Mam wrażenie, że w ostatnich dosłownie dniach, w dyskusji publicznej, nastąpiło przełamanie pewnej bariery, a mianowicie zaczęto otwarcie mówić o możliwości ograniczenia suwerenności Polski, w procesie integracji europejskiej, jako o czymś dopuszczalnym lub nawet pożądanym. Po przełamaniu tej bariery, głosów takich jest coraz więcej i mam przeczucie, że niebawem nastąpi wysyp.
To oczywiście dobrze, że stawia się sprawy otwarcie - to ułatwia dyskusję. Choć, trzeba od razu dodać, nie wszyscy przecież zgadzają się, że integracja suwerenność ogranicza.
Co jest tu jednak ciekawe, to że takie stawianie sprawy jeszcze kilka lat temu wywoływałoby szok i zdecydowany sprzeciw u większości Polaków, a gdyby takie głosy pojawiły się przed referendum akcesyjnym, jego wynik mógłby być inny.
Czy to jest jakiś problem, że ludzie z wolna ewoluują w swoim postrzeganiu świata i że wczorajsze ideały dzisiaj już nimi nie są? Tej, właściwie już filozoficznej, kwestii, nie chcę tu rozważać. Ograniczę się tylko do deklaracji, że moim zdaniem, gdy chodzi o powolne ograniczanie niezawisłości kraju, to jest problem.
Chciałbym tylko spojrzeć w przyszłość i zastanowić się, co może nastąpić, jeśli ta "ewolucja" będzie postępować? W tym celu, należałoby najpierw ustalić, co dziś wydaje się nam święte i nienaruszalne. Nasze granice? Obowiązujący język urzędowy? Religia? Czy mają Państwo inne propozycje?
Inne tematy w dziale Polityka