ŻYCIE NA TEMBLAKU ŻYCIE NA TEMBLAKU
356
BLOG

RZĄD SIĘ WYLECZY

ŻYCIE NA TEMBLAKU ŻYCIE NA TEMBLAKU Polityka Obserwuj notkę 1

DZISIAJ POLECAM: 

Masters od PO-PET-s.

Od paru dni przez media i “nocne Polaków rozmowy” przetacza się dyskusja (o ile to można nazwać dyskusją...) o m.in. refundowaniu przez NFZ badań na pozytronowym tomografie, czyli PET. Jak usłyszałem na własne uszy (oczywista oczywistość...) – jedno badanie to koszt rzędu 4 500-5 500 zł. I że NFZ-u zwyczajnie nie stać na “refinansowanie w całości tego typu badań”, pomimo, że w kraju istnieją zaledwie cztery ośrodki onkologiczne (w planach Religi było kilka kolejnych), dysponujące “pozytronami” i mające siłą rzeczy ograniczoną przepustowość.

Otóż, proszę państwa “Nowa Władzo”! Z informacji docierających od środowisk zorientowanych w skuteczności tego typu urządzeń medycznych wynika, iż PET to w tej chwili jedyna metoda pozwalająca na maksymalnie wczesne wykrywanie nawet pojedynczych i jeszcze zupełnie niegroźnych komórek nowotworowych w organizmie człowieka, co pociąga za sobą możliwość ograniczenia liczby pacjentów leczonych, hospitalizowanych i umierających na raka.

Uwzględniając liczbę przypadków onkologicznych w populacji zamieszkującej Rzeczpospolitą Polską Trzecią/Czwartą czy Dziesiątą – wg danych MZ co roku zapada na chorobę nowotworową ok. 110 000 osób [1] – można przyjąć, że zbadanie KAŻDEGO z przypadków aparatem PET zanim wystąpiły objawy chorobowe oznaczałoby koszty maksymalne rzędu 500-600 mln zł. Kwota wydaje się duża, jednak zestawienie jej z budżetem NFZ na rok 2007 [2], czyli kwotą 41,5 mld zł – daje obraz sytuacji. W tej kwocie niemal 17 miliardów złotych wydano na leczenie szpitalne.

Działania profilaktyczne, czyli np. przesiewowe badania PET w tzw. grupach zwiększonego ryzyka, obejmujące 200-300 tysięcy osób rocznie oznaczałyby wydatek 1,5 miliarda zł.

Dużo.

1/11 wszystkich wydatków “szpitalnych”. Zastanowić by się trzeba jednak nad tym, czy lepiej zrefundować (wydać) nędzne 5 tys. zł na badanie profilaktyczne, umożliwiające niedrogie i praktycznie 100% wyleczenie nowotworu, zanim zacznie zagrażać zdrowiu i życiu, czy lepiej zaniedbać profilaktyki i potem w ośrodkach w Gliwicach, Bydgoszczy czy Warszawie wydawać dziesiątki tysięcy złotych na leczenie radio- czy chemioterapią przypadków beznadziejnych?

Odpowiedź jest oczywista. Rozumiem, że zależność nie jest liniowa i że rzeczywistość jest odrobinę bardziej skomplikowana! Jednak za cholerę nie umiem zrozumieć oporu przed nastawieniem służby zdrowia na profilaktykę (jak w krajach cywilizowanych) zamiast leczenia skutków…

Przykładowo – jednorazowy przeszczep szpiku wraz z kosztami hospitalizacji to kwota ok. 120 000 zł [3]. Leczenie szpitalne onkologiczne ostrej białaczki (chemio-/lekoterapia itd.) to koszt rzędu 37 000 – 40 000 zł. Gdyby jeden pacjent wymagający przeszczepu szpiku uniknął dzięki PET samego zabiegu – dałoby to oszczędności umożliwiające profilaktyczne przebadanie 20-24 osób.

PONADDWUDZIESTUOSÓB!

Komentarz jest tu zbyteczny.

Ponadto zupełnie pomijam już efektywność wykorzystania urządzeń medycznych – mam wrażenie, że niezależnie od typu aparatury powszechne są w Polsce znane z własnego doświadczenia czy mediów przypadki, gdy aparaty mogące ratować życie pracują od 9.00 do 14.00, bo jest jeden technik obsługujący, pracujący jak każdy normalny człowiek – 8 godzin dziennie…

Dodatkowo – dlaczego badanie PET kosztuje 5 500 zł? Zakładając, że niech połowa tej sumy oznacza zwrot kosztu zakupu aparatu, to czy praca technika, obsługa i ew. zysk oznacza 2 500 – 3 000 zł? Chętnie usłyszałbym uzasadnienie, dlaczego kilku-kilkunastominutowe badanie oznacza koszt ponad pięciu tysięcy złotych. Mam wrażenie, ze takie kwoty biorą się z tego samego miejsca, z którego biorą się NFZ-owskie stawki za leczenie stomatologiczne (bodaj 3 zł za plombę – sic!).

Czyli z sufitu.

Kolejna sprawa – czy ktokolwiek pomyślał o tym, że w Polsce mamy wiele osób, które skłonne byłyby z własnej kieszeni dopłacić te 1000-2000 zł za dobrze wykonane badanie PET-em? Ja sam raz na parę lat wydałbym te pieniądze, by mieć pewność, iż w moim – a szczególnie mojej kochanej Basi – ciele nie rośnie nic paskudnego! Myślę, ze podobnie rozumuje wielu ludzi mających świadomość, że rak wcześnie wykryty to rak wyleczony.

Zresztą, co tu dużo gadać – wystarczy spojrzeć na statystyki opisujące proporcje między ilością nowotworów a liczbą zgonów w krajach starej Unii…. zestawienie tego z polskimi statystykami jest miażdżące. Dla Polski. I nie wynika to z tego, że oni są bogaci, a my biedni. To tak, jakby własny smród tłumaczyć brakiem pieniędzy na mydło i miskę wody…

Wytłumaczeniem tego stanu rzeczy jest dla mnie m.in. to, że o kształcie służby zdrowia, jej funkcjonowaniu i priorytetach decydują ludzie, którzy mają pieniądze i możliwości pozwalające im na omijanie szerokim łukiem tzw. publicznej służby zdrowia i publicznych kolejek ew. limitów w tej “służbie zdrowia”. Muszę przypominać, że w naszej ojczyźnie-macosze istnieje kasta świętych krów, czyli “R”-ka, obejmująca wierchuszkę władzy, która ma np. swoje szpitale (MSWiA) i wynikający z wpływów politycznych/biznesowych łatwy, bezpośredni dostęp do nawet najbardziej zaawansowanych metod leczenia?

I co, oni mają się troszczyć o ten motłoch na ulicach? Czyli nas?

Chciałbym zobaczyć polską medycynę, gdyby przywileje obejmowały tylko Prezydenta, Premiera i Marszałka Sejmu z najbliższymi rodzinami… Byłoby jak w reklamie “Lukas Banku” – kawka na wejściu i uśmiech od ucha do ucha…

Skandal.

————————
[1] źródło: http://www.mz.gov.pl/wwwmz/index?mr=b3&ms=0&ml=pl&mi=0&mx=0&mt=&my=247&m...

[2] źródło: http://www.mylekarze.pl/news-178-item.html

[3] źródło: http://www.przychodnia.pl/rbt/index40.php3?s=3&d=6&t=40&p1=7

polecany blog: http://skotniczny.salon24.pl/55731,index.html

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka