Wicepremier Pawlak właśnie wyjaśniał w tvn24, na czym polega problem polskich hodowców ze sprzedażą żywca. Otóż, wg niego, żywiec jest nieopłacalny, bo podrożało zboże, zatem również pasze. Natomiast pewne podmioty zagraniczne mogą sobie pozwolić na sprzedaż żywca po niższej cenie, ponieważ zyski realizują już w Polsce, na sprzedaży gotowych, przetworzonych produktów. Podmioty te premier Pawlak określił jako "spółdzielnie". W celu rozwiązania problemu, zalecił polskim rolnikom, wzorem tych spółdzielni, wzięcie udziału również w przetwórstwie.
Spróbujmy to powoli rozebrać. Zagraniczni producenci zarabiają nie na produkcji żywca, tylko na przetwórstwie. Należy z tego wyciągnąć wniosek, że sprzedaż odbywa się wewnątrz owych spółdzielni, innymi słowy, spółdzielnie sprzedają żywiec same sobie. Skoro zyski nie pochodzą z produkcji świń, ale z przetwórstwa, należy rozumieć, że cena towaru w tej wewnętrznej sprzedaży jest sztucznie zaniżona, poniżej prawdziwej ceny, która dawałaby zysk na produkcji. No ale, skoro tak, to po co ta zabawa? Czemu "spółdzielnie" nie kupują żywca u polskich rolników, za faktyczną rynkową cenę, pozbywając się przynoszącego straty etapu produkcyjnego? Oczywiście, nic nie wiemy, kto jest faktycznie w stanie ten żywiec wyprodukować taniej, czy polscy rolnicy, czy ci zagraniczni - ale taki argument, jakoby zagraniczni produkowali taniej, z ust premiera Pawlaka nie padł.
Czy więc premier Pawlak mówi nam wszystko? Czy ktoś potrafi rzucić na tę sprawę jakieś światło?
I czy z gospodarką częściowo rynkową nie jest tak jak ze śledzikiem częściowo nieświeżym?
Inne tematy w dziale Polityka