Można tylko pomarzyć, aby polski prezydent czy premier, reprezentując nas za granicą, czuł się tak pewnie i swobodnie jak europejscy i światowi szefowie piłki w naszym kraju, a pewnie też i w dowolnym miejscu na Ziemi. Ci to mają sen spokojny - stały elektorat, bez realnej możliwości przepływu gdziekolwiek - no bo jakie inne igrzyska na świeżym powietrzu mają taką tradycję i tak rozbudowaną infrastrukturę?
Stan naszych przygotowań do Euro ostatnio gwałtownie poprawił się. Początkowo mówiono o potrzebie wybudowania sieci autostrad, hoteli oraz lotnisk i stadionów. Parę tygodni temu zaczęto zauważać, że tak naprawdę to wystarczą stadiony, a dziś, po raz pierwszy, usłyszałem w Wiadomościach, że niezbędny to jest tylko stadion w Warszawie, na mecz otwarcia, bo inne obiekty w razie czego można będzie zastąpić (ta złota myśl niestety nie została rozwinięta, więc nie znam uzasadnienia).
Mogliśmy też dziś usłyszeć głosy austriackich i szwajcarskich przedsiębiorców - hotelarzy, taksówkarzy - skarżących się, że zamiast na Euro zarobić, stracili, bo tubylcy na czas fiesty uciekli, a przyjezdni, nie dość, że nie szastali pieniędzmi, to jeszcze zabawili strasznie krótko - i zaraz po zakończeniu mistrzostw - nie uwierzycie - wyjechali!
Coraz bardziej staje się więc jasne, że aby Euro odbyło się w Polsce i na Ukrainie, jedynym niezbędnym warunkiem jest, aby UEFA zarobiła swoje. Dlatego musimy wybudować UEFie stadion narodowy, aby było gdzie zagrać mecz otwarcia.
Co z tego będzie miała Polska? Igrzyska - dla tych, co lubią - na pewno. Prestiż i reklamę? Jeśli nie będzie grubszej wtopy i będzie się czym pochwalić. Podobno też jeszcze nigdy w historii żaden kraj organizujący Euro nie stracił na imprezie, a nawet zawsze zarobił. No tak...
Inne tematy w dziale Polityka