Hiszpania Mistrzem Europy po 44 latach! W dodatku wówczas finały odbywały się w Hiszpanii, grały w nich tylko cztery zespoły, a turniej nie nazywał się jeszcze oficjalnie Mistrzostwami Europy. Wczoraj obejrzeliśmy finał godny tego znakomitego turnieju, który oglądaliśmy przez ostatnie kilka tygodni.
Mistrzostwa były naprawdę dobre. W tym roku rzeczywiście wygrywała piłka, wygrywał futbol efektowny, ofensywny i ambitny. I po raz pierwszy od wielu lat, w turnieju Euro wygrała drużyna grająca najładniej (za wrażenie artystyczne na drugim miejscu umieściłbym Holandię, na trzecim Rosję). O ile w Mistrzostwach Świata nie brakuje nigdy efektownego futbolu, bo są drużyny z Ameryki Południowej i z Afryki, o tyle z Euro bywało różnie (żeby daleko nie szukać wystarczy przypomnieć, że przed czterema laty wygrali gwałcący futbol grecy). Ten turniej to na pewno zwycięstwo futbolu, a zwycięstwo Hiszpanii można nazwać – za Michałem Wolskim – zwycięstwem artystów.
Dla mnie oglądanie wczorajszego finału, było niezwykłą frajdą i wielkim przeżyciem, bo dotychczas w wielkich imprezach do finałów nie dochodziły zespoły, którym kibicowałem od początku (wyjątek to finały Brazylii w roku 1994 i 1998 – później przestałem kibicować Kanarkom tak mocno; można do tego dodać ewentualnie finały olimpijskie, w których w 1992 r. byli Polacy, w 1996 Nigeryjczycy, w 2000 Kameruńczycy a w 2004 Argentyńczycy lub Puchary Narodów Afryki, gdzie Kamerun, Nigeria i WKS, którym kibicuję docierają często do finałów czy Copa America, gdzie kibicuję Argentynie i Urugwajowi – jednak to wszystko są turnieje niższej rangi). Dodatkowo zwycięstwo Hiszpanii dokonało się dokładnie w dniu moich imienin, co było szczególnie miłe.
Jak wspomniałem, wczorajszy finał uważam za niezły. Bez porównania lepszy, niż ten sprzed czterech lat. Jak wczoraj napisał na moim blogu Robert Drabiec, brakowało tylko drugiej bramki, dla Hiszpanii, czyli takiej kropki nad „i”. Niemcy po dobrym początku byli bardzo skutecznie powstrzymywani przez hiszpańskich obrońców. Lahm, tak aktywny w poprzednich meczach, nie pograł w ataku w ogóle, w dodatku popełnił katastrofalny błąd przy bramce Torresa. Ballack, Podolski, Klose niewidoczni. I w tym miejscu ogromne słowa uznania dla hiszpańskiej obrony. Jeszcze po ćwierćfinale wydawało mi się, że obrona to nie jest – tradycyjnie – najmocniejszy punkt reprezentacji Hiszpanii. Po ostatnich dwóch meczach muszę jednak stwierdzić, że pod tym względem nastąpił w tym turnieju absolutnie niezwykły skok jakościowy. Puyol, Marchena, Sergio Ramos i spółka zatrzymywali praktycznie wszystko zarówno w meczu z Włochami, z Rosją, jak i z Niemcami. A gdy oni dosłownie kilka razy zawiedli na miejscu był niesamowity Iker Cassillas (bramkarz mistrzostw tuż przed królem Arturem). W ten sposób Hiszpania w ostatnich trzech meczach nie straciła ani jednej bramki, a w całym turnieju trzy (z czego w pierwszym składzie dwie).
Spośród innych zawodników hiszpańskich nie sposób nie wyróżnić strzelca bramki Fernando Torresa, który był w tym meczu niesamowicie aktywny, często dochodził do piłki. Ta zwycięska historyczna bramka w pełni mu się należała, bo dotychczas ten turniej bez wątpienia nie był jego najlepszym. Duże słowa uznania dla wszędobylskiego Brazylijczyka z hiszpańskim paszportem Senny – absolutny numer jedne na swojej pozycji, jedno z największych objawień turnieju. Słowa uznania dla Iniesty, którego tak dawniej niedoceniałem. Wprawdzie zmarnował trzy stuprocentowe sytuacje, ale wyjścia do piłki miał absolutnie niesamowite, nieprawdopodobnie czuł grę. Warto oczywiście pochwalić również pracowitego jak zawsze Xaviego – człowieka od czarnej roboty, który jak zwykle zagrał bardzo solidnie.
Ale osobiście chciałbym wyróżnić jokera w talii Aragoniesa – Guizę. Przyznam szczerze, że to zawodnik, który wzbudził moją największą sympatię w trakcie tych mistrzostw. Może to dość subiektywne, ale byłem pod ogromnym wrażeniem jego nosa strzeleckiego, jego ambitnej gry, umiejętności podzielenia się piłką, ale i znalezienia się idealnie pod bramką rywala. Mimo że wczoraj Guiza bramki nie zdobył, ogromne słowa uznania dla króla strzelców ligi hiszpańskiej.
Na koniec warto dodać, że Hiszpanie uzyskali też drugą najbardziej prestiżową nagrodę, mianowicie tytuł króla strzelców, który zdobył – nie mogący wystąpić w finałowym meczu – David Villa. Choć trzeba przyznać, że 4 bramki zdobyte przez króla strzelców mistrzowskiego turnieju, to niezwykle mało. Warto dodać, że zawodnikiem mistrzostw został wybrany Xavi Hernandez.
Koniec końców: po latach czekania, doczekaliśmy się wspaniałego turnieju reprezentacji Hiszpanii. Tak jak pisałem po ćwierćfinale: skoro udało się przełamać passę, teraz może uda się sięgnąć po złoto. Udało się, więc dziś pójdę dalej: skoro udało się sięgnąć po złoto to może teraz Hiszpanie pójdą za ciosem i będziemy ich regularnie oglądać wśród medalistów wielkich piłkarskich imprez, czego zespołowi hiszpańskiemu z całego serca życzę! Oby za dwa lata po raz pierwszy w historii Mistrz Europy sięgnął po tytuł Mistrza Świata!
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura