Paweł Pomianek Paweł Pomianek
49
BLOG

Komentarz do ostatnich meczów Euro i Finałów NBA (cz. I)

Paweł Pomianek Paweł Pomianek Kultura Obserwuj notkę 0

Ostatnio niewiele dzieje się na moim blogu, bo cierpię na przewlekły brak dostępu do neta. Dziś i jutro wrzucam więc hurtem krótkie komentarze do tego, co w ostatnich dniach wydarzyło się na Euro oraz do zakończonych przed trzema dniami Finałów NBA 2008.

(Tekst wrzucam tutaj, a nie na stronę Boisko24.pl, ponieważ nie zamierzam prowadzić dwóch równoległych blogów o różnych treściach, zwłaszcza, że i na tym blogu dzieje się ostatnio niewiele. Ewentualnie od czasu do czasu wrzucę tekst i tutaj i tutaj. Zdaję sobie sprawę, że w wypadku publikacji tekstu wyłącznie na pawelpomianek.salon24.pl tekst nie ma szansy trafić na SG.)

Euro komentuję niemal na bieżąco w prywatnych mailach do moich znakomitych kumpli Roberta, Michała i Pawła, którzy odwdzięczają się tym samym. Te nasze wewnętrzne e-rozmowy niezwykle ubogacają oglądanie transmisji z Euro i dają możliwość spojrzenia z różnych perspektyw. Wspominam o tym dlatego, że ostatni taki komentarz wysłałem przed kilkoma dniami. To, co piszę poniżej jest więc w pewnym sensie kontynuacją.

Czesi zasłużenie do domu

Zanim przejdę do skomentowania ostatnich meczów w grupach C i D chciałbym jeszcze krótko powrócić do jednego z najbardziej zaskakujących meczów tych mistrzostw, a więc niedzielnego spotkania Czechy-Turcja. Na początku spotkania towarzyszyła mi dość zaskakująca pewność, że to Turcy wyjdą zwycięsko z potyczki. Spotkało się to z dużym zaskoczeniem ze strony Taty i Braci, wobec których wyraziłem swój pogląd. Gdy Czesi zdobyli gola na 2:0 i posiadali dość przytłaczającą przewagę (m.in. słupek) nieco zwątpiłem, ale koniec okazał się być… zgodny z moimi „przewidywaniami”. Czyżby jakaś taka… kobieca intuicja hehe… A tak koniec końców jestem zadowolony z awansu Turcji. Wprawdzie Turcy nie pokazali na Euro nic porywającego, ale pokazali futbol solidny, a przede wszystkim dwukrotnie udowodnili, że mecz trwa „90 minut i to, co doliczy sędzia” (jak podkreślał ostatnio, o ile się nie mylę, Zbigniew Boniek). Zasłużony awans za waleczność. A Czesi zasłużenie pojechali do domu, bo podczas Euro nie pokazali nic z tego, z czego Czechów pamiętamy sprzed czterech czy dwunastu lat. Myślę, że spokojnie możemy ich ograć w grupie do Mistrzostw Świata, podobnie jak uczyniliśmy to kilka miesięcy temu.

Turcy bliscy medalu

Natomiast Turcy… cóż, tylko jeden mecz do medalu. I to mecz z rywalem tylko pozornie trudnym. Chorwaci zdobyli wprawdzie w grupie komplet punktów, ale zachwycili tak naprawdę tylko w meczu z rywalem najtrudniejszym (notabene Chorwaci mają patent na wygrywanie z Niemcami ważnych meczów; tutaj przypomina się rok 1998 i pogrom 3:0 w ćwierćfinale MŚ). W pozostałych meczach nie błyszczeli, pierwszy mecz wygrali dość szczęśliwie, a trzecim meczem sugerować się trudno, bo podstawowi zawodnicy odpoczywali. Wydaje się, że Chorwaci mogą sobie pozwolić na zlekceważenie Turków, a wtedy… może wszyscy przypomnimy sobie rok 2002 i fantastyczny sukces Turków podczas MŚ w Korei i Japonii. Wtedy Turcy też nie zachwycali, ale również grali solidnie i konsekwentnie i wyszło fantastycznie. Natomiast jeśli wygrają Chorwaci… Ciekaw jestem czy Niemcy będą umieli przełamać swoją niemoc wobec nich w wielkich turniejach. Byłoby pasjonująco. Mimo wszystko ponownie kibicuję czarnemu koniowi z Turcji, do którego sympatii nie kryłem od samego początku.

Niemcy i… Polak z medalem

Jeśli już jesteśmy przy słabszej połówce Mistrzostw, to wczoraj przepiękny mecz Portugalii i Niemiec. Drużyny absolutnie godne siebie, przeważyło cwaniactwo i doświadczenie Niemców… A może po prostu mecz im się lepiej ułożył. Choć trzeba przyznać, że od samego początku byli drużyną aktywniejszą. Sam żałowałem, że te drużyny spotkały się już w tej fazie. Jestem zdania, że ta para powinna się spotkać w półfinale. Ale niestety Niemcy trochę skomplikowali drabinkę ulegając – co będę utrzymywał z uporem maniaka – przeciętnie grającym w tych ME Chorwatom, czym mocno wówczas skomplikowali sprawę Polakom. Ale to już historia, której lepiej nie wspominać. Wracając do meczu Portugalia-Niemcy byłem pod ogromnym wrażeniem tempa, w jakim toczyło się spotkanie, ilości konstruktywnych, szybkich, widowiskowych akcji oraz fantastycznymi krótkimi podaniami z pierwszej piłki z obu stron (mecz mistrzostw?). Kolejny znakomity mecz Polaka Podolskiego. Jeśli ktoś kibicował w tym meczu Portugalii, może się ucieszyć przynajmniej faktem, że choć jeden Polak wróci z Austrii i Szwajcarii z medalem (piszę o jednym, bo Klose raczej się polskości swej wstydzi, skoro tak, to trudno o niej mówić).

Ale rzeczy prawdziwie ciekawe dzieją się w drugiej połówce, którą jako wierny od lat kibic zespołu hiszpańskiego śledzę z wielkim zainteresowaniem. No i cóż… przeliczyłem się mając nadzieję, że Holendrzy wystawią mojemu zespołowi do gry ćwierćfinałowej Rumunów. Okazało się, że Pomarańczowi zagrali niemniej ambitnie niż poprzednio i wygrali 2:0. I stało się najgorsze, co mogło się stać i z Hiszpanią zagrają niestety rozkręcający się i wbrew wszelkim pozorom niezwykle mocni Włosi. Ale o tym jutro.

62. finał NBA za nami

A było co oglądać. Doskonały sześcioodcinkowy serial z dramaturgią do samego końca we wszystkich meczach poza ostatnim. Nie zamierzam omawiać tutaj szczegółowo poszczególnych meczów – zrobili/zrobią to inni. Chciałem tylko napisać, o swojej radości z faktu, że nie sprawdziły się przewidywania wielu, o tym, że Lakers są zdecydowanym faworytem. To doświadczona w latach, ale niedoświadczona w zdobywaniu tytułów (chodzi mi o obecną ekipę) drużyna Celtów okazała się w końcówkach drużyną bardziej dojrzałą. To Bostończykom udało się wygrać jedno spotkanie na parkiecie rywala, choć był w tym spotkaniu moment, że przegrywali już różnicą 24 punktów (sic!). W ten sposób Boston zdobyło 17. tytuł w swojej historii. Co ciekawe Lakers ma tych tytułów 14, a więc licząc wspólnie oba zespoły mają 31 tytułów, czyli dokładnie połowę ze wszystkich w historii.

Jest to dla mnie osobiście wydarzenie o tyle ciekawe, że oglądałem w swoim życiu finały NBA po raz dziewiąty (poprzednio w latach 1990-1997, a więc po 11 latach przerwy), ale dopiero po raz pierwszy wygrała drużyna której kibicowałem. W dotychczasowych finałach zawsze górą były drużyny przeciwne: w 1990 r. Portland (od zawsze moja ulubiona drużyna NBA; notabene ciekaw jestem czy Brendon Roy zostanie w Portland, liczę, że przyszły sezon będzie dla Blazers jeszcze lepszy niż ten i w końcu na silnym Zachodzie uda się zmieścić w ósemce) uległo Detroit. Później przez trzy sezony wygrywało Chicago, przeciw któremu zawsze kibicowałem (kolejno z Lakers, znów z Portland i z Suns), następnie przez dwa lata Houston było lepsze najpierw od Knicks (4:3), a w roku 1995 od Orlando Magic (4:0). Później znów wrócił Jordan i znów przyszły kolejne zwycięstwa Chicago (tym razem nad Seattle 4:2 i w tym samym stosunku z Utah Jazz). Rok później Chicago ponownie pokonało Utah, ale tych spotkań nie było mi już dane oglądać.

Na koniec jeszcze jedna kwestia. MVP finałów został wybrany Paul Pierce (średnia ponad 22 punkty). Miałem wrażenie, że równie dobrze mógł zostać wybrany inny człowiek z wielkiego tercetu Bostonu Ray Allen, który grał zdecydowanie równiej od Pierce’a i miałem wrażenie, że można było na niego liczyć w każdym meczu tak samo mocno (zwłaszcza Allen był zdecydowanie lepszy w meczu trzecim, gdy Pierce zdobył tylko 4 punkty oraz w meczu piątym, gdzie Pierce stracił w końcówce dwie ważne piłki, co sprawiło, że Boston musiał odsunąć świętowanie tytułu na mecz numer sześć). Warto jednak pamiętać, że Pierce gra w Celtics od wielu lat, a Allen dopiero pierwszy sezon. Myślę, że to mogło mieć również pewien wpływ na wybór. Zresztą ciekaw jestem, czy może to tylko moje odczucia…

Warto jeszcze uwiecznić również tutaj ten niesamowity wynik szóstego meczu, w którym Boston rozniósł Lakers 131:92. Ten wynik niewątpliwie przejdzie do historii NBA. Choć muszę przyznać, że kapitulancka postawa LA od początku drugiej połowy była dla mnie sporym zaskoczeniem. Wszak w meczu numer dwa odrabiali przewagę ponad dwudziestu punktów i to w czasie o wiele krótszym niż 24 minuty. Zabrakło im wówczas, może minuty… A dotykając wymiaru pozasportowego tej rywalizacji, to Laker Girls podobały mi się bardziej od Celtic Dancers (fajniejsze piosenki? ładniejsze dziewczyny? więcej wdzięku? – nie wiem). Choć obie ekipy cheerleaderek ogromnie uatrakcyjniały oglądanie meczów.

Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej. W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Kultura