Dwie kwestie bieżące, które, wydaje mi, jakoś słabo dziś wybrzmiały w Salonie.
Po pierwsze - Donald Tusk, który zachowuje się jak chłopaczek, nie jak premier. Jakbym słyszał Sławomira Nowaka, który mówi - musisz pojechać na Podhale, pokazać się. No i Tusk się pokazał, jako swój chłop, wydukał parę frazesów - rozumie, że poszkodowani nie mogą "zbyt długo" czekać na pomoc. Co jednak najciekawsze, stwierdził, że gdy widzi zawalony most, to ustawa medialna przestaje go interesować. Brakowało tylko, żeby premier zakasał rękawy i zabrał się za odszlamianie lokalnych ulic, a ustawami to może niech wójt gminy się zajmie.
Druga rzecz - PiS marnieje, lewica - kwitnie. Z PiS-u jakby wyszło powietrze. Jakby stracili orientację, kim właściwie są i o co walczą. Mowa Cymańskiego w debacie o odwołanie Kopacz - słabiutka, nieprzygotowana. Więcej teatru niż argumentów. Na tym tle - wystąpienie Balickiego wydawało się szczytem konkretu i kompetencji. On po prostu wypunktował panią Kopacz na zimno.
Dziś z kolei, Wenderlich z Szymanek-Deresz - przejechali się na Platformie jak na łysej kobyle - Wenderlich potrafi wartko gadać nawet o niczym, a co dopiero, gdy może posłużyć się prawdziwymi argumentami. A gdzie podobne wystąpienie kogoś z PiS-u? Czemu lewica sama spija tę śmietankę?
Inne tematy w dziale Polityka