W najbliższą sobotę setki tysięcy Polaków odwiedzi muzea i inne obiekty użyteczności publicznej powszechnie uznane za wartościowe. Według corocznych relacji mediów wszystko to stanie się dzięki wspaniałomyślności instytucji, które raz w roku decydują się na otwarcie swoich progów dla spragnionych styczności z wielką kulturą ludzi.
Polacy rzeczywiście co roku w majowy sobotni wieczór tłumnie gromadzą się przed muzeami, czekają nawet w długich kolejkach, aby zobaczyć, obejrzeć, posłuchać jakiegoś fragmentu polskiej czy zagranicznej kultury. W związku z tym wydarzeniem warto, zgodnie z duchem francuskiego pisarza Frédérica Bastiata, dojrzeć to, czego media jakoś nie zauważają.
Wszystkie instytucje, muzea i obiekty do których ustawiają się kolejki są instytucjami publicznymi, a nie prywatnymi. Są one czynne kilka dni w tygodniu, a mimo to w ciągu pozostałych 364 dni w roku Polacy jakoś nie garną się do ich odwiedzania. Dlaczego?
Przede wszystkim dlatego, że w tych instytucjach panuje duch biurokratyczny, tzn. nie są one stworzone dla zwiedzających, lecz głównie dla ludzi tam pracujących. Zastanówmy się jaka byłaby frekwencja, gdyby prywatne kina były otwarte w tych samych godzinach, w których otwarte są państwowe muzea? Gdyby premiery filmowe odbywały się w poniedziałki przed południem, a nie w piątkowy wieczór? Kto normalny, poza wycieczkami szkolnymi i turystami zagranicznymi przebywającymi na wakacjach, ma czas odwiedzać muzea i galerie w ciągu dnia? Ludzie mają czas na rozrywkę, czyli kulturę wieczorami i w weekendy. Czyli wtedy, gdy w muzeach można pocałować przysłowiową klamkę.
Noc muzeów nie jest w związku z tym żadnym fenomenem, za który powinniśmy całować pracowników muzeów po rękach, tylko czymś co powinno być raczej normą. Polacy chcą obcować z kulturą przez duże „K”, ale tę szansę odbiera im nic innego jak upaństwowienie kultury. Gdyby muzea były prywatne i nastawione na zysk, a nie na garnuszku Ministerstwa Kultury, wówczas zdecydowanie więcej ludzi chodziłoby oglądać wystawy, poziom tychże wystaw byłby zdecydowanie wyższy, gdyż muzea nie mogłyby sobie pozwolić z przyczyn ekonomicznych na wynajmowanie sal na tzw. instalacje, gdzie tematem przewodnim są ludzkie odchody, bo najpewniej szybko nie mieliby na zapłacenie czynszu z powodu braku chętnych na obcowanie z tego typu wrażeniami estetycznymi.
Sobotnia noc pokazuje zatem nie wspaniałomyślność urzędników, którzy poświęcili się i w pocie czoła przygotowali „noc muzeów”, tylko udowadnia raz jeszcze, że kultura powinna być sferą prywatną pod ochroną prawa, a nie odgórnie sterowaną jeszcze jedną wyjadaczką pieniędzy z budżetu. Oprócz zwiedzających na zmianach najwięcej skorzystaliby również pracownicy tych instytucji, którzy obecnie większą część dnia spędzają siedząc w pustych salach bezproduktywnie patrząc od lat w ten sam obraz.
Czy znajdzie się jednak ktoś odważny, kto zaproponowałby zmiany idące w kierunku tego, aby noc muzeów była czymś zwyczajnym, co odbywa się co weekend, a nie raz w roku, dodatkowo centralnie sterowane i zarządzane z Warszawy i Brukseli?
Paweł Toboła-Pertkiewicz
Autor jest niezależnym publicystą i wiceprezesem Polsko-Amerykańskiej Fundacji Edukacji i Rozwoju Ekonomicznego PAFERE (www.pafere.org).
"Najważniejszym imperatywem ekonomicznym jest przykazanie Nie kradnij!. Stosowanie się do niego przez władze, jak i przez obywateli, jest podstawowym warunkiem optymalnego rozwoju gospodarczego i dobrobytu" - Jan M. Małek, założyciel i Prezes Fundacji PAFERE. Wesprzyj nas: Volkswagen Bank Direct PL 3321 3000 0420 0104 0942 1500 01 Przelewy spoza Polski: SWIFT: ING BP LPW PL 33 2130 0004 2001 0409 4215 0001
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura