partyzantka partyzantka
6853
BLOG

Mam mutację genu BRCA1.

partyzantka partyzantka Kultura Obserwuj notkę 107

I nie wydaje mi się, by była to rzecz, o której warto pisać. Ale nie potrafię tematu przemilczeć ze względu na ilość idiotyzmów, które czytam w tym temacie.

Każda próba zakwestionowania słuszności decyzji Jolie jest postrzegana jako brak współczucia, niezrozumienie czy brak wiedzy odnośnie do poruszanej kwestii. Koronnym argumentem staje się ten, że nie można wypowiadać się w temacie, który kogoś nie dotyczy, bądź ten, że nie można mówić o raku, jeśli się z nim nie zetknęło.

Histioria nowotworowa mojej rodziny jest bardzo bogata. Nie miejsce by o tym opowiadać - piszę o tym tylko po co, bo chcę zbić zarzut pierwszy, mianowicie, że nie wiem o czym mówię pisząc o raku.

Co więcej - ponieważ genetycznie istniało ryzyko, że mogę być obciążona jakąś mutacją sprzyjającą nowotworowi, zrobiłam badania. Okazało się, że mam, podobnie jak Jolie, mutację w genie BRCA1.

Nigdy przez myśl mi nie przyszło, że mogłabym usunąć sobie piersi bądź jajniki, by pozbyć się ryzyka. W caleceniach mam kilka rzeczy: zdrowe odżywianie, zero antykoncepcji, REGULARNE BADANIE, i ewentualnie, ale po spełnieniu planów macierzyńskich - usunięcie jajników.

Pewnie, powiecie, Angelina ma już na karku parę lat i tyle dzieci ile chce. Co, przyszedł czas na to, żeby usunąć to, co mogłoby być narażone na nowotwór. Szczęśliwym trafem te 90% ryzyko nie odezwało się przez tyle lat, tak że jeszcze zdąży zminimalizować je do 0.

Żeby było jasne - nie chcę stawać w kontrze do decyzji Jolie. Jej sprawa, nikomu nic do tego.

Ale nie mogę przymknąć oka na to, jak tę sprawę się przedstawia. Jej decyzja ukazywana jest jako wyraz rozsądku, rzecz, którą kobiety z podobymi mutacjami powinny zrobić bez mrugnięcia okiem. Ta presja, pokazywanie, że tylko taka decyzja jest rozsądna jest totalnie nieuczciwa wobec innych kobiet, w tym także wobec mnie. Nie uważam, bym nie decydując się na amputację piersi oraz wycięcie jajników narażała się niepotrzebnie na chorobę. Nie uważam, że rak to koniec świata. Nie uważam, by rak był wyrokiem śmierci. Uważam jednak, że nie da się pozbyć cierpienia z życia.

Nie szanowni Państwo, nie biorąc pod uwagę takich rozwiązań jak Jolie, nie skazuję siebie na raka. I udowadnianie mi, że z takim prawdopodobieństwem pewnie go dostanę, uważam za przejaw ignoracji, idiotyzmu, braku empatii i dobrej woli.

Prawdopodobieństwo choroby nie jest chorobą. 

Jeśli miałabym żyć zgodnie z tym, co piszą niektórzy - nie pozostaje mi nic innego jak czekać na nowotwór. Absurd.

partyzantka
O mnie partyzantka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura