców, która po Katastrofie Smoleńskiej opanowała pałac na Krakowskim Przedmieściu.
Przepraszam bardzo, ale ja nic z tego nie rozumiem. Dziś, korzystając z linka, który przysłał mi pewien znajomy, przeczytałem wywiad z wybitnym, jak najbardziej prawicowym, publicystą Rolexem, przeprowadzony przez równie wybitny i jak najbardziej prawicowy portal o nazwie Nowy Ekran. W wywiadzie tym Rolex bardzo się żali, że polska prawica tak straszliwie się dała podzielić i że to nie służy żadnej z wielkich spraw, jakie stoją przed Polską. W pewnym momencie Rolex zwraca uwagę na to, jak to w ramach owego strasznego dzielenia prawicy został potraktowany inny wybitny – jak najbardziej prawicowy – komentator Free Your Mind za to że Antoniego Macierewicza nazwał agentem GRU i, w celach jedynie przecież publicystycznych, przemianował na Maciorawicza. No owszem, Rolex przyznaje, że owo przekroczenie przez FYM-a granic między publicystyką a poważną polityką było z jego strony błędem, no ale czyż jedność nie jest najważniejsza?
No a ja, powtórzę raz jeszcze, nic z tego nie rozumiem. Bo daję słowo, że nie mam pojęcia, o jakiej jedności my mówimy. Antoni Macierewicz, o ile dobrze słyszałem z ust osób reprezentujących najbardziej twardy nurt w polskiej myśli prawicowej, to socjalista z krwi i kości, słynny uczeń Che Guevary, a więc to by sugerowało, ze może chyba jednak FYM mógł mieć rację, zarzucając mu agenturalność. Z drugiej strony, ten sam FYM jednoznacznie też sugerował, że Jarosław Kaczyński od 10 kwietnia 2010 roku działa w spisku z Donaldem Tuskiem, przeciwko Ruskim, a więc, jak rozumiem lewicy. Inna sprawa, że z Kaczyńskim? Przecież wystarczy poczytać sobie komentarze najbardziej znaczących prawicowych publicystów w Salonie24, by wiedzieć, że Jarosław Kaczyński, delikatnie już nie wspominając o jego zmarłym bracie i jego doktoratach, to najbardziej radykalna lewica. A więc kto tu się dzieli? I co my mamy ratować?
Piszę ten tekst, i z jednej strony oczywiście – bo jestem osobą ciekawą świata – przeżywam to, co się dzieje po stronie zajmowanej przez polskie ugrupowania prawicowe, z drugiej jednak mam to piękne poczucie, że ja akurat jestem czysty i bardzo jednoznaczny. Moja walka nie jest prowadzona w ramach jednego obozu. Ostatnio działam na kilku frontach: jeden na przykład otwieram przeciwko Bronisławowi Wildsteinowi, drugi przeciw Igorowi Janke, trzeci przeciwko Rafałowi Ziemkiewiczowi, kolejny przeciw Leszkowi Balcerowiczowi, jeszcze jeden przeciwko Pawłowi Kukizowi, nawet parę brzydkich słów powiedziałem swojemu koledze Michałowi Dembińskiemu, znanemu tu trochę polsko-brytyjskiemu konserwatyście. Wszystko sami prawicowcy. Prawicowcy pełną gębą. Jako pisobolszewik, chyba mogę ich tępić z czystym sumieniem. Prawda?
Inne tematy w dziale Polityka