paweł solski paweł solski
1217
BLOG

Mick Jagger - profesjonalnie skonstruowana ikona kontrkultury

paweł solski paweł solski Muzyka Obserwuj temat Obserwuj notkę 17

Trudno jest pisać o popkulturze, czy jej istotnym segmencie - kontrkulturze i pominąć postać chłopaka z miasteczka Dartford pod Londynem. Jednocześnie, badając życie osobiste, nie - artystyczne solisty The Rolling Stones, odkrywamy fakt, że Jagger, jak nikt inny w branży zrozumiał, na czym będzie polegać istota współczesnego solisty estradowego. Inni twórcy, którzy zbudowali swoją pozycję w branży muzyki rozrywkowej, nie posiadają tak genialnego wyczucia i zrozumienia wieku XX, jak ma to miejsce w przypadku absolutnej mega gwiazdy estrady – Micka Jaggera. Niektóre z owych gwiazd pierwszej wielkości, w istocie były romantycznymi artystami, którzy z powodu postępu technologicznego wykorzystali estradę i ekspresyjną muzykę, jako możliwość przedstawienia własnej osobowości twórczej. Ani Janice Joplin, ani Jim Morrison nie kształtowali swoich osobowości artystycznych w sposób tak przemyślany i jednocześnie całkowicie w opozycji do prywatnego systemu wartości, co Jagger. Joplin i Morrison byli twórcami, którzy - tak jak poeci romantyczni w XIX wieku - swoim życiem zaświadczali o swojej twórczości. Również mniejsi giganci muzyki rozrywkowej nie mieli tak skutecznie wypracowanej i zrealizowanej wizji artysty XX wieku, jak ów archetyp wiecznie zbuntowanego młodzieńca.
Mick Jagger urodził się 26 lipca 1943 roku w miasteczku Dartford na obrzeżach Londynu. Jego ojcem był nauczyciel wychowania fizycznego w miejscowej szkole, którego ojciec też był nauczycielem, a więc typowa klasa średnia. Tata przyszłej mega gwiazdy posiadał wykształcenie uniwersyteckie. Matka pochodziła z Australii i z domu nazywała się Scutts. Jagger po obu rodzicach jest Anglikiem. Co ważne w naszych rozważaniach, pani Jagger była bardzo aktywnym i widocznym w terenie członkiem Partii Konserwatywnej. Dlatego przyszły solista The Rolling Stones chciał zostać politykiem i na studia poszedł na ekonomię i politologię. Na studiach zaliczył dwa lata, nim świat estrady wyrwał go ze szponów młodzieżówki konserwatywnej.
W swoim prywatnym życiu Jagger jest absolutnym konserwatystą. Zawsze popierał tę formację polityczną, a Margaret Thatcher stanowi dlań ideał polityka. Zawsze ją bardzo podziwiał i identyfikował się z polityką, którą prowadziła. Również obecnie popiera konserwatystów zarówno w ich wyjściu z UE, jak i w polityce zagranicznej, czy ekonomicznej. Bardzo intensywnie finansowo wspiera Partię Konserwatywną. Na komunistach z Partii Pracy nie pozostawia suchej nitki i w latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku nazywał siebie uchodźcą podatkowym, gdy przebywał we Francji i starał się w Republice Francuskiej o azyl właśnie z powodu chciwości komuchów angielskich. Jest bardzo dumny z otrzymania tytułu szlacheckiego i ostentacyjnie się z nim obnosi. Jego partner sceniczny - Keith Richards, który pochodzi z rodziny super komunistycznej i podejrzewanej o szpiegowską współpracę z sowietami, nazywa Jaggera snobem. Typowy zarzut w Wielkiej Brytanii stawiany przez ludzi z pospólstwa osobom wysoko urodzonym lub wyniesionym do stanu szlacheckiego. Mick po otrzymaniu tytułu Sir, gdy kolega muzyk zrzędził, że „nie będzie koncertował ze starą królową, która w zżartym przez mole płaszczu gronostajowym i w zaśniedziałej koronie wychodzi na estradę”, odpowiedział: „Keith musisz się już przyzwyczaić, że niektórzy chłopcy zawsze otrzymują lody, a niektórzy chłopcy zawsze mogą się tylko temu przyglądać i zazdrościć, jak ty mnie”. Jednak konserwatyzm Micka Jaggera jest całkowicie ukryty przed jego publicznością, która jest zazwyczaj kontrkulturowa, lewacka, ojkofobiczna.
Kiedy niedoszły polityk zdecydował się na karierę estradową, podszedł bardzo poważnie do swojej przyszłości artystycznej. Mick często podkreśla, że tylko właściwe planowanie, żmudne przygotowanie gwarantuje sukces. Wszelkie nadzieje, na: jakoś to będzie, zawsze prowadzą do klęski. Jagger nigdy nie uczestniczy w przedsięwzięciach, które nie są precyzyjnie zaplanowane i nie mają ściśle określonego celu. Mick Jagger w wieku 20 lat dokładnie zrozumiał, w którym kierunku podąża ówczesna estrada i co należy uczynić, by stać się idolem. Jak twierdzi, w wieku 14 lat wiedział, że najlepszym narzędziem, aby zasiąść na Olimpie estradowym jest piosenka. Mówi, że już jako młodszy nastolatek rozumiał, że większość kieruje się nie racjonalnym oglądem rzeczywistości, tylko emocjami. Wszystkie sytuacje wydają się nastolatkom dramatyczne, wynikające z frustracji będącej efektem dojrzewającego, a niezaspokojonego libido. Przyszły członek grupy The Rolling Stones stwierdza – „Każdy, kto to rozumie(…) tworzy przebój. Taka piosenka, jak na przykład „Young Love”, która była bardzo popularna, gdy miałem 14 lat.” Geniusz chłopaka z Dartford polega na tym, że szybko zrozumiał, iż wybić się w polityce na prowadzenie, na bycie idolem, jest o wiele trudniejsze niż stanie się bożyszczem estrady. Dlatego całkowicie świadomie postanowił konstruować swój wizerunek artystyczny, jednocześnie dbając o to, by sprawiał on wrażenie romantycznej i spontanicznej manifestacji głęboko wrażliwej osobowości twórczej. Było mu tym łatwiej, gdyż miał w tworzącej się asocjacji muzycznej prawdziwego geniusza muzycznego i wrażliwego poetę - Briana Jonesa. Ów rówieśnik Jaggera był wszechstronnie utalentowany muzycznie i twórczo. Należał do bardzo elitarnej grupy ludzi, którzy są multiinstrumentalistami, czyli grają nie tylko na instrumentach strunowych, czy klawiszowych, ale na wszelkich instrumentach, jakie stworzono. Umiał grać doskonale, na każdym instrumencie, czego dowiódł wykonując jak wirtuoz na tak wyrafinowanym instrumencie jak dulcymer, swój kawałek. To za sprawą Briana utwór „Lady Jane” posiada tak wyrafinowaną prostotę, która w istocie jest na poziomie absolutnego geniuszu i sprawia wrażenie letniego, popołudniowego muzykowania, gdy zefirek przechadza się między kwiatami Królowej, jej dwórkami i Alicją, która wpadła do króliczej nory. Właśnie wykorzystując potencjał Briana Mick tworzy charakterystyczne brzmienie zespołu i zarazem walczy z Jonesem o kierowanie kapelą. Początkowo, bardzo nieformalnie muzycy zgadzają się, aby Brian był liderem, ale w istocie Jaggerowi potrzebny był czas, by wypracować własne spójne emploi estradowe, które będzie znakiem firmowym kapeli. Tymczasem nonkonformizm Jonesa, oparty o niewątpliwy geniusz muzyczny artysty, winduje zespół na równorzędne miejsce obok absolutnych gwiazd - grupy The Beatles.
Jagger w odwrotności od mniej genialnych muzyków angielskich rozumie, że nie może być mutacją geniuszy z Liverpool i musi stworzyć własny, dominujący nad kolegami wizerunek artystyczny, kierując się przemyślaną strategią, co do nastolatków. W opozycji do Briana, który przeistacza się w Krzysia z twórczości A.A. Millne i chcąc na zawsze pozostać w stu milowym lesie kupuje posiadłość genialnego pisarza oraz ją odremontowuje, by następnie zostać w niej zamordowanym. Jones swoim estradowym Krzysiem w zasadzie kontynuuje wątek Apollina, ciągle obecny w kulturze Europy. Tymczasem Mick rozumie, że nowe pokolenie ma niesamowitą możliwość przywrócenia Europie jej Arkadii. Jagger konstruuje zupełnie odmienną postać sceniczną. Zarówno od „rewelersów” - The Beatles, jak i swojego kolegi Briana. Rozumie, że musi być atrakcyjny zarówno dla dziewcząt, jak i … chłopców. Do czasu nim Mick Jagger pojawił się, jako osobowość sceniczna, wokalista był z elegancją kelnera ubranym mężczyzną w smokingu i lakierkach, na którego patrząc czeka się, kiedy zaproponuje zestaw dnia. Zarówno głos, jak i aparycja szansonisty powodowały, że panienki poddawały się swojej seksualności, ale w ramach konwenansu i urządzały swojemu erotycznemu obiektowi aplauz, którego erotyzmu wypadało nie dostrzegać. Tymczasem Mick rozumiał, że zarówno dziewczęta, jak i chłopcy poddani są tej samej presji libido. Jednak trudno wymagać, aby chłopcy entuzjazmowali się jakimś „frajerem”, który podnieca dziewuszki. Dlatego rozumiał, że The Rolling Stones muszą poza brzmieniem, również wizerunkiem estradowym odróżniać się nie tylko od The Beatles, czy Elvisa Presleya, ale wszystkiego, co było do tej pory. W Wielkiej Brytanii uważa się Micka Jaggera za człowieka, który zdeprawował, czyli otworzył oczy, pokoleniu 1940 - 1980. Otóż solista z klasy średniej stał się wizerunkowo prowokującym proletem. Jednak by uciec od jednoznaczności klasowej, a jednocześnie przyciągnąć męską część odbiorców, postanowił wyeksponować swoją seksualność. Wiedział, że chłopcy mają problem ze swoją identyfikacją seksualną, która jest dodatkowo poddawana opresyjnemu reżimowi społecznemu i gdy dziewczęta są traktowane w sposób maksymalnie ekskluzywny, chłopców „karze się” za ich domagające się swoich praw libido. Dlatego zaczął występować w obcisłych, eksponujących genitalia strojach i jednocześnie podkreślać biseksualność swojej postaci estradowej. Jak twierdzą socjolodzy angielscy, dla chłopców stał się wymarzoną … matką, która ich akceptuje i pozwala w ten sposób przełamać kompleks Edypa.
W USA rewolucję seksualną zapoczątkował Elvis. Jednak jego rewolucja mieściła się w standardach konwenansu, który zawsze solistę traktował, jako prowokatora erotycznego. Nawet chusteczki z potem Elvisa, ewidentny substytut innego płynu ustrojowego – nasienia, rozrzucane pośród ogarniętych amokiem kobiet, były dopuszczalnym elementem sublimacji. Tymczasem Mick eksponując ponad miarę swoją seksualność przed nastoletnimi odbiorcami uświadamiał im, że mogą się wyzwolić z reżimu społecznego i wrzeszcząc, że nie są usatysfakcjonowani, przystąpić do burzenia, a raczej do zmuszenia społeczeństwa do ich akceptacji, jako młodzieńców. Przez sceniczne działanie Micka Jaggera - Apollo, który od wieków panował w Europie i był frywolnym erzacem Mesjasza, został definitywnie wyparty przez europejskiego boga – Dionizosa z jego absolutną, obsceniczną męskością. Jagger – Dionizos, Jagger – Faun przywracał miejsce męskiej witalności i męskiej dominacji w kulturze sfeminizowanego świata. Równocześnie przenosił, jak każdy romantyk, ciężar rewolucji z czynnika społecznego, ekonomicznego, a więc zawsze jałowego, na samowyzwolenie się jednostki. Na wyzwolenie przez auto rekonstrukcję jednostki. Dlatego błyskawicznie stał się mega ikoną kontrkultury, a Andy Warhol musiał go wprowadzić, jako Michała Anioła cywilizacji euroatlantyckiej, do panteonu naszych bogów. Portrety Jaggera stały się symbolem nowej rzeczywistości. Bez rewolucji Micka nie byłoby też wyzwolenia się mniejszości seksualnych. Jagger eksponując swoją męskość jednocześnie pokazywał, że homoseksualizm nie jest sublimacją kobiety w mężczyźnie, ale wręcz przeciwnie - stanowi afirmację mężczyzny w mężczyźnie. Jego prowokacje seksualne, pozasceniczne, ale obliczone na kreowanie wizerunku estradowego, ukazujące seks - z mężczyzną, czy kobietą - jako wyzwolenie i pogłębienie rozumienia własnego ja, spowodowały, że inwersja przestała być postrzegana, jako cecha wstydliwa, bo ukazująca ułomność, słabość danej jednostki, lecz stała się manifestacją wolności śmiałego sięgania po to, co sprawia spełnienie, bez oglądania się na obyczajowość, czy konwenans.
Śmiało można powiedzieć, że tak jak Byron przekształcił europejską poezję i rozumienie literatury i w ten sposób otworzył przed Europejczykami nowe, do jego czasów nieznane obszary naszej podświadomości, tak Mick Jagger przywrócił - porzucone przez zdominowanie kultury europejskiej „zarazą afrykańską” - prawdziwe rozumienie istoty, europejskiej w szerokim tego słowa znaczeniu, sztuki i kultury.
Mick  Jagger, sięgając do amerykańskiego gąszcza kulturowego, przemienił kulturę europejską, a raczej przywrócił jej właściwy, dionizyjski wymiar. Europejska młodzież, podążając za angielskim Faunem, wróciła do Arkadii, czyli prawdziwej Europy. Fakt, że angielski geniusz jest prawicowcem, jest dobitną manifestacją faktu, że wszelka lewicowość, to absolutnie antyeuropejska aberracja. Jagger zdając sobie sprawę z faktu, iż jego sceniczna kreacja jest w istocie powrotem do podstawowej istoty naszej sztuki i kultury, zawsze ukrywa się za stwierdzeniem, że „To tylko rock and roll”. Oczywiście jest to bujda, gdyż Mick zdaje sobie sprawę z tego, że istotą sztuki europejskiej jest autoironia, więc wszelkie patetyzmy odpadają. Jednocześnie nic dziwnego, że krocząc ścieżką powrotu do Arkadii Jagger przywrócił Faunowi, (Kozłowi – Diabłu) utracone miejsce, zdejmując z niego afrykańskie odium. Artysta traktuje diabła, jako fauna towarzyszącego Dionizosowi. Oczywiście odmiennie od prymitywnych rockmenów, którzy nie rozumieją kontekstu kulturowego i wszystko biorą bardzo na poważnie, jak dwunastolatek. Jagger, jak każdy geniusz, ma ciągłe poczucie ironiczności naszego istnienia, dlatego wszystko traktuje jako rodzaj mirażu, który tak naprawdę nigdy się nie ziści, gdyż, aby cokolwiek traktować poważnie, nie może to być ulotne, tak jak życie człowieka. 
Sądzę, że podsumowaniem postawy twórczej Micka Jaggera jest fakt, że w wieku 73 lat został ojcem, jak przystało na prawdziwego Dionizosa. Mówiąc zaś poważnie, kreacja estradowa Jaggera przywróciła kulturze europejskiej jej tożsamość w sposób przewrotny, ale skuteczny. Jeżeli jesteśmy poważni wobec siebie, tak jak nie możemy zignorować romantyków angielskich, czy Szekspira, tak nie możemy zignorować zuchwałego chłopaka z Dartford.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura