Blogi salonu 24 zajmują się politycznym gawędziarstwem. Jak to w różnych zrzeszeniach tego typu bywa, zgromadzeni w nich ludzie odznaczają się odmiennym poziomem. Rozumienia, komentowania, wyrażania się. A także słownictwa.
Słownictwo musi odzwierciedlać wnętrze mówiącego. I tak mamy słownictwo zbieżne z tym, co autor posta chce przekazać, więc rzeczowe, plastyczne i nie prowokujące do sprzecznych interpretacji tego, co zostało napisane, nie zmuszające nas do wysłuchiwania bajek o skrótach myślowych.
Mistrz słowa Juliusz Słowacki, napisał, że nasz język powinien być tak giętki, by odzwierciedlał to, co pomyśli zakuta pała. Napisał to w wieku XIX i jego słowa są aktualne od zawsze po wciąż.
Absurdem byłoby oczekiwać, że w jakichkolwiek salonach znajdą się komentarze mistrzów tej miary. Salon 24, choćby miał stukrotnie większy numer, np. Salon 1124, nie będzie, jak w czasach przeszłych, elitarną grupą intelektualistów sugerujących sposób życia i obycia, grupą ludzi dysponujących niepodłym gustem, polorem, taktem i rozeznaniem w tym, co uchodzi, lub co nie. A nie będzie, bo nie mamy elit w normalnym znaczeniu tego słowa, bo to, co mamy nazywa się NAMIASTKA.
W salonie 24 była pełna kultura; dokąd się nie rozwinął i zdewaluował.
Posty były pisane przez ludzi myślących i skierowane były do ludzi potrafiących czytać, a pod postami pojawiały się komentarze świadczące o tym, że treść tekstu została odczytana prawidłowo. To wszystko BYŁO, ALE SIĘ ZMYŁO.
Pewnik: elita jest (z definicji) elitarna. Skupia nielicznych. Wybranych. Garstkę. Nie mówię, że same perły i cymesy z najwyższej półki. Ale nie mówię też o biżuterii sztucznej. O złocie z tombaku. O ludziach – podróbkach, o ludziach udających roztropnych. Tych nalazło do salonu co niemiara i każdemu z nich wydaje się, że wie, jak skomentować to, czego nie rozumie.
X
Mówiłem o MASOWEJ elicie Salonu 24. A teraz powiem o elicie rządowej, sejmowej i, niestety, prezydenckiej. Czyli o falsyfikatach występujących ZA MNIE.
Niestety, gdyż od niej to zależy mój wizerunek. Na wschodzie, Zachodzie, Północy i Południu. Niestety, gdyż jaką mamy elitę, taką inne kraje mają o nas opinię, taką nam przypinają łatkę.
To obecna elita dewastuje dobre mniemanie o moim narodzie, potwierdza stereotypy krążące o nas, umacnia w tym, że jesteśmy zawistni, ksenofobiczni, zakompleksieni, że co Polak, to esbek (poza elitą rzecz jasna), że jesteśmy krajem latających teczek.
Rodziny się nie wybiera. Wuj, to wuj, jak sobie podpowiadał Roch Kowalski. Co oznacza, że krewny kanalią być może i nic się z tym nie da zrobić, najwyżej wzmiankowaną czarną owcę można ominąć. Ominąć, nie zwracać uwagi, olać. Ale co począć z elitami mojego kraju, jak nie pozwolić robić z siebie durnia na arenie międzynarodowej?
Człowiek, który wypowiada się w moim imieniu, ma MOJĄ zgodę na przedstawianie MOICH poglądów. Z czego wynika, że zgody na wypowiadanie poglądów PRZETWORZONYCH, PODRETUSZOWANYCH i PRZEFILTROWANYCH przez WŁASNE, nie ma i jeżeli zamierza je głosić, powinien zaznaczyć, że mówi od siebie. Nie przemawia w imieniu Narodu, lecz w imieniu moich okularów i kumpla kumpla, co kogoś zna.
Nie jesteśmy sami. Patrzy na nas nie tylko kogut Pana Twardowskiego, o czym wiedzą prawie wszyscy mieszkańcy naszej Galaktyki. Oczywiście, poza naszymi krajowymi elitami politycznymi; nasze polityczne elity sprawiają na mnie wrażenie, jak gdyby miały moralne prawo do szerzenia wstecznych i śmiesznych przekonań.
Obrazek tradycyjny: las dłoni trzymających mikrofony i aroganckie plecy przedstawiciela elity, a więc Sejmu, Rządu, Kancelarii. Albo: tłumek sfrustrowanych dziennikarzy i na przeciwko kobieta lub mężczyzna w partyjnych pantalonach. Podział ról jest taki: zoile zadają pytania, a partyjni przywódcy mają to gdzieś.
Do kiedy tak będzie?