Agresja towarzyszy nam od zawsze. Tak samo, jak znieczulica. Lecz problem jest w skali tego zjawiska. Odczuwamy coraz silniej, a reagujemy coraz mniej. Tych, którzy są subtelni na opak, jest mrowie, tych, co się oburzają na chamstwo, jest garstka. I z powodu lęku przed np. pobiciem, lub zbluzganiem, wolą międlić w sobie przekleństwa - szeptem.
Lęk przed narażeniem się żulowi jest naturalny. Zwłaszcza, gdy zna się bezsilność naszej policji, opieszałość i nieskuteczność naszych sądów, nasze bzdurnie pobłażliwe prawo, prawo przyjazne dla przestępcy, natomiast bezduszne i restrykcyjne wobec ofiar.
Obawa przed żulem jest uzasadniona i tym jest większa, gdy lepiej się zna realia naszych szkół nie wychowujących, a pobierających pensję za swoją nieudolność, gdy widzi się rodziców przymykających oko na wybryki swoich pociech.
PS.
O tej niemiłosiernie upalnej porze dnia siedzę w domu przy otwartym oknie. Pod oknem znajduje się plac zabaw i siłą rzeczy dociera do mnie gwar dzieci. Dzieci na szczęście nie zachowują się jak stęchłe zgredy na wycugu, w związku z czym biegają i krzyczą jak opętane.
To, że krzyczą, wcale mi nie przeszkadza. Taka kolej rzeczy. Najwyżej zamknę okno i poczekam na deszcz. Przeszkadza mi jednak to, CO krzyczą. Na przykład czteroletni gzub spadł z huśtawki i na cały głos wydarł się; OŻ KURWA! Po chwili z okna na parterze dobiegł głos wiekowego pedagoga: IDŹCIE SIĘ, CH..., BAWIĆ GDZIE INDZIEJ! Na te słowa odezwał się inny szczyl: SPIEPRZAJ, DZIADU!
M.J.
DZIŚ POLECAM LEKTURĘ BLOGU ALGI:
Alegoria-Prawica&Lewica
Była rozdrażniona, cały dzień nie miała czasu, a od rana już czuła się zmęczona.
Wyciągnęła rękę po filiżankę herbaty, która stała przed nią, chciała chwilę się odprężyć, ale nie, znów usłyszała ten okropny jazgot, który tak ją rozdrażnił, mimo zamkniętego okna słyszała go wyraźnie.
„Jak można czego takiego słuchać, beż obawy utraty słuchu?" pomyślała, miała wrażenie, jakby ściany pulsowały tym hukiem, bo muzyką tego nazwać nie szło.
Oparła się o brzeg stołu, napiła się herbaty i próbował ignorować łomot, nic z tego, nadal miała wrażenie drgania całego mieszkania.
Wzięła jakąś gazetę, próbowała czytać, ale...nie tu nic nie można było robić, to pulsująco-łomoczące nie chciało się nawet na chwilę ściszyć.
Był już wieczór, pomyślała, że może przejdzie się na spacer, może w tym czasie ten szalony „meloman" skończy wysłuchiwać tych dzikich rytmów.
Poszła w kierunku parku, tu było zdecydowanie spokojniej, szła wolnym krokiem i zaczęła delektować się zapachami, trawy, kwiatów i ciepłego wieczoru...i nagle usłyszała rozdzierający krzyk, przyspieszyła, myślała, że coś się komuś stało... zza krzaków nagle wyrosło trzech wyrostków, którzy nie bacząc na pogodę i miły wieczór wydzierali się beż większego sensu, w ręku trzymali butelki z piwem, więc...
Szybko wycofała się, ze strachu...obrzydzenia, a może, by nie słyszeć znów hałasu.
Stanęła w bramie parkowej, nie wiedziała gdzie ma iść...do domu?
Tam zapewne jeszcze nie skończyły się owe okropne dźwięki, w parku? Niebezpiecznie, więc, gdzie ma się podziać?
Nagle przyszło jej do głowy, że pewnie na cmentarzu będzie spokój, poszła w tamtą stronę, po drodze minęła jeszcze ze dwie grupy hałaśliwych wyrostków i wtedy pomyślała, że koniec, że już nie ma zamiaru dłużej ustępować, pójdzie do domu, a ja tamten owego łomotu nie skończył, pójdzie i zwróci uwagę.
Ma tego dosyć, zawsze była zbyt pobłażliwa i wszyscy myślą, że jej nic nie przeszkadza, a ona ma takie same prawo do ciszy jak inni i nie ma zamiaru chować się po cmentarzu, jeszcze żyje i ma prawo do własnego...
Pozdrawiam serdecznie.
http://iwona.jarecka.salon24.pl/index.html
Inne tematy w dziale Polityka