To taki mój prywatny typ. Może ktoś przyjmuje zakłady? To ja chętnie obstawię.
Po czym wnoszę? Mogę zdradzić - po oczach ministra Grada podczas wczorajszej konferencji, w chwili, gdy mówił "zrobimy wszystko, aby utrzymać produkcję statków". Co z oczu, to i na myśli, a któż może być w sprawie lepiej zorientowany niż pan minister? Do kompletu dobrych znaków i przepowiedni, w "Wiadomościach" reporter swoją relację zakończył tak: "Stocznią w Gdańsku Bruksela zajmie się później".
Dlaczego stocznie popadły w takie tarapaty, dlaczego nie mogą po prostu z zyskiem budować statków? Nie wiem, słabo się na tym znam. Ale może nie trzeba się aż tak bardzo znać, może rzecz nie jest wcale skomplikowana. Może zabrakło decyzji modernizujących, w tym, głównie, decyzji o redukcji w zatrudnieniu? Może żaden z właścicieli, w tym kolejne rządy, nie miał odwagi zwolnić znaczącej części załogi? W ten sposób, nieuchronne zmiany zostaną w końcu przeprowadzone cudzymi rękami, z tym, że niestety nie chodzi już o redukcję w zatrudnieniu, a po prostu o likwidację przemysłu stoczniowego w Polsce.
Może więc jest tak, że mogliśmy sami uratować nasze stocznie, kosztem zwolnienia części załogi, lecz żaden rząd nie odważył się podjąć takiej decyzji w obawie o własny wizerunek? W poprzednim wpisie wysunąłem hipotezę, że niekończące się przekładanie "ostatecznej" decyzji Brukseli ma na celu przyzwyczajenie polskiej opinii publicznej do negatywnego rozstrzygnięcia, a przełomowa decyzja zostanie podjęta w medialnie odpowiednim momencie. Do hipotezy tej jestem dość przywiązany, tym bardziej, że cel, wydaje się, został osiągnięty bez pudła - dziś wszyscy mówią i piszą o Obamie, o stoczniach - niedobitki, a i z tych niewielu, większość bardziej cieszy się, że Donald będzie miał problem, niż martwi o stocznie. Dziś przychodzi mi jednak do głowy i inna hipoteza. Może pani komisarz Neelie Kroes nie jest wcale złą czarownicą, lecz przeciwnie, dobrą wróżką, która cierpliwie powtarzała naszemu rządowi, iż czeka na "plan restrukturyzacyjny", licząc na to, iż rząd w końcu domyśli się, co ma zrobić?
Tak czy owak, wygląda na to, że jest już "po ptakach". Stocznie upadną i nikt nie poniesie za to odpowiedzialności. Tak po prostu - w Polsce przemysł stoczniowy nie udał się. Udaje się w innych krajach. Nie wszystkie państwa mogą budować statki. Ktoś musi dowozić pizzę.
Inne tematy w dziale Polityka