Dziś publikuję trzecie kazanie pasyjne rzeszowskiego księdza Tomasza Blicharza. Tym razem – jak obiecywałem poprzednio – jest to już stenogram kazania. Zachęcam oczywiście do przeczytania poprzednich kazań: pierwszego i drugiego.
--------------------
Z Ewangelii według Świętego Marka:
Żołnierze zaprowadzili Go na wewnętrzny dziedziniec, czyli pretorium, i zwołali całą kohortę. Ubrali Go w purpurę i uplótłszy wieniec z ciernia włożyli Mu na głowę. I zaczęli Go pozdrawiać: Witaj, Królu żydowski! Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego i przyklękając oddawali Mu hołd. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego purpurę i włożyli na Niego własne Jego szaty (Mk 15,16-20a).
Kroczymy drogą prowadzącą na Golgotę. Kroczymy drogą prowadzącą za Chrystusem, kolejnymi etapami, w czasie których zatrzymujemy się także nad tajemnicą naszego życia. Dziś zatrzymamy się na opisanej przez Ewangelistów drastycznej scenie cierniem ukoronowania Chrystusa. Scenie, w której umęczone Ciało Zbawiciela świata jest zabrane przez żołnierzy na miejsce osobne, na dziedziniec wewnętrzny. I tam na głowę Zbawiciela żołnierze zakładają cierniową koronę.
Ciekawe jest to, że scena cierniem ukoronowania, scena wyszydzenia Boga jest przez Ewangelistę Marka opisana w taki sposób, że przedstawia nam ponadczasowe podejście człowieka do Boga. Otóż scena ta przedstawia nam Chrystusa zaprowadzonego na dziedziniec wewnętrzny. Tam przebywali tylko żołnierze. Nikt więcej. Był to dziedziniec, gdzie zwoływano zazwyczaj kohortę, aby tam wyszydzać, wyśmiewać, aby tam okrutnie biczować i katować więźniów. I oto gdybyśmy popatrzyli na tę scenę jako na odwieczną chęć człowieka, aby wyszydzić Boga – zobaczmy co nam ta scena mówi.
Żołnierze w pierwszej kolejności co zrobili, to zarzucili na Jezusa purpurowy płaszcz. Szata, płaszcz w Biblii symbolizuje zawsze jakąś naukę. Co to oznacza? Że chcąc wyszydzić Boga, w pierwszej kolejności trzeba Boga w coś ubrać. Bo nie da się wyszydzić najwyższej Miłości. Jak tu tak szydzić z Miłości. Jeżeli ktoś podejmuje się w swoim życiu, aby powiedzieć coś o Bogu, w pierwszej kolejności musi na Boga ubrać jakąś szatę. Dopiero wtedy na Boga narzeka. Nie tak dawno przyszła do mnie młoda osoba, która mi mówi: „Proszę księdza, mam już dość tego waszego Boga. Tyle lat go o coś proszę a On dalej nic. Tyle lat się modlę, a On dalej nic – i kolejny raz powtarza – proszę księdza, mam dość tego waszego Boga”. Popatrzyłem się na tę osobę i mówię: „Jakiego Boga?” „No… no… no tego Boga!” „Jakiego Boga? Ja znam Boga nieco innego i o nieco innym Bogu mnie uczyli”.
Ciekawe jest to, że dziś ubieramy Boga w szatę świętego Mikołaja i buntujemy się, że nie przynosi nam prezentów. Ciekawe jest to, że dzisiaj ubieramy Boga w szatę tyrana i zganiamy na niego wszystkie nasze życiowe niepowodzenia. Jeżeli chce się coś powiedzieć o Bogu, w pierwszej kolejności robi się to, co żołnierze zrobili w pretorium – w pierwszej kolejności ubrali go w jakąś inną szatę. Jeżelibyś spotkał się z Bogiem, który jest Miłością, który na kartach Ewangelii wypowiada słowa: „czyż może Matka zapomnieć o swoim dziecku, ta która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, ja nie zapomnę o Tobie. Oto wyryłem Cię na obu mych dłoniach” – księga Izajasza. Ciekawe jest to, że Boga poznanego w prawdzie nie da się skrytykować. Bo Bóg, jak mówi św. Jan w swoich listach, jest Miłością, a o Miłości nie można powiedzieć nic złego, dopiero kiedy na tę Miłość założymy jakąś szatę, dopiero wtedy zaczyna nam ta Miłość nie pasować.
