Deja vu - znów jesteśmy po szczycie i znów Sarkozy nas poklepuje. Jak nie dosłownie, to werbalnie: "macie twardych negocjatorów". Poprzednio mistrzem negocjacji był Lech Kaczyński, teraz wytrawnym pokerzystą - Donald Tusk. Wtedy olbrzymi, niewyobrażalny, monstrualny sukces miał imię "Joanina", teraz - "60 mld".
Najbardziej charakterystyczny element powtórki - wszyscy nasi polityczni reprezentanci cieszą się. Opozycja mówi: cieszymy się, a czy będzie dobrze - zobaczymy. Komentarz do tego ode mnie: skoro "zobaczymy", to znaczy, że nie zobaczymy.
Pytania, jak na razie, zadają tylko eksperci i komentatorzy. Wczoraj w programie "Forum", zadała je, choć też z pewną taką nieśmiałością (zaznaczyła, iż w "sukces" wierzy), pani Fedyszak-Radziejowska. Pytała dlaczego zrezygnowaliśmy z funduszu - który miałby funkcjonować zamiast handlu CO2 na wolnym rynku - co do którego byliśmy podobno "z kanclerz Merkel już prawie po słowie". Pytała, dlaczego zgodziliśmy się na 12% "odzysku", skoro chcieliśmy 20. Oraz jeszcze o "pakiet liczony do idealnej, doskonale funkcjonującej elektrowni na węgiel" - mieliśmy o to walczyć, ale zdaje się, że walczyliśmy równie zażarcie, jak o "system pierwiastkowy" poprzednio.
Dlaczego takich pytań nie zadaje opozycja? Dlaczego nie staje w roli prokuratora, aby naświetlić sprawę maksymalnie z punktu widzenia możliwych zagrożeń dla Polski?
W przypadku PiS-u, odpowiedź wydaje się prosta. Wszak to "wspólny" sukces premiera i prezydenta. Czy tu chodzi o nową taktykę wizerunkową, czy o to, że Polska podjęła daleko idące zobowiązania w kwestiach klimatycznych już wcześniej, za rządów PiS-u? Nieważne - PiS mamy w tej sprawie stracony. A "lewica"? Tu mam też łatwo - ponieważ to deja vu, przepiszę komentarz: wydaje się, że "lewicy" wszystko jedno, byle z Unią.
W tej sytuacji, szukając jakiejś równowagi dla głosów o przytłaczającym sukcesie, musimy chwytać się brzytwy, a więc np. opinii Kazimierza Kutza, który mówi: W Brukseli podpisano drugi wyrok na polski przemysł górniczy. Jak za 7 lat nie unowocześnimy wszystkiego, to zostaniemy żebrakiem Europy. A my mamy w Sejmie zawodowych wygłupiaczy, którzy przed kamerami występują tylko. A jak się wyłączy kamery - różnica w Sejmie jest wtedy diametralna. No cóż, i Kutza czasem warto posłuchać.
Co będzie za 10-12 lat? Bo na tyle, jak się wydaje, zaciągamy bardzo wysoko oprocentowane kredyty w Unii. Mam wrażenie - lichwiarskie kredyty. Po sukcesie negocjacyjnym w sprawie traktatu lizbońskiego, słyszeliśmy od polityków PiS-u - "na razie jest dobrze, a za 10 lat? 10 lat to jest bardzo dużo i wiele może się zmienić". 10 lat to jest dużo w dziejach kraju? Ani się obejrzymy.
Inne tematy w dziale Polityka