Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk
815
BLOG

O androidach, kilogramie ziemniaków i dwóch jajkach po 70 groszy

Krzysztof Osiejuk Krzysztof Osiejuk Polityka Obserwuj notkę 0
       No więc ostatecznie włączyłem telewizor. To znaczy, nie do końca włączyłem. On już był włączony, tyle że to starsza Toyahówna, która aktualnie jest w trakcie totalnego zbijania bąków, oglądała jakiś program sportowy, a ja tylko poprosiłem ją, by mi na chwilę przełączyła na TVN24. Pomyślałem sobie, że zobaczę, co w Sejmie gadał Gowin i jak to jego gadanie skomentował System. Tymczasem okazało się, że Gowin ma gadać dopiero później, natomiast akurat pokazywali Marka Migalskiego, który się okropnie oburzał, że jakaś niemiecka komunistka z Europejskiego parlamentu wydała specjalny album poświęcony polskiej biedzie. Migalski mówił i w pewnym momencie powiedział mniej więcej coś takiego:
      „Polską biedą zajmować się mają prawo polscy politycy. Gdyby to któryś z nich zorganizował tę wystawę, to ja bym tam i chętnie nawet poszedł, i wspólnie byśmy się zastanowili, jak można skoordynować te działania. A ta komunistka niech się nie wtrąca. Co ona zrobiła dla tych dzieci?”
      No i po raz kolejny okazało się, że ten jeden kieliszek, jeden jedyny maleńki kieliszek musi uruchomić lawinę. W moim wypadku lawina ta uzyskała formę telewizora. Zajrzałem bowiem tam raz jeszcze i jeszcze raz, no i dziś muszę przyznać, że w wyniku owego braku wstrzemięźliwości wysłuchałem najpierw fragmentu sejmowego wystąpienia Donalda – cóż to za przedziwne imię! – Tuska, a już dużo później również fragmentu wyznań marszałek Ewy Kopacz.
      Oczywiście, były to zaledwie dwie krótkie chwile, niemniej jednak obie wystarczyły do tego, bym poczuł autentyczną panikę. Wraz z ową paniką jednak przyszło przekonanie, że gdybym ja tam był – tam z tymi ludźmi w jednej czy drugiej Sali – to nie ma takiej możliwości bym nie zareagował w sposób, który uznaję za jedyny odpowiedni. A moja reakcja byłaby tak znacząca, że jestem przekonany, że to moje wystąpienie pokazanoby nawet w północno-koreańskiej telewizji, jako przykład europejskiego braku politycznej i parlamentarnej kultury. Niestety, wygląda na to, że czasy mamy takie, że wraz z upadkiem czegoś co język angielski określa jako „outrage”, skończyło się prawdziwe chamstwo.
      Syn mój przyniósł mi dziś niedawne wystąpienie posła PiS-u Andrzeja Dudy, z takim oto komentarzem, ze przy Dudzie taki Tusk zwyczajnie nie istnieje. Wysłuchałem owego, jak najbardziej umieszczonego na internetowej stronie telewizji TVN24 wystąpienia, i myślę sobie, że moje biedne dziecko jest w bardzo ciężkim błędzie. Jak idzie o tak zwaną opinię publiczną, to co powiedział Duda nie ma żadnego znaczenia z tej prostej przyczyny, że tam jest za dużo słów, w dodatku słów, które mają swój sens i znaczenie. Opinii publicznej natomiast ani sens ani znaczenie do szczęścia nie są potrzebne. Opinia publicznej potrzebny jest prosty, jednozdaniowy przekaz: Jest fajnie, a naszym obowiązkiem jest się bronić przed tymi, którzy nie lubią jak jest fajnie. I to jest to co im mówi android. Nie Duda. Android. I dopóki nie pojawi się, kto androida stamtąd wyprowadzi za krawat, w dodatku przy akompaniamencie słów powszechnie uważanych za obelżywe, nie ma o czym mówić.
      Wygląda zatem na to, że mój wcześniejszy wybór, by polityką się nie zajmować, ma jak najbardziej swoje podstawy. W końcu, cóż ktoś taki jak ja może szukać w miejscu, gdzie mamy do czynienia wyłącznie z grą prowadzoną na użytek zachowania za wszelka cenę status quo. W dodatku grą, w której wszystkie reguły ustala owa banda androidów zaprojektowana i wyprodukowana w laboratoriach, o charakterze których nie za bardzo nawet mamy pojęcie? Pozostaje nam więc pewna niemiecka komunistka, poseł Migalski i polska bieda. A ja uważam, że to wcale nie tak mało.
      Swego czasu pewien nasz kolega, znany powszechnie jako Lemming, opowiedział tu na tym blogu, jak to pewnego dnia zatrzymał się gdzieś w jednym z prowincjonalnych polskich miasteczek, zaszedł do jednego z prowincjonalnych polskich spożywczych sklepów i stał się oniemiałym świadkiem sceny kiedy to dwoje dzieci za dwa złote czterdzieści groszy zakupiło towar w postaci dwóch jajek i jednego kilograma ziemniaków. Oczywiście ja nie jestem na tyle bacznym obserwatorem ani naszych oficjalnych mediów, ani mediów mniej oficjalnych – jakie się starają rozpychać w Internecie – żeby powiedzieć w tej sprawie cokolwiek wiążącego, muszę jednak zakładać, że sprawa tak boleśnie symbolizowana przez przedstawiony nam przez Lemminga obrazek nie została odpowiednio ani tam ani tu omówiona.
      I oto nagle okazuje się, że nie dość że zostaliśmy na tym polu wyprzedzeni przez jakąś niemiecką komunistkę, to jeszcze Marek Migalski, nasz poseł do Europarlamentu, z tej okazji się bardzo aktywizuje i ogłasza, że on sobie nie życzy, żeby polskimi sprawami zajmowali się jacyś obcy. Szczególnie że on właśnie już był bardzo blisko, by w związku z tą biedą, o której on akurat zapewne dotychczas nie słyszał, wspólnie z innymi się zastanowili, „jak można skoordynować te działania”. I to jest coś, co mnie autentycznie poraża. Marek Migalski zapowiadający w sprawie polskiej biedy jakąś „koordynację działań”, do której niestety nie doszło, bo jakaś bezczelna komunistka wyjęła mu tę robotę z rąk. Marek Migalski – polski polityk, ani lepszy ani gorszy od całej reszty tych darmozjadów, z lewej i prawej strony polskiej politycznej sceny – oburzający się na to, że, kiedy on się zajmował Białorusią i białoruskimi demokratycznymi aspiracjami, przyleźli jacyś Niemcy i mieszają w nie swoim.
Jestem tym co się stało porażony, bo ostatnią rzeczą jakiej się spodziewałem i na jaką liczyłem jest to, że to akurat Niemcy, w dodatku Niemcy ruskiego pochodzenia, pociągną wątek, który na tym blogu poruszył mój kolega Lemming. I że oni to zrobią dlatego, że wcześniej ani Markowi Migalskiemu, ani żadnemu z jego wybitnych kolegów nie przyszło do głowy to, że coś się cholera dzieje. I tyle o nim. Tyle zresztą samo, co o pewnej niemieckiej komunistce. Ode mnie on i ona akurat niech sobie mają po równo. Tak będzie sprawiedliwie.
 

      Uprzejmie przypominam, że mam tu wciąż pewną liczbę obu swoich książek, a więc zapraszam szczerze i serdecznie: jeśli ktoś ma ochotę otrzymać „Liścia”, bądź też „Elementarz” z osobistą dedykacją, niech wali jak w dym. Numer konta jest na mojej stronie www.toyah.pl, a cena wynosi 30 złotych za „Elementarz” i 40 złotych za „Liścia”. 

taki sam

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Polityka