Tego dnia wydawało mi się, że po raz pierwszy od dłuższego czasu minęły troski, uleciały ze mnie w mroczną zawiesinę wczorajszych depresji. Przestałem więc odnosić wrażenie toczącego mnie przygnębienia. Szedłem razem z muzyką, otoczony kwieciem łąk, zielenią traw, radośnie.
I byłbym tak szedł sobie dalej, przyjazny nieznajomym twarzom, uparcie wpatrzony w nierówne płyty chodnika, gdyby nie pomidorek, który wyprysł z torby na zakupy należącej do jakiejś starowinki. Potoczył się po zebrach i wpadł mi pod obcas. Zaryłem nosem w ziemię i już mi było mniej wspaniale.
Właścicielka torebki starała się mnie przeprosić. Jak spod ziemi, natychmiast, pojawiła się horda świadków z dzidami na mole i wędkami na żyrafy oraz gromada dzieci z kijami na niegrzecznych przechodniów.
Jeden ze spacerowiczów zajął się czyszczeniem mojego buta o nogawkę drugiego, trzeci zrywał boki, co nie było prawidłowo zrozumiane przez czwartego, który coraz ospalej klaskał z uciechy na widok moich prób wygramolenia się z kałuży, aż piąty - demonstracyjnie splunął w neutralne plecy szóstego.
Jak zauważyłem, facet numer dwa puścił się w pląsy z babuleńką, ta zaś przytupywała z werwą, chwytała się pod boki, robiła kółeczka, wymachy, przykuce i dygi jak za młodych lat.
Ale ubaw - zachłysnął się typek z karłowatą fryzurką i wskoczył na zaimprowizowany katafalk, czyli na mnie, by odwrzeszczeć orędzie o pomoc.
Żałowałem, że nie ma tu kogoś z fortepianem, bo na fortepianie gram jak szatan, lecz i tak było super.
Lata ptaszek po chodniku, jest mu raźniej, niż w słoiku - rozdarłem się. Zaryczałem też: myśmy przyszłością narodu.
Jedyną odpowiedzią było czerstwe jajco, a Karłowaty zlazł ze mnie sarkając, że mam głos do baletu.
Od chwili mojego pośliźnięcia się, minęło pół godziny, gdy w te pędy przyjechały ORGANA. Było to kilkuosobowa grupa ekspertów od rozglądania się w sytuacji.
Z pobliskich ruder i biur przywleczono dyżurnych konsultantów.
Ustalono na wstępie, że bez powołania specjalnej komisji, nikomu nie wolno niczego wiążącego ustalać. To, czy leżę, czy siedzę, jest to od tej chwili tematem zakazanym, objętym tajemnicą służbową, a przede wszystkim zaś – zawyrokowano - należy zabezpieczyć obecność biegłego.
Niestety, okazało się, że biegły jest na zwolnieniu, gdyż złamał rękę, kiedy chciał wyciągnąć ją z jakiejś kieszeni. Powołano więc p.o. biegłego, który miał za zadanie być skoncentrowanym na moich potrzebach i opiekować się całokształtem mojego upadku, lecz musiano go zwolnić, gdyż wygadywał różne takie, jak gdzie ta karetka i kiedy wreszcie będzie koniec.
Nad rankiem, w okolicznościowym nastroju, spędziłem kilka godzin na rozmowach o tym i tamtym. A wieczorkiem - ułożyłem się możliwie wygodnie i ogarnął mnie sen.
Zanim padłem, usłyszałem łoskot zamykanej ulicy. Zamykano ją dla ruchu kołowego, by mnie ktoś nieupoważniony nie rozjechał.
Lecz i tak byłem w siódmym niebie, bo podsłuchałem, że następnego dnia, ma przyjechać pogotowie.
Inne tematy w dziale Polityka