Będę chyba największym entuzjastą tego filmu, spośród salonowych, i nie tylko, recenzentów. (Nawiasem mówiąc, w "Wyborczej" ten film uzyskał 3*, a "Ogród Luizy", o którym pisałem poprzednio - 5*, co dla mnie jest niezwykle wręcz zabawne.) Film ani mnie nie znudził, ani nie wydał się denerwujący. Przeciwnie - skupił moją uwagę od samego początku i tak pozostało do końca. Świetne, znakomicie zrobione kino.
Film pierwszorzędnie zagrany. Wyróżniłbym Bena Kingsley'a oraz rewelacyjną Patricię Clarkson jako Carolyn. Ciekawą kwestią jest rola Cruz - początkowo, niewiele grająca i widocznie starsza od granej bohaterki, wydaje sie być obok roli, a jej postać - płaska. Można w tym widzieć niedostatek filmu, ale można też - celowy zabieg, pokazania Consueli z punktu widzenia bohatera męskiego, jako kobiety od niego dojrzalszej, a przy tym nieprzeniknionej, "niewidzialnej" - zgodnie z teorią przyjaciela-poety. To przecież stały, od zawsze obecny w kinie motyw. (Czyż postać Consueli, zwłaszcza gdy spojrzeć na plakat filmu, nie przywodzi na myśl "Jowity" Morgensterna?) Tym większa niespodzianka - dla mnie - gdy na końcu reżyserem okazuje się kobieta, choć nie twierdzę, że kobiecej ręki w filmie nie widać.
Polecam.
A dziś - wchodzą do kin "Cztery noce z Anną". Bardzo jestem ciekaw tego filmu. No i oczywiście "1612" - ten zwiastun, który widzieliśmy w kinach, to chyba specjalnie na polski rynek zrobiony? Bo taki w sumie biorący nas pod włos :)
Inne tematy w dziale Kultura