Czytając salon, odnoszę wrażenie, że niektórzy blogerzy, zadecydują o wszystkim, co po tej katastrofie ma nastąpić.
Kto (i to już raczej przesądzone, kto) jest winien tego, że się ta straszna rzecz rozegrała.
Czy powinniśmy się smucić wszyscy, czy może tylko ci, którzy politycznie mieli co najwyżej małe zastrzeżenia do prezydentury Lecha Kaczyńskiego.
Oczywiście wszyscy byliśmy w każdych okolicznościach manipulowani, bo przecież nawet, jak już te przeklęte media pokazywały Prezydenta naturalnego, wyluzowanego i z poczuciem humoru, to nie po to, żeby go tak po prostu pokazać, ale dlatego, że miały w tym interes.
Zaczęli pojawiać się już przy tej okazji, także rozmaici prowokatorzy, którzy nawet nie przypuszczają, podejmując swoje chore działania, komu tak naprawdę szkodzą najbardziej poza sobą.
Boję się, że Platformę ogarnie szał i nieodparta pokusa zgarnięcia całej puli, ale na razie myślę sobie o tym po cichu, prywatnie. Wolę do końca wierzyć, że można inaczej, lepiej. Jeśli będę miał okazję, by zaprotestować przed polityczną pazernością wyborczą kartą, to po prostu to zrobię, nie obrażając po drodze wszystkich i siebie przy okazji. Zresztą, jeśli ktokolwiek w bezmiarze tej tragedii, chciałby działać w polityce jak dotąd, to nie mam najmniejszej wątpliwości, że skończy przegrywając z kretesem. Publicystyczne wybieganie w przyszłość w takich okolicznościach - kto na pewno zostanie Prezydentem, a kto nim z pewnością nie zostanie - jest tak samo mądre, jak kategoryczne obstawanie przy tym, że się jutro na pewno obudzimy. Można zaplanować sobie życie, a i tak nie wszystko jest w naszych rękach. Miejmy więc, do tego większy dystans.
Zobaczmy wszyscy, jak kruche jest nasze życie. Pochylmy się nad tajemnicą życia i śmierci, bo obawiam się, że tej refleksji w nas, wciąż jest za mało. Zdążymy odebrać swoją lekcję pokory? Wykorzystać szanse, jakie wciąż na nowo dostajemy, nim wszystko przeminie?
Jeszcze nie wydobyto wszystkich ciał, nie zidentyfikowano wszystkich ofiar, a my już kopiemy się zawzięcie nie po kostkach, lecz głowach. Urągamy sobie i swojej inteligencji. Czy warto? W imię czego? I czy Ci, którzy od nas odeszli, życzyliby sobie byśmy w taki sposób zaczęli kontynuować to, co po sobie zostawili?
Jak dom płonie, to się go najpierw gasi, a później wyjaśnia, jak doszło do tego, że stanął w płomieniach.
Wszyscy tworzymy Polskę, cokolwiek o sobie myślimy. Możemy dalej różnić się co do tego, jak ma wyglądać, gdzie rozkładać akcenty w jej dalszej budowie czy ulepszaniu. Ale do ciężkiej cholery - nie wolno nam jej między sobą szarpać, wyrywać ją sobie, jakby to był kawałek sukna. Cennego, ale po rozdarciu nie mającego żadnej wartości - ot, kawałka szmaty. Nie wolno nam tego robić!
Lepiej budować w oparciu o to, co już jest. Co pozostawili po sobie Ci, którzy stracili pod Smoleńskiem życie, niż na zgliszczach naszych najgorszych cech, najniższych instynktów i tak naprawdę braku wiary.
Wiary w drugiego człowieka. Z jego poglądami, opiniami, sympatiami i antypatiami.
Ten samolot jest tego przykładem - miał wiele barw, a leciał i rozbił się pod flagą biało-czerwoną. Czyż to nie jest symboliczne?
Zginęli ludzie. Pozostaliśmy my - mam nadzieję, że zawsze i w każdych okolicznościach - ludzie.
Inne tematy w dziale Polityka