Scena cierniem ukoronowania Chrystusa kończy się takimi słowami: Gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego purpurę i włożyli na Niego własne Jego szaty. Co to oznacza? Bóg zawsze pozostanie Bogiem, Bóg jako Miłość zawsze pozostanie Bogiem-Miłośćią. Można na jakiś czas ubrać Boga w inną szatę, można na jakiś czas zmienić obraz Boga, ale nigdy nie da się tego Boga, jako Boga, zlikwidować. Bóg pozostanie sobą – Bóg pozostanie Miłością.
Cierniem ukoronowany Chrystus zatrzymuje nasz dzisiejszy wzrok właśnie na tej scenie. Korona bez wątpienia jest symbolem władzy, korona jest oznaką królowania. Ciernie natomiast w pierwszej kolejności nie robią nic innego, jak tylko ranią. Gdybyśmy tak złączyli te dwa słowa: ukoronowanie cierniem, co to oznacza? Że Jezus jest królem poranionym. Że Jezus jest królem poranionych. Jezus jest królem tych, którzy w swoim życiu przeżyli jakieś doświadczenie, cierpienie. Bo właśnie ciernie są symbolem bezużyteczności, ciernie są symbolem tego, że jest coś, czym się nikt nie przejmuje. Król w cierniowej koronie, Chrystus w cierniowej koronie przedstawia się nam, jako ten, który jest Bogiem poranionym. Co to oznacza? Patrząc na Chrystusa w cierniowej koronie można powiedzieć tylko jedno zdanie: Panie Jezu Ty chyba też jesteś moim królem. Moje życie też jest pełne cierpień. Moje życie też jest poranione. Panie Jezu, Ty chyba jesteś mi bardzo bliski. Król bezużyteczny, Król wyśmiany, Król tych, którzy tracą sens życia.
Nie wiem skąd się to bierze, że tylu ludzi patrzy na swoje życie i mówi, że są nikomu niepotrzebni. Może tak samo jest z Twoim życiem… Może i w Twoje uszy niejednokrotnie padały słowa, że tylko zawadzasz, że tylko przeszkadzasz… Może i w Twoje uszy padały słowa, że do niczego się nie nadajesz… Może i Ty słyszałeś od osób Tobie bliskich, że bez ciebie żyłoby się łatwiej, że bez ciebie żyłoby się lepiej. Może i Tobie nikt nigdy nie powiedział, że bardzo się cieszy z tego, że żyjesz… Może i Tobie nikt nigdy nie powiedział, że jesteś komuś na świecie potrzebny… Może i Ty wiele razy, od bliskich osób słyszałeś, że jesteś nieudanym dzieckiem, że jesteś nieudaną żoną, że jesteś nieudanym mężem, że jesteś nieudanym człowiekiem… Może i Ty wreszcie w to uwierzyłeś… Może i Ty słysząc nieustannie, że jesteś do niczego, zacząłeś żyć, jakbyś był do niczego, jakby Twoje życie było nikomu niepotrzebne. Zacząłeś unikać innych, zacząłeś zamykać się w sobie, przestałeś się odzywać, żeby tylko nie przeszkadzać. Może i w Twoim życiu ktoś nieustannie był raniony… Może i Ty straciłeś sens swojego życia… Może i Ty zostałeś zraniony do tego stopnia, że sam zacząłeś ranić… Może w Twoim życiu było tak, że każdy mówił, że jesteś tak naprawdę kimś zbędnym, że nie wiadomo, po co żyjesz, że nie wiadomo, po co na tym świecie stawiasz swoje kroki… Może i w Twoim życiu było tak…
Jezus stojący dziś przed nami w cierniowej koronie uczy nas właściwego patrzenia na swoje życie. Jezus stojący dziś przed nami w cierniowej koronie uczy nas, że skoro jego życie, tak bardzo poranione, było potrzebne, to może i Twoje życie, w którym też na pewno pojawiają się rany, że i Twoje życie ma sens. Tak naprawdę sens życia jest potrzebny każdemu człowiekowi. Wielu ludzi niejednokrotnie staje w takiej sytuacji, że wydaje im się, że nie mają po co żyć. Dziś cierniem ukoronowany Chrystus powie nam, po co jest potrzebne Twoje poranione życie. Często spotyka się ludzi, którzy mówią, że nie widzą sensu swojego życia. I bardzo szybko niejednokrotnie chcą z tym życiem skończyć, chcą to życie zmienić i niejednokrotnie decydują się czasem na takie rzeczy, które sprawiają, ze nie da się już nic z tym życiem zrobić, bo tego życia nie ma.
Znam człowieka, który opowiadał mi kiedyś bardzo ciekawą sytuację swojego życia. Opowiedział, że w wieku siedemnastu lat podjął dziewięć prób samobójczych. Za każdym razem ktoś bliski jednak go ratował. A on ciągle zadawał sobie pytanie: jaki jest sens jego życia… A on ciągle zadawał sobie pytanie, po co żyje... I ten człowiek opowiadał, że kiedy miał sześćdziesiąt trzy lata, jako strażak, z płonącego domu, wyciągnął dwójkę małych dzieci. W wieku siedemnastu lat nigdy nie odpowiedziałby sobie na pytanie: po co tak naprawdę żyje. W wieku sześćdziesięciu trzech lat już wiedział, że Pan Bóg przygotował tego człowieka po coś, aby ktoś inny mógł żyć. Ciężko jest w młodym wieku od razu widzieć sens swojego życia.
Pamiętam, kiedy byłem jeszcze klerykiem, zajmowałem się bardzo trudnym rzeszowskim osiedlem – osiedlem Hanasiewicza, gdzie mieszkali ludzie bardzo poranieni, gdzie mieszkały rodziny typowo patologiczne, gdzie nie było miłości. I pamiętam, byłem chyba na czwartym roku, kiedy przyjechał do mnie do seminarium jeden z młodzieńców mieszkających tam, na tym osiedlu. Kazał zawołać mnie na furtę i powiedział, że: „Kleryku przyjechałem się pożegnać”. Pytam: „Jak to pożegnać?” A on mówi: „Stwierdziłem, że najwyższy czas skończyć ze swoim życiem”. Wziąłem go wtedy na seminaryjną rozmównicę, posiedziałem z nim i się pytam: co się takiego stało. I zaczął mi opowiadać: „Od osiemnastu lat nigdy nie usłyszałem miłego słowa. Od osiemnastu lat nikt nigdy nie powiedział do mnie, że jestem ważny. Od osiemnastu lat słyszę tylko jeden i ten sam refren: że jestem niepotrzebny, że przeszkadzam, że jestem głupi, beznadziejny, że nikt nie wie, po co żyję. – I mówi mi na końcu – i przyjechałem się dziś pożegnać, aby wszystkim sprawić radość. Aby pokazać, że moje życie rzeczywiście takie jest, że nie ma w nim sensu”.
Rozmawialiśmy krótką chwilę i w pewnym momencie przyniosłem mu kartkę i długopis. I mówię mu – nazywał się Piotrek – Piotrek to może narysuj swoje dzieci. On mówi tak: „a ja nie mam dzieci”. „To sobie wyobraź, ale narysuj”. I wziął ten długopis i zaczął rysować, i narysował czwórkę dzieci. I tak rysuje, rysuje i w pewnym momencie się mnie pyta: „Kleryku, ma kleryk niebieską kredkę?” A ja się pytam: „A po co ci niebieska kredka?” A on mówi: „A chciałbym swoim dzieciom narysować ładne niebieskie oczy”. Przyniosłem mu niebieską kredką, narysował te oczy, a za chwilę mówi mi: „Kleryku, a ma kleryk może czerwoną kredkę?” A ja mówię: „A po co ci czerwona kredka?” A on mówi: „Chciałbym swoim dzieciom narysować piękne czerwone usta”. Przyniosłem mu czerwoną kredkę. Za chwilę przyniosłem mu jeszcze trzeci kolor, a za czwartym razem przyniosłem mu wszystkie kredki, żeby więcej nie chodzić. I w pewnym momencie wziąłem ten jego rysunek i mówię mu: „No rzeczywiście, twoje dzieci mają ładne niebieskie oczy… A po kim?” On wtedy tak podniósł się trochę i mówi tak dumnie: „No, po mnie!” „No rzeczywiście, twoje dzieci mają ładne czerwone usta… A po kim?” A on mówi: „No, po mnie!” I wtedy, analizując ten rysunek, pytam się go: to jednak jest w tobie coś, czym możesz się cieszyć… To jednak jest w tobie coś dobrego, to jednak jest w tobie coś ładnego, to jednak jest w tobie coś, co można docenić… Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę. Potem ten chłopak poszedł. Dziś rzeczywiście ma syna, jego kilkumiesięczny synek ma rzeczywiście niebieskie, ładne oczy. I zaczął widzieć, i zaczął widzieć, że ma w sobie coś, co jego życiu może nadać sens.
Każdy z nas posiada choć jedną rzecz, która tak naprawdę jest potrzebna. Każdy z nas realizuje w swoim życiu Boży plan zbawienia. I naprawdę w tym Bożym planie zbawienia, jesteś potrzebny. Dziś staje przed nami Chrystus w cierniowej koronie. Dziś staje przed nami Chrystus, który wydaje się nikomu niepotrzebny, który wydaje się odrzucony, wzgardzony. Dziś staje przed Tobą, właśnie taki Chrystus, abyś wiedział, ze jeżeli jesteś nikomu niepotrzebny, że jeżeli jesteś wzgardzony, że jeżeli jesteś wyśmiany, to jest jedna Osoba, której jesteś potrzebny. Jeżeli w Twoim życiu wydaje się, że nie jesteś potrzebny nikomu, to jest jeszcze Ktoś, komu jesteś potrzebny… Jesteś potrzebny Chrystusowi. Każdy człowiek jest potrzebny Chrystusowi. Ty także jesteś potrzebny Chrystusowi. Jesteś potrzebny Mu po to, aby mógł Cię kochać. Czy wiesz jakie to ważne? Jesteś potrzebny Bogu, aby mógł Cię kochać. Jeżeli w Twoim życiu wyda ci się, że na nic się nie nadajesz, to pamiętaj, że nadajesz się jeszcze na jedną rzecz: nadajesz się na to, aby być kochanym. A to naprawdę ważne. Bo...
Jak chleba kęs
Jak człowieka bycie
Tak świat ma sens
I ma sens życie
Jak łza spod rzęs
Wypłakana skrycie
Tak świat ma sens
I ma sens życie
Jak miłość ojca i matki
Okazana o świcie
Tak świat ma sens
I ma sens życie
Twoje życie. Amen.
------------------------
Ks. Tomasz Blicharz urodził się 11 grudnia 1981 r. w Kolbuszowej. Święcenie kapłańskie otrzymał 26 maja 2007 r. w Rzeszowie. Obronił pracę magisterską z teologii moralnej nt. Obowiązek Nowej Ewangelizacji na podstawie nauczania Jana Pawła II. Od dwóch redaguje „Kącik Biblijny” w „Niedzieli Rzeszowskiej”. Jest wikariuszem w parafii św. Rocha w Rzeszowie.
Tomek prezentuje nowatorski i niezwykle przystępny styl rozważania Biblii. Przeczytany fragment rozkłada niejako na części pierwsze i przyporządkowuje do konkretnej sytuacji dzisiejszego człowieka. W ten sposób pokazuje bardzo wyraziście to, o czym tak często mówi się w Kościele – Słowo Boże jest żywe.
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura