Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński
152
BLOG

Polski język dyplomatyczny

Andrzej Owsiński Andrzej Owsiński Polityka Obserwuj notkę 4

Andrzej Owsiński

Polski język dyplomatyczny

Nie ma, przynajmniej w naszym kręgu cywilizacyjnym, drugiego takiego kraju pozbawionego języka dyplomatycznego, jak Polska. Wprawdzie Wieniawa-Długoszowski, o którym mówiono, że z kawalerii został zesłany do dyplomacji na skutek przekłamania językowego, twierdził, że różnica między jego przeszłością, a przyszłością polega na tym, że jako kawalerzysta mógł robić głupstwa, ale nie wolno mu było robić świństw, to jako dyplomata będzie mógł robić świństwa, ale nie wolno mu robić głupstw. Niespodzianie dla wszystkich został ambasadorem we Włoszech, jak powiadano – w wyniku adnotacji na raporcie u Mościckiego po kolejnych wybrykach Wieniawy: „do kryminału”. Napisane było jednak niezbyt czytelnie, odczytano więc do „Kwirynału”, wówczas królewskiej siedziby w Rzymie. Mimo przyjacielskich stosunków osobistych ta nominacja niewiele Polsce dała, Mussolini z samobójczym zapałem trzymał się Hitlera.

Charakterystyczną cechą polskiej dyplomacji była zasada racjonalnego przedstawiania zjawisk i na tej podstawie dokonywania prób przekonania rozmówców do określonego działania. Nie przekonaliśmy w ten sposób Francuzów w odniesieniu do niemieckiego zagrożenia, tak jak i Anglosasów w stosunku do sowieckiego.

Język dyplomatyczny, używany powszechnie na świecie, przypomina, uczciwszy wszelkie różnice formy, język szalbierza namawiającego do zrobienia „złotego” interesu. Musi uwzględniać interes osobisty rozmówcy, szczególnie jeżeli jest to znaczący przedstawiciel władzy. Typowym w tym zakresie jest przytoczony w spektaklu telewizyjnym przykład rozmowy z francuskim ministrem na temat wojny prewencyjnej z Niemcami hitlerowskimi, którego reakcja była taka, że samo wspomnienie o wojnie pozbawi go we Francji możliwości działalności politycznej. Należało więc szukać innej formy przedstawienia polskich propozycji, przystosowanej do francuskich realiów.

Błędem zasadniczym naszej, już nie tylko dyplomacji, ale polityki rządowej, jest przyjmowanie z dobrą wiarą, jako prawdy, oświadczeń przedstawicieli obcych rządów. Dla dyplomatów prawda jest zbyt cenna żeby nią szermować, należy mówić przede wszystkim to, co będzie przyjęte przez rozmówcę jako użyteczne w jego interesie.

Klasycznym przykładem są polskie interwencje u zachodnich aliantów, powołujące się na wspólne zobowiązania i wierność Polski w odniesieniu do zadań wojennych. Tego nikt nie chciał słuchać i było to typowe „przemawianie do ściany”. Należało raczej szukać i mobilizować sojuszników w kampanii ostrzeżenia przed rzeczywistymi zamiarami bolszewickimi. Memoriał Sikorskiego przed niemieckim atakiem na Sowiety jest typowym przykładem błędu w tej mierze.

Takich błędów w przeszłości dalszej i bliższej jest w polskiej historii co niemiara.

Jak zatem należy odnieść się do współczesności?

Znowu mamy do czynienia z oświadczeniami o polskiej lojalności, a nawet poświęceniu dla dobra europejskiej wspólnoty. Nikt nam za to niczego konkretnego nie ofiaruje, najwyżej możemy doczekać się poklepania po plecach i zdawkowej grzeczności, świadczonej lekceważonemu petentowi.

Polskie społeczeństwo zostało zarażone bakcylem strachu przed wylaniem nas z UE, w Brukseli zaś wyczuwają, a nie wykluczone, że sami podsycają te nastroje w Polsce.

Realia sprawy naszej obecności w tym towarzystwie są takie, że to nie w naszym interesie, ani na nasze usilne prośby zostaliśmy do niego włączeni i to hurtem, razem z takimi, którzy nawet nie bardzo o to zabiegali, a przynajmniej nie byli do tego przygotowani.

Taki był cel niemieckiego planu tworzenia nowego układu europejskiego.

Spadek po sowieckim imperium został podzielony między Niemcy i Rosję jako rezultat spisku antyamerykańskiego, a Polska stanowiła i stanowi w dalszym ciągu kluczowy element tego układu.

Jest to wynik dziesiątków lat pracy, o czym mogłem przekonać się osobiście, a ostatecznie uzyskałem cenne informacje od zaprzyjaźnionego Czecha Vrzali który przebywał wiele lat na emigracji politycznej, a nawet po 1990 roku był czeskim ambasadorem w Paryżu.

Wyjście Polski z niemieckiej UE stanowiłoby cios w najboleśniejsze miejsce tego układu. Trzeba mieć pełną świadomość tego stanu i wykorzystywać ją we wszelkich kontaktach. Jest ponadto ryzyko utraty polskiej, bardzo ważnej dla traktatu, przynależności do NATO. W tych okolicznościach powinniśmy dla potrzeb rozgrywki dyplomatycznej tworzyć pozory możliwości poprawy stosunków z Rosją, a szczególnie nie pozwalać na przypisywanie nam roli harcownika.

My wiemy najlepiej czym jest Rosja i jesteśmy przeciwko parszywemu kompromisowi szykowanemu przez kraje zachodniej Europy pod dyktando niemieckie, w którym wyznaczono nam rolę „odrażającego” przykładu rusofobii.

W całej tej podłej grze jedno jest pewne: Niemcy nie mogą pozwolić na odtworzenie wspólnej granicy interesów z Rosją na Odrze i Nysie. I to jest nasz największy atut w tej rozgrywce, wysiłki na rzecz naszej zdolności obronnej, mimo całego uznania dla działań rządu, mają o wiele mniejsze znaczenie. Mogą jednak być użyte jako argument dla uzyskania odpowiedniego zaangażowania UE, a przede wszystkim Niemiec.

Musimy zatem uniknąć jednostronnej roli, która doprowadziła do największej tragedii w naszych dziejach, jaką była agresja niemiecko sowiecka. Możemy w tym względzie powołać się na słowa Becka z 5 maja 1939, odpowiednio je trawestując, a mianowicie:

„Unia Europejska, jak wszystkie rzeczy tego świata, ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną, my Polacy znamy tylko jedną rzecz bezcenną, jest nią honor”.

Tym honorem jest nasza pozycja w UE, wysoka, ale realna i nie możemy pozwolić na jej naruszenie, tym bardziej że jest ona zgodna z zawartymi traktatami, które, w odróżnieniu od administracji unijnej, traktujemy poważnie.

Jest to jedyny język którym możemy skutecznie rozmawiać z rzeczywistymi decydentami europejskimi.

I jeszcze jedno bardzo ważne ostrzeżenie, niezależnie od dbałości o wzajemnie dobre stosunki z USA, nie możemy w żadnym przypadku używać ich jako argumentu rozgrywki europejskiej. Skazuje to nas natychmiast na rolę amerykańskiego „klienta”, rujnując naszą pozycję, zdobytą własnym wysiłkiem.

I właśnie o to trzeba w pierwszej kolejności zadbać, żebyśmy się pozbyli tej żenującej pozycji ubogiego krewnego, a mamy ku temu wszelkie możliwości, między innymi wykorzystania naszego usytuowania geopolitycznego.

Nadchodzi nowy rok, w którym powinny rozstrzygnąć się najważniejsze sprawy, a przede wszystkim zakończenie wojny na Ukrainie i krystalizowanie układów światowych, a szczególnie w Europie. Miejmy nadzieję że przyniesie on poprawę naszego położenia zarówno w skali międzynarodowej jak i wewnętrznej.

Najważniejsze jest, ażeby po raz kolejny nie decydowano o naszym losie bez naszego udziału. Trzeba jednak stworzyć możliwości zorganizowania odpowiedniej reprezentacji naszych spraw na przekór wszystkim zmobilizowanym siłom dążącym do naszego pognębienia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka