Paweł Pomianek Paweł Pomianek
95
BLOG

U2 3D - zdecydowanie warto!

Paweł Pomianek Paweł Pomianek Kultura Obserwuj notkę 1

Właściwie to już prawie dwa tygodnie minęły od czasu, gdy byłem w kinie na koncercie U2 w technologii 3D, tylko że tak się zabieram do tej recenzji, jak się sójka za morze wybiera. No ale w końcu jest. A trochę miejsca temu niezapomnianemu widowisku poświęcić warto.

Muzykę U2, ich styl, głębię tekstów, a nade wszystko vocal Bono cenię od lat. Myślę, że obok „Ozzy’ego” Osbourne’a Bono ma najbardziej niepowtarzalny głos naszych czasów. (Co tylko potwierdził w trakcie koncertu śpiewając partię Luciano Pavarottiego – w pierwszym momencie miałem wrażenie, to głos wielkiego tenora rzucony z playbacku). Wprawdzie w ostatnich latach U2 słuchałem zdecydowanie mniej (bo i ogólnie muzyki słuchałem nieco mniej), ale gdy dowiedziałem się, że został przygotowany niepowtarzalny koncert z Argentyny w technologii 3D i jest puszczany w kinach, stwierdziłem, że nie może mnie na nim zabraknąć. Poszedłem… i nie pożałowałem.

Klimat był absolutnie niepowtarzalny. Gdy koncert się rozpoczął poczułem, jakbym stał na najlepszym miejscu pod sceną (w dodatku nikt mnie nie szturchał, ani nie popychał), a po pierwszym kawałku miałem już odruchowo zacząć klaskać wraz z szalejącą publicznością, gdy przypomniałem sobie, że – uwaga – nie jestem na koncercie, ale w kinie. I klaskać nie wypada. To uczucie obecności – to między publicznością, to pod sceną, to w środku samych wydarzeń – towarzyszyło mi samego końca.

Niektórzy twierdzą, że koncerty U2 są najbardziej wypasionymi koncertami w ogóle. Dodatkowo koncert w Argentynie miał oprawę bardzo szczególną. A na dodatek trójwymiar jest w przypadku filmu-koncertu zrobiony bardzo profesjonalnie. Niewiele ma on wspólnego z takim trójwymiarem, jaki niektórzy znają z domowych okularów trójwymiarowych czy nawet z trójwymiarem z filmu „Mali agenci” (nie byłem, ale słyszałem, że 3D było do dupy). Gdy w pewnym momencie Bono wyciągnął rękę miałem wrażenie, że lider U2 za moment mnie dotknie.

Kapitalna była też atmosfera koncertu – charyzmatyczni muzycy, szalejąca publiczność, zaskakujące wstawki na telebimach, scena umożliwiająca muzykom wchodzenie pomiędzy publiczność i granie z różnych miejsc, no i oczywiście niezapomniany, nieśmiertelny repertuar U2. A warto nadmienić, że akurat na tym koncercie muzycy wrócili do bardzo wielu starych utworów z albumów War, The Joshua Tree czy Achtung baby.

Dla mnie osobiście największą frajdą było wysłuchanie kilku kawałków z mojego ulubionego albumu War (który notabene został nagrany w roku mojego urodzenia – i ma już 25 lat), a nade wszystko New Years Day – utworu napisanego z okazji stanu wojennego w naszym kraju. I ten fenomenalny Edge zasiadający z założoną gitarą do pianina i płynnie przechodzący z partii klawiszowych do gitarowych i odwrotnie.

To, co niezwykłe w popularności U2 to fakt, że chyba jako jedyny mainstreamowy zespół nie odcinają się oni od swoich chrześcijańskich korzeni – wiele tekstów czerpie swą inspirację w Biblii. Wprawdzie Bono ma taką trochę swoją prywatną teologię, a promowana w imię pokoju na świecie, choćby podczas argentyńskiego koncertu, idea zrównania trzech religii chrześcijaństwa, judaizmu i islamu jako „prawdy” jest mi absolutnie obca. Niemniej różaniec wiszący na mikrofonie podczas bisów i wiele tekstów, to bardzo ważne świadectwo wiary w Jezusa w dzisiejszych czasach, gdy przyznanie się do chrześcijaństwa jest postrzegane jako obciach.

Cóż… szczerze mówiąc, nigdy po wyjściu z kina nie miałem tak silnej pokusy, żeby wybrać się do niego jeszcze raz… Dla fanów U2 rzecz obowiązkowa. A tym, którzy U2 od czasu do czasu słuchają, ale za nim nie przepadają, też powinno się spodobać. Bo rzecz jest zrobiona naprawdę dobrze – a klimat jest niesamowity. Jedyny niedosyt po wyjściu z kina, to poczucie, że zupełnie nie wiadomo kiedy te koncertowe 86 minut minęło…

Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej. W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Kultura