- o czym dowiadujemy się np. z dzisiejszego wpisuTomasza Machały.
W konsekwencji, spodziewam się, iż będziemy świadkami przełomowego dla sztuki medialnej wywiadu, w którym na wygłaszane przez premiera odpowiedzi dziennikarz będzie musiał zadawać pytania. Dotychczas, jak wiadomo, redaktorzy działali odwrotnie, co było ewidentnie niesprawiedliwe dla ich rozmówców - dziennikarz mógł spokojnie przygotować się w domu, a indagowany musiał pocić się w czasie rzeczywistym, niejednokrotnie zupełnie zaskoczony pytaniem.
(Gwoli ścisłości, należy zaznaczyć, że pomysł wcale nie jest aż tak pionierski, był bowiem kiedyś w telewizji taki teleturniej, prowadzony przez pana Kaczora, w którym zawodnicy układali pytania do ujawnionych odpowiedzi.)
Jako logiczna konsekwencja powyższego, jasne jest, że my, opinia publiczna, po obejrzeniu wywiadu, powinniśmy wzbudzić w sobie ciekawość co do kwestii, na które odpowiedział premier i zadać sobie pytania, które dziennikarz na te odpowiedzi zapytał.
Przełamanie tej bariery, mam wrażenie, otwiera przed nami szeroką perspektywę zupełnie nowych możliwości. Jeszcze chwila, a zdamy sobie jasno sprawę, że np. dotychczasowa forma wyborów powszechnych jest już przestarzała. Można by ją zmodernizować np. w ten sposób, że wyborcy wrzucają do urn swoje uzasadnienia, dlaczego osoba, z góry określona jako nowy poseł lub prezydent, nadaje się na to stanowisko.
Albo nie! Mam lepszy pomysł. Proponuję, aby Urząd Skarbowy przyjmował podatki tylko wtedy, gdy obywatel zwróci się o to z wyraźną pisemną prośbą.
Inne tematy w dziale Polityka