Tak się składa, że ostatnio jednego dnia jechałem warszawskim metrem a potem lubelskim trolejbusem na bilecie szkolnym, mając legitymację studencką (w obu przypadkach przez przypadek, bo w Warszawie miałem jedynie możliwość nabyć bilet szkolny a innego kiosku w pobliżu nie było, a lubelski bilet miałem akurat po niedawnych odwiedzinach mojego brata) i w obu przypadkach spotkałem się z rewizorami.
Wysiadłem z warszawskiego Metra, a tu łapie mnie jakiś facet i mówi, że mam mu pokazać bilet. Ja nawet nie przyczaiłem w pierwszym momencie, o co chodzi, bo wszak ja już wysiadłem, więc co gość ode mnie chce. Dopiero po chwili doszło do mnie, że to chyba kanar i widać takie tu zwyczaje panują. Więc mówię, że nie wiedziałem, bo ja nie stąd jestem i kulturalnie pokazuję bilet i legitymację. Rewizor natychmiast zwrócił uwagę, po co przepłacałem bilet, skoro jestem studentem. Wyjaśniłem, że pani w kiosku nie miała studenckich całodobowych i stąd nabyłem szkolny. Przy okazji zapytałem, czy mając zniżkę studencką mogę jechać na szkolnym bilecie, co gościa mocno zszokowało. Nie omieszkałem więc podzielić się z nim zasadami rzeszowskiego MPK, gdzie nie wolno absolutnie jeździć na innej zniżce od tej jaką się posiada, choćby była to zniżka mniejsza (tzn. bilet byłby droższy). W takich przypadkach płaci się karę, tak samo jak nie miałoby się biletu. Facet był mocno zszokowany. U nas zawsze może Pan przepłacić – stwierdził – Tylko po co? – dodał. Gdy odchodziłem słyszałem tylko za sobą głos: Ty, słyszałeś co mi tu facet przed chwilą opowiedział… Widać zasady rzeszowskiego MPK wzbudziły sensację wśród stołecznych rewizorów.
Po powrocie do Lublina w trajtku też spotkałem się z kanarami (co jest o tyle ciekawe, że nie byłem kontrolowany w Lublinie już ze trzy lata). Miałem bilet za 1,40 zł zamiast za 0,90 zł ze wspomnianych wyżej powodów. Przezornie zapytałem, pokazując legitymację, czy mając zniżkę studencką mogę jechać na szkolnym bilecie. Facet najpierw zapytał dlaczego kupiłem szkolny bilet, na co ja do niego, że nie kupiłem etc. Uznał jednak widać moje pytanie za wyjątkowo idiotyczne, bo odwrócił się do swoich partnerów i powiedział im, że gość się pyta, czy może jechać na droższym bilecie. Jako że stałem blisko i miałem aż trzyosobowe audytorium, nie omieszkałem opowiedzieć skąd moje pytanie i jakie zasady panują w MPK rzeszowskim. Na początku niedowierzanie… Stwierdzili, że ja chyba jakiś inny jestem… Ale pan jest z Rzeszowa? – zapytali. – Tak, tylko że już szósty rok tu studiuję – odpowiedziałem. Przy okazji opowiedziałem im o opisywanej w internecie sytuacji, gdy starsza kobieta miała jakąś tam zniżkę i pokazała legitymację rewizorom, ale akurat skasowała cały bilet, bo tylko taki miała przy sobie i kazano jej płacić karę. Uratowali ją wówczas inni pasażerowie, a całą akcję opisywał Onet.pl lub inny z czołowych portali. – To bezprawne! – oburzył się jeden z lubelskich kanarów. Widać zasady panujące w rzeszowskim MPK zbulwersowały ich jeszcze bardziej niż Warszawianina.
Oprócz sytuacji z wyżej wspomnianą panią, która przekracza granice absurdu, sam również doświadczyłem osobiście idiotycznych zasad w rzeszowskiej MPK. Kilka lat temu przyjechał do mnie kolega z Częstochowy. Miał zniżkę studencką i chciał dotrzeć do mnie MPK nr 36. Wsiadając nie wiedział jednak, że ma kupić bilet za 1,50 a nie za 1,00 (wtedy jeszcze mieszkałem w obrębie pierwszej strefy i płaciło się drożej). Gdy się dowiedział – akurat wsiadłem kilka przystanków później – skasował drugi bilet za złotówkę. Jechał więc za 2,00 zł zamiast za 1,50. Gdy kanarzy sprawdzali bilety już na terenie gminy, to przyczepili się do niego, że ma płacić karę, gdyż – uwaga, uwaga – „nie można łączyć biletów”!!! Czyli nie wolno jechać na dwóch biletach za jeden złoty, gdy należy jechać za 1,50. Nie wolno jechać za 1,20, gdy ma się dokument na zniżkę za 1,05. Co więcej, według rzeszowskich przepisów nie wolno nawet jechać za 2,10 (cały bilet), gdy ma się dokument uprawniający do jakiejkolwiek zniżki. W każdym z tych przypadków obowiązuje kara w identycznej wysokości, jak dla jadących bez biletu.
Dodam na koniec, że szefem rzeszowskiego MPK jest niejaki Wiesław Pomianek, który bezcześci moje znakomite nazwisko. W dodatku jest to jakiś tam kuzyn mojego Taty (na szczęście nie miałem nieprzyjemności poznać osobiście). Cóż… nie pozostaje mi nic innego, jak określić tego Pana jak Maćko z Zadupia w skeczu Ani Mru Mru, określał dziadka: „To zakała rodziny…”
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura