W Redakcji Gońca Wolności padł nie tak dawno pomysł, iż jako że w znacznej mierze członkowie KoLibra to jednocześnie członkowie Kościoła katolickiego oraz generalnie identyfikujemy się jako organizacja z wartościami promowanymi przez Kościół, warto by w naszym periodyku znalazło się zawsze miejsce, na wywiad, artykuł czy choćby jakiś krótki tekst dotykający tematyki okołokościelnej. Przed miesiącem Stefan Sękowski poprowadził dyskusję nad ostatnią encykliką Benedykta XVI, w której z największą przyjemnością uczestniczyłem. Natomiast teraz opieka nad tą rubryką eklezjalną – że tak to nazwę na potrzebę chwili – przypadła mnie, z racji tego, że posiadam dość rzadką przypadłość wśród członków naszej organizacji a mianowicie z wykształcenia jestem teologiem.
Przeżywamy obecnie ostatnie tygodnie Wielkiego Postu a tematyka pasyjna jest mi bliska w sposób szczególny. Stąd dziś chciałbym zaproponować krótką refleksję nad wartością cierpienia. Już na wstępie zaznaczam, że swój tekst kieruje tylko i wyłącznie do ludzi identyfikujących się z Kościołem katolickim (postaram się, by przynajmniej niektóre z moich kolejnych tekstów były bardziej ogólne) i mającym chęć przemyślenia (te dni nastrajają do refleksji) kilku spraw dotyczących zaproponowanej tematyki. Wiem, że refleksja jest trudna, wiem że wchodzę głęboko w teologię. Zdaję sobie sprawę, że ten tekst dla wielu KoLibrów będzie nudny, nieżyciowy etc. etc. Wierzę jednak, że są osoby, które nie pozostaną na ten tekst obojętne, które osobiście go przeżyją. Natomiast za miesiąc zdecydowanie postaram się już zająć czymś bardziej przyziemnym.
Cierpienie: dobre czy złe?
Wszyscy mamy naturalną tendencję do odrzucania cierpienia, do starania się, by z niego wychodzić. Jest to naturalna i dobra reakcja zakorzeniona w ludzkiej naturze. Cierpienie bowiem z samej swej natury jest czymś złym – jest wynikiem grzechu pierworodnego. Gdyby nie było grzechu pierworodnego nie byłoby na świecie zła, nie byłoby cierpienia. Powiedzmy sobie jasno: Bóg nie chciał, by cierpienie weszło na świat.
Dziś jednak możemy cierpienie traktować inaczej, ponieważ w historii świata wydarzyła się jedna niesamowita rzecz: Syn Boży przeszedł na ziemię, stał się prawdziwym człowiekiem i zbawił świat, nie poprzez swoje cudowne czyny, nie poprzez swoje uzdrowienia, nie poprzez cudowne rozmnożenie chleba, ale poprzez… swoją Mękę i śmierć na krzyżu. Warto zwrócić uwagę na pewien mechanizm, z jakim wiąże się działanie Boga, także w naszym życiu: to, co było czymś złym, to co było karą za grzech, Bóg bierze i przemienia w coś, co ma najwyższą wartość. Coś co jest złe, przyjmuje na siebie i przemienia w dobro. Czy ta prawidłowość nie powtarza się wielokrotnie również w naszym życiu? Ktoś robi krzywdę drugiemu człowiekowi i nie ulega wątpliwości, że to jest złe. Tymczasem na skutek tego strasznego doświadczenia człowiek się nawraca, człowiek zbliża się do Boga, pogłębia swą wiarę. Ale też, tak zwyczajnie po ziemsku: czasem staje się silniejszy psychicznie, jest zdolny do większych wyrzeczeń, większej pracy, głębszego zrozumienia drugiego człowieka. Męka Chrystusa zmienia naturę cierpienia: nadaje mu tzw. walor zbawczy – to dzięki cierpieniu Chrystusa dostępujemy zbawienia.
Czy nasze cierpienie ma wartość?
Oczywiście cierpienie w pewnym sensie nadal pozostaje złem w tym sensie, że powinniśmy go unikać, a nade wszystko powinniśmy starać się nie zadawać go innym. Gdyby cierpienie było wielkim dobrem, to należałoby nim obdarzać wszystkich wokół. Powiem brutalnie: gdyby cierpienie było dobrem, to najbardziej zasłużonymi dla ludzkości byliby tacy bohaterowie jak Hitler czy Stalin. Nie, cierpienie zadawane jest nadal złem. Cierpienie przeżywane nadal jest trudem, który – jeśli nie przekracza to granic moralności – należy od siebie oddalać. A jednak, jeśli cierpienie jest przez nas niechciane, a ono na nas mimo wszystko przychodzi: to dzięki Chrystusowemu przewartościowaniu może mieć ono niezwykłą wartość.
Co więcej św. Paweł pisze takie słowa: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24). Zobaczmy jaką wartość może mieć nasze cierpienie! Dopełniać udręki Chrystusa, to znaczy czynnie partycypować, czynnie włączyć się w proces zbawiania świata. Trzeba tylko zawsze wzbudzać w sobie intencję: Panie ofiaruję Ci to cierpienie, chcę współcierpieć razem z Tobą, choć wiem, że moje cierpienie jest nikłe wobec bólu, jakiego doświadczyłeś, ale chcę Ci je ofiarować, bo Ty możesz je przemieniać, Ty możesz nadawać mu sens.
Dlaczego to wszystko piszę?
Piszę to wszystko dlatego, że każdy z Was doświadcza jakiegoś cierpienia. Piszę to, bo wiem, że są wśród Was ludzie, którzy bardzo bardzo poważnie traktują swoją wiarę. Piszę to, bo często zwraca się uwagę, że tylko jakieś wielkie cierpienia posiadają takowy walor zbawczy: nie, każde cierpienie może go posiadać i posiada na pewno wtedy, jeśli jest dobra wola, jeśli jest intencja, jeśli jest świadomość współcierpienia z Chrystusem. Piszę to, ponieważ od kilku lat w ten sposób przeżywam swoją duchowość i nie widzę powodu, bym nie miał się tym dzielić. Piszę to wreszcie dlatego, że może ktoś z Was, uświadamiając sobie wartość swoich codziennych zwyczajnych cierpień (cholernie nie chce mi się wstać do pracy; boli mnie głowa; wkurza mnie żona, narzeczona, chłopak; mam problem i nie potrafię go rozwiązać) zrobi najważniejszą rzecz w swoim życiu (choć oczywiście dowie się o tym dopiero kiedyś Tam) – przyczyni się do zbawienia drugiego człowieka.
Tekst ukazał się pierwotnie w marcowym numerze KoLibrowego miesięcznika „Goniec Wolności” 2008, nr 3, s. 14-16.
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura