ŻYCIE NA TEMBLAKU ŻYCIE NA TEMBLAKU
17
BLOG

ZANIKANIE BARIER ARCHITEKTONICZNYCH

ŻYCIE NA TEMBLAKU ŻYCIE NA TEMBLAKU Polityka Obserwuj notkę 8

Jestem ci ja, nie przymierzając, jak najbardziej zacny i  porażająco skromny chłopek – nieroztropek. Tytuły te pochodzą z przyjętej przeze mnie definicji INWALIDY NIETYPOWEGO.

Ponieważ jestem nietypowym inwalidą od dawna i jakoś nie zanosi się na to, bym przestał nim być. Ma to ten dodatni plus, że nie muszę martwić się tym, co by to była za tragedia, gdybym nagle wyzdrowiał, gdybym nagle zaczął być zgodny z normami UE, konweniujący z jej ustaleniami w temacie PARAMETRY ZDROWEGO CZŁOWIEKA.

Jako człek niestandardowej powierzchowności, jako pełnej krwi inwalida kategorii  niewesołej, lubię sobie być facetem mobilnym. Zaraziłem się albowiem pasją zwiedzania naszego pięknego kraju i w celu odbywania wycieczek do ciekawych miejsc, byłem TU i TAM. A zwłaszcza – TAM.

Ostatnio zawadziłem o Malbork. Jak wiecie, Malbork słynie z posiadania największej (w całym niecywilizowanym świecie) dekoracji do filmu o Krzyżakach. I ja ten obiekt obejrzałem. A com widział, opowiem. To znaczy, opowiem niewiele, gdyż widziałem - zaledwie ciut.

Zacznę jednak od początku, czyli od centralnego miejsca na gotyckim zamku(nie trzeba mówić, że w dzisiejszych, komercyjnych czasach, punktem centralnym lada jakiego przedsięwzięcia, jest KASA).

Kasa, zysk, zarobek, są to teraz słowa zrozumiałe dla każdego nuworysza, a jako, że w naszym świecie, regułą jest brak jakichkolwiek reguł, przyświeca nam dewiza: kto nie ma forsy, tego nie ma W OGÓLE. Co najlepiej widać przy zgaszonym świetle, bo w egipskich ciemnościach świecą się osobnicy bez forsy. Tylko oni, a inni muszą obejść się smakiem i skazani są na udrękę wiecznego wydawania gotówki.

Język kasiarzy jest uniwersalny i superspokokokocacy. Wystarczy go znać, by cinkciarz z Japonii połapał się w tym, co bredzi cinkciarz z kraju nad Nutellą, a dealer ze Splutego Zadupia, by zrobił w konia rządowego dealera bez teki.   

Więc żeby poznać nasze malborskie zabytki, należy uiścić opłatę. Do opłaty jest kolejka niechętnych. Bilety są umiarkowanie drogie, a dla paralityków są stuprocentowo darmowe. Z czego przez moment byłem zadowolony po zęby, bo wyciągnąłem durny wniosek, że dba się tu o  sprawnych inaczej.

Lecz kaprawa rzeczywistość zrobiła mi zyg zyg, gdyż nieodpłatność zwiedzania oznacza, że płaci się tylko za to, co się zwiedzi. Zwiedziłem NIC, zatem NIC nie zapłaciłem, co w pewnym sensie jest sprawiedliwe.

Moim obecnym pojazdem jest wózek dla chodzących na niby, toteż dostałem   promocyjne pozwolenie na wjazd na dziedziniec. Dalej nie dokulałem się z powodu sapki oraz średniowiecznej autostrady.

Po mieszkaniu, po asfalcie jeździć umiem i jadę nawet. Natomiast po kocich łbach jedzie mi się fatalnie i jestem ze swoim wehikułem  co chwila nie tam, gdzie chcę. Wszystkie płyny mózgowe obijały mi się o górny dekiel, a pod wpływem nieustannych wstrząsów obluzowany żołądek latał mi od pępka po gardło (aż  prosi się o położenie ściągalnego, gumowego pasa do bezwstrząsowej  jazdy  wózkiem).

Droga po tego rodzaju kobiercu, dobra jest dla ludzi na odsysającej diecie. Starczy grubasa przewieźć parę razy przez zamkowy dziedziniec, by mieć gwarancję, że odprysną z niego wszystkie tłuszczowe poduszki, a wystraszone  kalorie dostaną drgawek.

Tak więc moja historyczna podróż skończyła się przekleństwem.

Nie chcę Was zanudzać tym, czego nie zobaczyłem. Powiem Wam tylko: BARIERY ISTNIEJĄ NADAL! Pomimo dobrych chęci, pomimo coraz większej życzliwości zdrowych, niezależnie od biletowej kosmetyki, człowiek na wózku NIE MA SZANS wjechać do wnętrza zamku.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka