Wczoraj wraziłem się bardzo oględnie. W zasadzie była to słowotwórcza pieszczota. Uprzejmościowy wielopak językowy. Aż nie mogę wyjść z podziwu dla samego siebie: byłem taki landrynkowy! Jak nigdy! Ohyda!!!
Mówiąc o lawinowym narastaniu pogłowia kombatantów, znoszonych wiarusów utrwalających radziecką okupację i z tego powodu, w uznaniu nieocenionych usług, do tej pory pobierających renty, wspomniałem mimochodem o katastrofalnym rozwiązywaniu problemów naszego medycznego durszlaka. Napomknąłem o cyklicznym widmie zamykania szpitali. Odezwałem się nieśmiało, po cichutku, jak jaki zacukany uczniak podczas hecy z wsadzaniem belfrowi wiaderka...
A przecież powinienem bluzgać co najmniej przez kwadrans!
Lecz że w naturze nic nie ginie, co sobie zaniedbałem wczoraj, dzisiaj nadrobię z nawiązką. Bo dzisiaj nastąpił dalszy ciąg onkologicznego przedstawienia, dalszy ciąg medialnego idiotyzmu: konferencja prasowa z udziałem dzieci i ich rodziców.
Jedni będą mówili o tragedii. W pewnym sensie tragedia to jest. Ale tylko dla dzieci, dla rodziców, lekarzy i pozostałego personelu wrocławskiej lecznicy. Natomiast dla gryzipiórków, komorników i finansowych bezduszniaków udających rząd, jest to szoł, gra, zabawa, wyścigi w workach.
Groźba bankructwa, widmo agonii fabryki, żywego zakładu zatrudniającego ludzi, zwolnienia grupowe, redukcje i restrukturyzacje, do tego nas przyzwyczajono. Przyzwyczajono nas do widoku protestujących, złorzeczących kobiet, do zdesperowanych, płaczących mężczyzn...teraz do repertuaru władzy weszło ROBIENIE SOBIE JAJ Z CHORYCH NA RAKA.
Jesteśmy uodpornieni, znieczuleni na ból, rozpacz, zgryzoty. Nic nas już nie zdziwi, zaskoczy, zdeprymuje. Wszystko było; bezdomni, bezrobotni, małe pensje, duże czynsze, wielkie nadzieje, skromne rezultaty.. .
Inne tematy w dziale Polityka