Była kiedyś taka anegdota o perkusiście w orkiestrze, który mając do zagrania jedno jedyne uderzenie w talerze pod koniec symfonii - przysypiał zazwyczaj i zapominał wykonać swoją partię. Pewnego dnia, przed ważnym występem, zdesperowany dyrygent wpadł na pomysł, aby w trakcie grania utworu posyłać co jakiś czas feralnemu muzykowi znaczące spojrzenie, sprawdzając, czy jest gotów. Tak też się umówili. Grają więc, dyrygent spogląda regularnie na perkusistę, a ten odpowiada uspokajającym gestem. Gdy przychodzi wreszcie finał i czas na talerzowy fajerwerk, dyrygent daje perkusiście znak, a ten - unosi rękę w uspokajającym geście.
Choć analogia jest może dość subtelna, ten właśnie dowcip przychodzi mi do głowy w związku z pewnym aspektem działalności publicznej pana Bronisława Wildsteina. Pan Bronisław wielokrotnie pokazywał się jako znakomity polemista i demaskator "salonowej" demagogii. To właśnie po obejrzeniu jednej z dyskusji w tv, w której redaktor miał znaczący udział, zamieściłem pierwszą notkę w Salonie, wspominając tam o świetnych replikach pana Bronisława. Demaskatorski wywód i ironiczny ton Wildsteina - to coś, co powoduje, że ręce same składają się do oklasków. Dochodzi jednak czasem też do sytuacji, w których to Bronisław Wildstein staje się przedmiotem publicznej oceny, a to z powodu piastowania urzędu prezesa TVP, a to z okazji wydania powieści. I tu, gdy spodziewamy się usłyszeć rzeczową dyskusję i odniesienie się do słów krytyki, ze zdumieniem stwierdzamy, że Bronisław Wildstein nie zmienia swojej komentatorskiej retoryki, a krytyczne uwagi odbijają się od ściany jego szyderczego "dobra, dobra, już ja wiem, kto wy jesteście i kto was nasłał".
W dzisiejszym pożegnalnym wpisie, Bronisław Wildstein podzielił odbiorców swojej twórczości na "prawdziwych czytelników" i "oddelegowanych funkcjonariuszy". Nie określa, co prawda, wprost, czy te dwie grupy wyczerpują wszystkie możliwe postawy wobec jego powieści, można jednak odnieść wrażenie, że - wg niego - tak.
Otóż - i tu zwracam się do pana Wildsteina bezpośrednio - nie potrzeba naprawdę wielkiej błyskotliwości, Panie Bronisławie, żeby zauważyć, że wielu krytyków Pańskiej powieści jest nią po prostu estetycznie zniesmaczonych i nazywanie ich funkcjonariuszami jest insynuacją i pomówieniem. Pana kuriozalne dobre samopoczucie na swój temat - to Pańska sprawa, ale niech Pan nie obraża ludzi.
Ja również kilka razy wypowiedziałem się krytycznie o Pańskiej powieści. I w rzeczy samej - po przeczytaniu dwóch pierwszych odcinków, nie wykazałem "dobrej woli" i nie czytałem dalej. Uznałem, że dobrej woli należy wymagać nie tylko od czytelnika, ale także od autora, a Pańska proza wydała mi się, literacko, tworem dziecka, które naśladuje pisarza.
Nie chcę tu wchodzić w temat wpływu przeżyć z przeszłości na Pańską postawę, choć dziś taka kwestia, oczywiście, nasuwa się. Myślę, że mimo wszystko stać Pana na zrozumienie, że nie wszyscy Pańscy krytycy to nasłani funkcjonariusze. Proszę o więcej samokrytyki, bo impregnując się na uwagi z zewnątrz, kreuje Pan wokół swojej osoby nie przeciwieństwo wszechwiedzącego "salonu", lecz jego lustrzane odbicie.
Inne tematy w dziale Polityka