ŻYCIE NA TEMBLAKU ŻYCIE NA TEMBLAKU
23
BLOG

PAMIĘĆ OKAZJONALNA

ŻYCIE NA TEMBLAKU ŻYCIE NA TEMBLAKU Polityka Obserwuj notkę 1

11 września 2001 r. wszystkie telewizje świata urządziły sobie ostre strzelanie sensacjami, czyli sadystyczne zawody w brak subtelności: która częściej pokaże moment zawalenia się dwóch wież WTC.

Pokazywano ich upadek tak często, że po dziesiątym, lub dwudziestym zobaczeniu samolotu wgryzającego się w ścianę wieżowca, zaczynałem wątpić we wrażliwość, takt i inteligencję redaktora odpowiedzialnego za emitowanie tego rodzaju obrazów.

Przez parę dni profesjonalne telegęgałki rozpoczynały swoje wiadomości od ujawniania coraz to nowszych detali, fakcików, ploteczek z życia ofiar. W coraz to wymyślniejszych deklinacjach, koniugacjach i konfiguracjach, jak mantrę powtarzano zdanie, że TRZEBA COŚ Z TYM ZROBIĆ, że to PRZECHODZI LUDZKIE POJĘCIE. Przy czym słowa TRZEBA, NALEŻY, JEST NASZYM OBOWIĄZKIEM, bombardowały nas z przodu, z tyłu i en face.

Nieprzerwanie i namolnie, jak reklamę proszku na pchły, pokazywano nam zdjęcia latających zwłok. Specjalne dzienniki przerywały program, by jeszcze raz przypomnieć widzom koszmarne fotografie ludzi wyskakujących oknami wieżowców. A producentom tych widoczków pęczniały z dumy kamienne serca.

Jak na dyskotece w zapyziałej remizie organizowano dyskusyjne imprezki na temat Islamu, humanitarnych krucjat i biedy w trzynastym świecie.

Przez parę dni zaproszeni do studia konsumenci dywagowali i deliberowali na temat terroryzmu. Hordy znawców od cudzych cierpień rozpatrywały wszelkie ewentualności zaistniałej SYTUACJI. Modne było wielokrotne przedstawianie ludzkich dramatów. Im więcej krwi, tym gazeta, radio, telewizja, więcej miały zleceń na reklamy, a im więcej ich było, tym były droższe. Z czego od morza do gór cieszyły się redakcyjne portfele.

Temat nie dający się sprzedać, nie istnieje na medialnym straganie. Temat pokupny, to temat krzykliwy. Mile widziana jest krwawa sensacja; im przedstawiona brutalniej, tym lepiej dla producenta.

Tragedie powtarzane do znudzenia, do wyczerpania naszej cierpliwości, podnoszą OGLĄDALNOŚĆ, SŁUCHALNOŚĆ i POCZYTNOŚĆ środków masowego wrażenia. A jednocześnie przynoszą skutek odwrotny od zamierzonego: zamiast uwrażliwiać, powodują w nas zobojętnienie.

Radio, gazety, telemorele, czuły się w obowiązku ubolewać nad losem ofiar. Pochylały się nad ich życiorysami, a robiły to z rzetelną troską uzależnioną od miejsca stacji w rankingu popularności, z obłudnym laniem krokodylich łez. Obłudnym, gdyż, z punktu widzenia fabrykanta bubloreklam, najlepiej by było, gdyby zdjęcia rozpieprzonych wież pokazywano co dwie minuty, było ich czterdzieści, a zabitych – nędzna połowa New Yorku.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka