Andrzej Owsiński
Czym żywi się agresor?
Ktoś, kto wypowiada wojnę, nie musi być agresorem, zdarza się, że strony wojujące prowadzą negocjacje, których rezultat jest niezadawalający przynajmniej dla jednej strony. W rezultacie pozostaje groźba użycia siły, a nawet konieczność jej zastosowania. Tak było przeważnie w stosunkach między państwami suwerennymi w czasach kiedy jeszcze one istniały. W określonych przypadkach wojny były traktowane jako normalne zjawisko w stosunkach międzypaństwowych.
Były jednak odstępstwa od tych obyczajów, tak były traktowane inwazje tureckie zagrażające istnieniu chrześcijańskiego świata. Ale też i podboje napoleońskie uznawane za roznosiciela idei francuskiej rewolucji. Chodziło głównie o utrzymanie istniejącego porządku świata, jako ostatni taki akt naruszenia go była traktowana wojna krymska, w której mocarstwa zachodnie sprzymierzyły się z Turcją dla obrony wolności mórz, zagrożonej zamiarami Rosji zajęcia cieśnin Bosforu i Dardaneli.
Cały ten świat został zburzony w czasie I wojny światowej i to nie tylko dlatego, że w jej rezultacie padły wszystkie cztery cesarstwa europejskie (sułtanat turecki był traktowany jako równorzędny cesarstwu), na miejsce których powstało 10 republik, Głównym skutkiem tej wojny było zburzenie dotychczasowych zasad współżycia międzynarodowego i otwarcie drogi dla terrorystycznych reżymów. Skończyło się na największej tragedii ludzkości włącznie z II wojną światową. Niestety ten stan trwa nadal ze względu na “wynajęcie” jednego bandyty dla pokonania drugiego. Ten “wynajęty” kazał sobie drogo zapłacić zagrażając całemu światu i ciemiężąc okrutnie oddane mu narody.
Wydawało się, że z chwilą upadku Sowietów skończyło się zagrożenie. Tak się jednak nie stało, ze względu na niedopatrzenie, lub celowe działanie, wprowadzające w Rosji władzę kagiebiacko-partyjnego pochodzenia. Podobnie stało się to w niewielkim odstępie czasu w Niemczech. W odróżnieniu od poprzedników, ta władza z miejsca stała się mocna i zaczęła dyktować warunki układu europejskiego. Niemcy objęły dyktaturą UE, a Rosja zaczęła dyktować warunki, a w tym ceny gazu dla poszczególnych krajów europejskich, Polska, mimo pokornych wobec Rosji rządów SLD czy PO, lub właśnie dlatego, poddana została wyjątkowej dyskryminacji. Ponadto oba kraje wyznaczyły strefy wpływów w Europie, Niemcy przejęły spadek po “demoludach” i kraje bałtyckie, a Rosja dawne republiki sowieckie.
Taki układ stosunków europejskich utrzymywanych przez długie lata rządów Merkel i Putina doprowadził do przekonania, że to się po prostu należy, stąd objawy oburzenia, a w końcu agresji w stosunku do Gruzji, Ukrainy, a nawet Mołdawii. Zafundowano zatem “republikę płd. Osetii”, “republikę naddniestrzańską”, a ostatnio “doniecką” i “ługańską”, coś na kształt sowieckiej “republiki karelo-fińskiej” jako zaczynu dla przejęcia całych krajów.
W stosunku do Ukrainy trzeba było zastosować znacznie szerszy kontekst uzasadnienia jej zależności od Moskwy, powrócono więc do carskiej doktryny “jednego” narodu “wielkorusów, małorusów i białorusów”, dopuszczając nawet możliwość istnienia odrębnych organizmów państwowych, ale całkowicie podporządkowanych Moskwie, coś na kształt byłych sowieckich republik.
Najważniejsza jest bowiem “jedność narodowa”. W stosunkach wewnętrznych ideologia ma też zastąpić niedostatki materialne mas rosyjskiego ludu. Triumf tej idei został już w Rosji ogłoszony z chwilą podjęcia agresji na Ukrainie. Klasycznym przykładem tego jest (podobno już wycofany) artykuł niejakiego Akopowa z 29 lutego, ogłoszony min w “Sputniku” o zrealizowaniu idei połączenia narodowego.
Czynnik narodowy był główną pożywką hitleryzmu, z podkreśleniem nadrzędności narodu niemieckiego w stosunku do innych narodów. Decydującym czynnikiem miała być jego “nordyckość”. W związku z tym inne narody miały mu ustąpić niezbędnego “lebensraumu”, a niektóre, należące do “podludzi” zniknąć. Bolszewizm żywił się ideą “wspólnoty klasowej”, początkowo wyłącznie robotniczej, a później połączonej z uznaniem klasy chłopskiej, stąd władza “robotniczo-chłopska”.
W praktyce te idee służyły jako preteksty do prześladowań prowadzących ku ludobójstwu wszystkich, których uznano za wrogów, niezależnie od stosunku do definicji ideologicznej.
Uzasadnienie ideologiczne dla różnych przedsięwzięć stało się niejako chorobliwe, nawet administracja UE usiłuje zastąpić idee narodowe w Europie pojęciem “wspólnoty Europejczyków”. Jakoś to jednak nie bardzo się udaje, gdyż całkowity brak objawów “patriotyzmu europejskiego”.
Polsce i innym krajom słowiańskim zagraża jednak, w ślad za wszechnarodem rosyjskim, wspólmota słowiańska pod egidą Rosji, oczywiście, jak za cara. W imię tej idei mogą być dokonane różne przedsięwzięcia, z próbą agresji włącznie. Stąd, niezależnie od obrony Ukrainy, ważne jest jak największe zużycie sił rosyjskich, jest to bowiem jedyna perswazja przemawiająca do mentalności władców Kremla.
Na tle wydarzeń na Ukrainie nasuwa się zastrzeżenie, a nawet oskarżenie polityków zachodnich o szkodliwy, tchórzowski defetyzm, Stałe podkreślanie, że NATO i kraje zachodnie nie włączą się do wojny w militarnej formie upewnia tylko agresora o jego bezkarności. Zastosowane sankcje są bowiem karą niewspółmierną do rozmiarów zbrodni.
Jako minimum należało zastosować całkowitą izolację Rosji z równoczesnym ustanowieniem kar dla łamiących izolację. Wszystkie aktywa rosyjskie powinny ulec konfiskacie, a nie tylko jachty oligarchów. Ten zakres sankcji musi być traktowany jako wstęp do następnych, których charakter nie musi być ujawniony, wystarczy stwierdzenie że będą stosowne do dalszego postępowania Rosji.
Na pytanie czy, mogą być to sankcje militarne, odpowiedź może być tylko jedna: rodzaj sankcji będzie zależał od zachowania Rosji, bez przesądzania jakichkolwiek konkretów.
Wszystko wskazuje na to, że możliwości obronne Ukrainy zależą od wsparcia sił lotniczych i przeciwpancernych, Ukrainie dostarcza się w niewielkich ilościach broń obronną, przeznaczoną do użycia na niskim poziomie taktycznym. Brakuje środków uderzenia z powietrza i dalszego dystansu, krótko mówiąc: samolotów i broni rakietowej, ażeby można było skutecznie zwalczać duże zgrupowania ofensywne.
Ostatnie oświadczenie Stoltenberga jest szczytem osiągnięć we wszystkich jego idiotyzmach. Wypowiedział się, że NATO nie może naruszać ukraińskiej przestrzeni powietrznej w odpowiedzi na ukraiński apel o uznania jej za niedostępną. Powtarzam to co już poprzednio napisałem: taką odpowiedzią nie tylko przekracza swoje uprawnienia, ale daje sygnał Rosjanom o rezygnacji z jakiejkolwiek aktywnej pomocy walczącej Ukrainie. Tego rodzaju oświadczenia stanowią oczywistą “pożywkę dla agresora” i prowokację do rozszerzenia agresji, a może o to chodziło?
Jeżeli uznaje się, nie tylko bezprawnie, lecz i bez sensu, że nie można udzielić jakiejkolwiek lotniczej pomocy, to można po prostu dokonać transakcji handlowej i sprzedać samoloty. W przypadku braku własnych załóg można je wynająć na “wolnym rynku”; takie transakcje wykonywał w swoim czasie Izrael.
Zapewne Ukraina nie ma pieniędzy na zakup samolotów i innej “zakazanej” broni, ale od czego jest kredyt, udzielony chociażby przez banki komercyjne. Dla uspokojenia opinii światowej wystarczy oświadczenie, że ten sprzęt może być użyty wyłącznie w celach obronnych.
W całej tej sprawie nie chodzi tylko o Ukrainę, chodzi o zapewnienie bezpieczeństwa innym krajom, a nawet na skalę światową. Stąd warto, a przede wszystkim trzeba, zrobić wszystko co możliwe, żeby napastnikowi wyperswadować jego agresywne zapędy.
Przy okazji uwaga odnosząca się do triumfalnej wiadomości o zgodzie na sprzedaż Polsce 250 czołgów Abrams. Pomijam fakt, że nie wiemy o jakie Abramsy chodzi, bo mogą różnić się od siebie decydująco w wartości bojowej, możemy domyślać się o cenie, która z całą pewnością będzie wygórowana. Nie wiemy, jakim celom mają służyć? Może dla osłony ucieczki z Polski amerykańskich wojsk stacjonujących u nas tylko przejściowo, a na stałe w Niemczech?
Stany Zjednoczone wpakowały setki miliardów dolarów w Turcję, Niemcy, Koreę, nie mówiąc już o Izraelu i mają z tego niezły kociokwik, a Polsce - jedynej pozycji obronnej, która na pewno będzie się bić w obronie całego zachodu, robi się “łaskę” sprzedając po paskarskiej cenie przestarzały i niekompletny sprzęt.
Dotychczas mówiło się, że mają być to czołgi używane, a zatem jest problem poziomu zużycia, kosztów napraw i części zamiennych, Amerykanie mają w tej chwili ponoć 8,3 tys. czołgów z czego przynajmniej 5 - 10 % corocznie złomuje się, może chodzi o właśnie takie, na których, zamiast dopłacać koszty złomowania, można na Polsce jeszcze zarobić. Podobnie jak nasi zachodni unijni towarzysze na złomie samochodowym.
Za wszystkie przewinienia amerykańskie w stosunku do Polski minimum przyzwoitości nakazuje skierowanie prośby o przyjęcie amerykańskiej broni jako drobnej rekompensaty za zdradę.
Mówimy wiele o oczywistych niemieckich reparacjach wojennych, ale przecież od zachodnich aliantów należą się też odszkodowania za fakt bezwzględnej zdrady i oszustwa, szczególnie ze strony Roosevelta.
Można do takich pretensji odnieść się sceptycznie, ale nie może to zmienić obowiązku każdego rządu, który się mieni polskim, utrzymywania stanowiska o niezbywalnym prawie Polski. Dla “niewiernych Tomaszów” możemy to potraktować jako oszustwo handlowe, za które niezależnie od sprawy karnej, należy się w trybie procesu cywilnego stosowne do strat odszkodowanie. Ponadto zachodzi obawa, w związku z błyskawicznym tempem rozwoju broni bezzałogowych, że w niedługim czasie czołgi staną się jedynie najdroższym złomem.
Nie wiadomo jak będzie, ale myślenie ma zawsze jakąś przyszłość, odnosi się to szczególnie do obecnej wojny na Ukrainie.
Inne tematy w dziale Polityka