"Ile waży koń trojański?", film o perypetiach 40-latki, która przeniesiona 12 lat wstecz, próbuje skorzystać z niespodziewanej okazji i poprawić swoje życie. Dla nas natomiast to okazja do przypomnienia sobie rzeczywistości PRL-u.
Film ogląda się bez większego bólu, z wyjątkiem 1-2 scen żenująco przegadanych, ale też i bez wypieków na twarzy. Dość solidnie zrealizowany, nie nadmiernie zaplątany. Zaczyna się lepiej niż kończy, ale katastrofalnej zapaści nie ma - krzywa raczej łagodnie opada. Sporo radości dostarcza gra Więckiewicza, jest też parę udanych gagów. Mnie najbardziej rozśmieszył znany współczesny polityk w pociągu. Drażnią sceny, w których bohaterka zapomina się i próbuje w roku 87 skorzystać z dzisiejszych udogodnień - raz, że nie wypada to wiarygodnie, dwa, że sprawia wrażenie natrętnie dydaktycznego przesłania o postępie, jakiego dokonaliśmy od czasów komuny.
Wydaje się, że Machulski chciał osiągnąć efekt - zobaczcie, jak wyglądała Polska jeszcze nie tak dawno. Efekt rzeczywiście jest, choć jest też w filmie i pewna sztuczka - tak bowiem Polska wyglądała 20 lat temu, a nie 12, o które cofa się w czasie bohaterka. Można też odnieść wrażenie, że reżyser i scenarzysta w jednej osobie przełomowi roku 89 próbuje przypisać pewne zasługi, które w rzeczywistości wynikają z postępu technologicznego bądź obyczajowego.
Zastanawiające, że twórca filmowy, więc artysta poniekąd, zauważa i uznaje za godne podkreślenia możliwość płacenia kartą oraz dostępność testów ciążowych w aptekach, a zdaje się nie zauważać pewnych zjawisk dotyczących kultury. Kiedy to było, panie reżyserze, gdy do kina można było wybrać się na doskonały "Vabank" i rewelacyjną "Seksmisję" ?
Pozwolę sobie tu zacytować dwa fragmenty z rozmowy Pawła T. Felisa z Juliuszem Machulskim z "GW". Reżyser mówi:
Ja też nie sądziłem, że będziemy kiedykolwiek siedzieć tu, w siedzibie Zebry. W 1980 roku miałem jakąś kanciapę z rozwalającymi się fotelami. A kiedy niedawno pojechałem na rozmowy z Disneyem, to zobaczyłem, że mam teraz lepszy pokój niż prezes Hollywood Pictures.
Pogratulować gabinetu! Gdyby tak jeszcze jakość pańskich dzisiejszych produkcji była bliższa hollywoodzkiej! I dalej:
Ci, którzy mnie otaczają na planie, to świetni fachowcy. Ale młodsi i najczęściej doświadczeni w sitcomach i serialach. Dla nich liczy się czas. Na planie "Ile waży koń trojański" mówili mi: "Słuchaj, musimy dziś nakręcić jeszcze dwie sceny, po co tyle ustawień?". Chciało mi się śmiać: "Co się przejmujesz, przecież to ja jestem producentem!".
To "co się przejmujesz" trochę mnie drażni w kontekście tego, że produkcja jest współfinansowana przez PISF, a więc także z pieniędzy podatników. Wolałbym inne uzasadnienie - szanujmy publiczne pieniądze i nie róbmy chłamu.
Wracając do samego filmu, na koniec krótka cenzurka dla aktorów: Robert Więckiewicz - rewelacja, Danuta Szaflarska - bardzo fajnie, Maja Ostaszewska - nie widziałem nigdy, aby zeszła poniżej poziomu solidnego profesjonalizmu, i tu też nie schodzi, Ilona Ostrowska - w porządku, Maciej Marczewski - tworzy postać nijaką (tak miało być?).
Odpowiadając na tytułowe pytanie (notki, nie filmu) - dla mnie 3 na 6.
PS. Wszystkim piszącym o filmie, i nie tylko, proponuję, abyśmy zabawili się w przyznawanie gwiazdek, w skali 1-6, w formacie jak niżej. Takie recenzujące wpisy proponuję oznaczać w tytule znaczkiem [f] - dla filmów (dla książek to może być [k] itd). Napiszcie ewentualnie, co o tym myślicie.
- - -
"Ile waży koń trojański?", reż. Juliusz Machulski. ***
Inne tematy w dziale Kultura