Soren Sulfur Soren Sulfur
989
BLOG

Nie wolno zburzyć Pałacu Kultury

Soren Sulfur Soren Sulfur Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 31

Nie możemy zburzyć Pałacu Kultury, symbolu sowieckiej niewoli i systemu który niszczył Polaków. Nie dlatego, ponieważ nie jest to prawdą, ale właśnie dlatego, że jest.

Biblia może nauczyć wielu rzeczy, to otwarta księga opisująca przeżycia, mądrości w formie metafor, wniosków, poezji od tysięcy lat. Można zarzucać jej wiele, w tym niespójność, ale jeśli spojrzy się na nią jak na spis historii a nie prawd historycznych, to można zobaczyć jakie motywy przewijają się przez nią, łącząc wszystkie opowieści. Jednym z nich jest motyw pychy, zaślepienia potęga i władzą, która objawia się w zapomnieniu o tych, których dotknął los. Zapomina się o cierpieniu, gardzi się nim. To nie o nas. To nie do nas. Pycha zaś zawsze kroczy przed upadkiem. Dlaczego? Właśnie dlatego: bo pycha powoduje zapomnienie prawdy o konstrukcji świata: niedola w końcu dopada każdego.

 Żydzi przez cały Stary Testament powtarzają tą sama historię-pną się na szczyt, do góry, wbrew wszystkiemu, wygrywają, budują królestwo, by zaraz potem stać się ofiarą innych ludów. Popadają w niewolę, są zabijani, tracą ziemię, są upokarzani. A potem podnoszą się znowu, odbijają to co stracili, odzyskują swoją przyszłość. I wtedy ponownie spadają w dół. Cykl powtarza się nieustannie. Próbują na wiele sposobów się z niego wydostać. Wybierzmy wodza-nie działa. To może zbudujmy państwo. Nie działa. Może kolaborujmy. Nie działa. Upadek wciąż się powtarza.

Za każdym jednak razem pojawia się głos-w postaci jednego z Proroków-który stwierdza: to nie wina żadnego Babilonu czy Rzymian, żeśmy upadli. Nie dlatego biorą nas w niewolę, bo są źli. Upadliśmy, bo to my zbłądziliśmy. Wina jest po naszej stronie.

Nie robiliśmy tego, co trzeba. Nie postępowaliśmy jak należy. Wtedy, gdy posiedliśmy potęgę również kładliśmy fundament pod nasz upadek, bo zapominaliśmy, że aby zyskać cokolwiek - należy się poświęcić. Kiedy osiągaliśmy to, co chcieliśmy wpadaliśmy w iluzję, ze jest to nam dane już na zawsze, że tak musi i ma być i nikt nie może nam tego odebrać. Zapominaliśmy więc, jak ciężko było to zdobyć i że wymagało to wyrzeczeń. I by to utrzymać potrzebne są kolejne wyrzeczenia. Że nie można spocząć na laurach i należy „bać się Boga” - czyli być nieustannie świadomym możliwości nagłej odmiany losu. Należy być zawsze gotowym, zawsze czujnym, nigdy nie popuszczać. Inaczej zaprasza się katastrofę do własnego domu. Jeśli zapomni się o tym, że istnieje niedola-zapomina się że może ona i nas spotkać, a gdy zapomina się o tym to przestaje się temu przeciwdziałać. I wtedy niedola nas dopada, miażdży i wypluwa-bo nie jesteśmy już na nią gotowi, przestaliśmy ją odpychać. Ryba psuje się od głowy - za każdym razem odwracaliśmy się od tego, co uczyniło nasz lud wielkim. Gnuśnieliśmy i tym właśnie sprowadziliśmy na siebie porażkę. Bo myśleliśmy, że już nie trzeba. Że już nam wolno. Ale prawda jest taka, że nigdy nam nie wolno. Wniosek więc na wszystkie przyszłe wieki jest taki, że nigdy nie można przestać być czujnym, nigdy nie można przestać być zwartym, nigdy nie jest czas na podarowanie sobie poświęceń. Zawsze należy robić to, co trzeba, to co niezbędne. Nie ma wytchnienia. Taki jest tragizm ludzkiej egzystencji.

Stary Testament w tym ujęciu jawi się jako tragiczna historia żydowskiego narodu, który nieustannie podnosi się po to, by upaść. Upada po to, by wstać. Upada dlatego, bo zapomina co go wyniosło na szczyt. Podnosi się, gdyż sobie to przypomina. Zostaje w pognębieniu dopóty, dopóki obwinia wszystko i wszystkich naokoło - tylko nie siebie. Bo to oznacza kapitulację wobec nieszczęścia, zgodę na swój los. Cierpiętnicze oskarżanie konstrukcji świata - jest wygodne. To walka jest trudna. Cierpiętniczość nie wymaga poświęceń. Walka-tak. Cierpiętniczość nie wymaga ryzyka. Walka - tak. A walczy się nie z światem, ale z samym sobą, swoją nieudolnością, swoimi wątpliwościami, strachami, marnością. Z wadami. Nie sztuką jest obwiniać okoliczności. Sztuką jest wyciągnąć z niej wnioski. A te zawsze nieuchronnie prowadzą do tej samej, nieprzyjemnej konkluzji: nasza wina. Nasza bardzo wielka wina.

Łączy się to z jedną z pierwszych historii biblijnych Kaina i Abla. Dwoje braci żyje po swojemu. Każdy z nich składa ofiary Bogu. To metafora. Jeśli chcemy cokolwiek osiągnąć w życiu - musimy coś poświęcić. Nie włożysz - nie wyjmiesz. Im większa ofiara, tym większa nagroda. To podstawowa prawda życia ludzkiego. Abel dokonuje właściwych poświęceń - jego ofiary przynoszą mu nagrodę. Ale Kain nagrody nie otrzymuje. Zamiast szukać winy po swojej stronie - w niewłaściwej ofierze, niechęci do większego poświęcenia - szuka jej u brata. Staje się zawistny. To nie jego wina, to wina Abla. To wina świata, Boga. Ale nie jego. Zabija brata z zazdrości o to, jak mu się powodzi. Nagrody jednak żadnej nie otrzymuje. Otrzymuje jeszcze większą karę niż dotychczas. Staje się żałosną egzystencją, która służy za przestrogę dla innych ludzi.

Historia ta przekazuje, że nie należy gdy dzieje się coś złego szukać winy u innych, zrzucać jej na coś lub kogoś, bo wtedy spotka nas jeszcze gorszy los, ale szukać jej u siebie. Czy naprawdę zrobiłeś wszystko, co mogłeś, by tego uniknąć? Czy naprawdę przygotowałeś się? Czy naprawdę dokonałeś właściwych wyborów, a może tu i tam sobie folgowałeś, unikałeś odpowiedzialności, robiłeś to czego nie trzeba? Może to gromadziłeś latami, aż teraz urosło do tych rozmiarów? Taki jesteś pewien, że to wina wszystkich, tylko nie ciebie? Jesteś idealny, najlepszy, niesamowity do tego stopnia, że nie masz sobie nic do zarzucenia? Nie. Jesteś tylko człowiekiem i to co cię spotyka masz na swoje własne życzenie. Doskonale wiesz dlaczego. Kara spotyka cię właśnie dlatego.

Tą samą lekcję, co Żydzi odrobili Polacy. W wyniku rozbiorów utraciliśmy swoje państwo a przez to o mały włos swoją tożsamość i istnienie. Popadliśmy w niewolę u obcych ludów. Służyliśmy obcym państwom, budowaliśmy ich chwałę i przyszłość innych nacji, dla siebie nie dostaliśmy nic. A kiedy zadaliśmy sobie pytanie dlaczego tak się stało, długo kłóciliśmy się ze sobą. Póki winy szukaliśmy u innych - byliśmy niczym i nikim. Aż w końcu doszliśmy do tego samego wniosku, co Żydzi - nasza wina. Nasza bardzo wielka wina.

I Rzeczpospolita zgnuśniała. Uznała się za idealną, potężną, nie potrzebne były zmiany, niepotrzebne było dostosowanie się. To świat miał się dostosować o nas. Pycha kroczy przed upadkiem. Ale czy nie zabawne jest, że przegrani mają taką sama mentalność jak ci, co są pyszni swoją chwałą? Przegrani mówią - to nie my, to innych wina, my jesteśmy ofiarami. Pyszni mówią-my nie musimy się dostosować, to inni muszą. Dwie strony tej samej monety. Mentalność niewolnicza jest tym samym co mentalność panów i obie prowadzą do upadku.

Polacy myśleli, że wyciągnęli wnioski. Nie było to prawdą. Po odzyskaniu niepodległości - niesamowitym wysiłku jakiego to wymagało, mobilizacji - pokonaliśmy Bolszewików w 1920. Ponownie - niesamowita mobilizacja, poświęcenie. Po takim starcie wydawało się, że wszystko stoi przed nami otworem. Czyż nie zrobiliśmy tego, co trzeba? Czyż nie dokonaliśmy niezwykłych czynów dlatego, ponieważ staliśmy się wyjątkowi? Bo wykonaliśmy odpowiednie poświęcenia? Uświadomienie sobie niezwykłości naszych dokonań spowodowało nasz upadek, gdyż było przejawem pychy. W rezultacie dwadzieścia lat później nasza państwowość utraciliśmy a wraz z nią miliony istnień. Po wojnie popadliśmy zaś w sowiecka niewolę, której symbolem jest Pałac Kultury. Ale symbol ten jest czymś szerszym, bo obrazuje tragedie i klęskę drugiej wojny.

To naturalne, że niecierpi się swoich niewoicieli, a ich symbolikę pragnie się zniszczyć-jako rytualny akt oczyszczenia z upodlenia oraz zemstę na ciemiężcach. To normalne. To powszechne. To zrozumiałe. I dlatego nie wolno nam tego zrobić.

Bo to nie jest z przyczyny Sowietów ani Niemców. To nasza własna wina. Sami się zniszczyliśmy i daliśmy zniewolić - nie będąc gotowym. Nie zrobiliśmy tego, co trzeba. Nie składaliśmy niezbędnych ofiar. Teraz zaś wymyślamy wymówki. A któż mógł się przeciwstawić dwóm największym armiom ówczesnego świata? Kto mógł przeciwstawić się brutalnym, totalitarnym reżimom, pierwszym w historii? Kto mógł przewidzieć? Czyż nie mieliśmy potężnej armii, czyż się nie staraliśmy? Zdradzili nas sojusznicy, jak mogliśmy to wiedzieć? I tak dalej. Marność nad marnościami i wszystko to marność. Wymówki nad wymówkami - i wszystko to wymówki.

Nie, najwyraźniej nie zrobiliśmy tego, co trzeba. Najwyraźniej nie dokonaliśmy wystarczających poświeceń. Najwyraźniej byliśmy zbyt pyszni. Nasze błędy w planowaniu, rządzeniu, kalkulacji międzynarodowej, edukacji, rozwoju gospodarki, kultury, instytucji i tak dalej i dalej - doprowadziły do tego, że nie byliśmy gotowi. Dostaliśmy dwie dekady, a nie osiągnęliśmy niczego. Że niby Polska była biedna? Że Wielki Kryzys? Że łączenie zaborów? Podziały społeczne, etniczne? Niestabilność polityczna? Wymówki nad wymówkami i wszystko wymówki. W 1918 roku zbudowaliśmy państwo z niczego, w 1920 obroniliśmy je przed bolszewicką nawałą która przetoczyłaby się przez Europę gdyby nie wiktoria warszawska. Los, świat, Bóg - nie rzucają przeciwko człowiekowi niczego, z czym nie umiałby sobie poradzić. Skoro mogliśmy wtedy, mogliśmy i później. Nie udało się, ponieważ byliśmy pyszni. Gnuśni. Nie przygotowaliśmy się jak należy, nie dokonaliśmy właściwych poświęceń.

Mogliśmy być gotowi do wojny. Mogliśmy lepiej rozwinąć gospodarkę. Mogliśmy lepiej ustawić sojusze. Mieliśmy dwie dekady. Mogliśmy wszystko. Wina jest po naszej stronie.

Ale jest pewne, że zapomnimy. Tak jak Żydzi zapominali. Ale Żydzi starali się wyciągnąć wnioski. Pierwszą Świątynię Jerozolimską zburzyli Babilończycy. Żydzi przetrwali to. Babilon upadł, jego lud znikł. Żydzi żyli nadal, odzyskali siebie. Odbudowali świątynię. A gdy znowu popadli w niewolę - tym razem rzymską - i próbowali się zbuntować, utracili Świątynie po raz drugi. Tym razem jej nie odbudowali. Wyciągnęli wnioski. Pozostała Ściana Płaczu. Nie odbudowali Świątyni po to, by pamiętać, że pycha kroczy przed upadkiem. By pamiętać o swoim upadku by był przestrogą, co się dzieje gdy się zapomina. By przyszłe pokolenia pamiętały.

I tak samo musimy zrobić my, Polacy. Pałac Kultury musi zostać, właśnie jako symbol sowieckiego zła, zniewolenia, śmierci i upodlenia. Jako efekt napaści Hitlera. Jako skutek naszej słabości. Ma dominować nad Warszawą, by przypominał nam o tym, co się dzieje z nami, gdy stajemy się pyszni, gdy przestajemy robić to co trzeba, gdy myślimy, że świat dostosuje się do nas. I by nigdy nie obwiniać świata, ale zawsze szukać winnych w sobie. By był to symbol który nam nieustannie przypomina - że to była nasza wina. Nasza bardzo wielka wina. Przeto nie możemy sobie pozwolić na to, by się to powtórzyło. A się nie powtórzy, gdy zawsze będziemy zmobilizowani, gdy zawsze będziemy patrzeć w przyszłość i dokonywać właściwych poświeceń.

Pałac Kultury należy zamienić w pomnik każdego naszego upadku, każdej naszej winy która do niego doprowadziła, wszystkiego tego co nas zamieniało w gnuśnych, nadętych, zapatrzonych w siebie, pysznych nieudaczników, którzy aż się prosili, by ich zmiażdżyć. Świat nie toleruje czegoś takiego. To przyciąga padlinożerców, przyciąga zło, które spada jak jastrząb, rozrywa i niszczy. Musimy pamiętać o niewoli i jej konsekwencjach. Nie możemy zepchnąć tego do jakiegoś muzeum, na jakiś zaciszny cmentarz, do zakurzonych książek. To musi być na widoku nieustannie, tak by każdy mógł zobaczyć, by każdego dnia wyglądał przez okno i widział. Gdy jedzie do pracy. Spotyka się na mieście. Robi zakupy. Odbiera dzieci z szkoły. Odwiedza stolicę. Ten cień ma zawsze tam być i wryć się a nasze mózgi po wsze czasy, niczym Ściana Płaczu.

Pycha kroczy przed upadkiem. Zło ściąga do pychy jak ćma do świecy, bo pycha osłabia i ogłupia. Nasza wina, nasza bardzo wielka wina.

Sulfur

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka