"Amerykański niszczyciel USS Mc Faul z pomocą humanitarną na pokładzie przypłynął do Batumi w południowo - zachodniej Gruzji" - czytamy na onecie.
To chyba najlepszy dowcip informacyjny od czasu "południowokoreański samolot zwiadowczy, który naruszył przestrzeń powietrzną ZSRR, zderzył się z innym samolotem". Tyle że coś jakby mniej dziś do śmiechu. Przychodzi do głowy pytanie, czy ta pomoc humanitarna na pewno wszystkim wyjdzie na zdrowie, tym bardziej, że dalej czytamy:
"Według Departamentu Stanu USA, do Gruzji mają przypłynąć jeszcze dwa amerykańskie okręty z tysiącami koców, żywnością dla dzieci oraz środkami higienicznymi."
Dwa dni temu przez portale informacyjne przemknęła wiadomość, że "podczas operacji koalicji" w Afganistanie zginęło 76 cywilów, głównie kobiet i dzieci. Ponieważ wiadomość przyszła w kilka dni po zamachach na francuskich i polskich żołnierzy - tu skojarzenia są już zupełnie nie do śmiechu. Gdy dodamy do tego proces polskich żołnierzy w związku z wypadkami w Nangar Khel - robi się z tego najważniejszy dziś chyba temat do opisania. Kto ma to zrobić? Przecież nie blogerzy, którzy jak słusznie zauważył Stanisław Janecki, przetwarzają tylko informacje medialne. A więc, dziennikarze - do dzieła.
Pozostając jeszcze przy polskich ofiarach w wojnach - irackiej i afgańskiej. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że do redagowania czołówek polskich gazet próbują przyłożyć swoją rękę nasi przeciwnicy w tych wojnach. Pierwsza strona, ze zdjęciem uradowanej pani Rice i naszych przywódców, wygląda jednak zupełnie inaczej, gdy pod spodem czarnymi literami stoi, że trzech polskich żołnierzy zginęło w Afganistanie. Choć - nie wszystkie redakcje najważniejszych dzienników zdecydowały się na taki dysonans.
Na pewno dysonansu nie było w dziennikach telewizyjnych - tu śmierć Polaków była główną informacją dnia... następnego. Aczkolwiek do pewnych zakłóceń doszło jednak już w środę wieczorem - np. w studiu TVP Info, w rozmowie z ministrem Sikorskim. Tak tragicznej wiadomości nie dało się przecież zbyć zupełnym milczeniem, na wstępie więc minister wyraził swoje kondelencje, krótko i zdawkowo. Tę część, niczym parawanem, oddzielono dżinglem od głównej części rozmowy, w której już Sikorski, zadowolony i uśmiechnięty, roztoczył opowieść o swoich zasługach na polu bitwy negocjacyjnej z Amerykanami.
Inne tematy w dziale Polityka