Właściwie miał to być komentarz do wpisu peergynta, ale wrzucam osobno, może dyskusja się jeszcze rozwinie.
Wildstein w swoim programie sprawia wrażenie, jakby z tematu, ogólnie mówiąc, niewyrównanych krzywd z czasów PRL-u, chciał zrobić ciekawy, komercyjny temat telewizyjny, a sam stać się popularnym, lubianym prowadzącym, coś na wzór prezenterów przyrodniczych programów o dzikich zwierzętach (być może koncepcja pochodzi od kogoś innego, a BW się jej tylko poddaje).
Jak dla mnie - wychodzi z tego coś dziwnego i słabo strawnego. Chyba głownie dlatego, że Wildstein próbuje udawać większy dystans do poruszanych spraw, niż w rzeczywistości ma i tę sztuczność się czuje. W rezultacie, na całości ciąży jakieś niezdecydowanie i krygowanie się, coś diametralnie różnego od tego, co znamy z krótkich wypowiedzi publicystycznych Wildsteina. Przy tym, dość żałosne wydaje się ironizowanie z jego strony na temat walorów Lisa jako prezentera (jak to uczynił w jednym z tekstów w "Rz") w sytuacji, gdy sam wyraźnie próbuje wejść w taką rolę, tyle że mu nie wychodzi.
Natomiast sytuacja z wczorajszego programu, w której studenci mają ewidentny problem z potępieniem pana Ronikiera - mnie, muszę powiedzieć, raczej zmroziła. Choć być może niesłusznie - i tu przydałoby się rozwinięcie wypowiedzi młodych. Jednak ten głos, że on w zasadzie niczego takiego nie pisał, potem dziewczyna, która mówi, jeśli dobrze zrozumiałem, że on "próbował sobie jakoś radzić" - od tych wypowiedzi wieje specyficznym upiornym pragmatyzmem i co najmniej daje mocno do myślenia.
Zgadzam się też z głosem warmiaczki pod wpisem peergynta - zadziwia brak chociażby milczącego uszanowania postawy pana Długosza ze strony piwniczan, w sytuacji, gdy głośno stają w obronie donosiciela.
pzdr
Inne tematy w dziale Polityka