Odpowiadając na to pytanie, jedną rzecz można powiedzieć bardzo zdecydowanie: na pewno nie sukces. To nie były igrzyska na miarę oczekiwań. Jednak jeśli popatrzymy na liczbę medalistów i liczbę dyscyplin w jakich medale zdobywaliśmy oraz jakość krążków, humory mogą nam się nieco poprawić.
Gdy PKOl wysyłał tak dużą reprezentację na Igrzyska, mówiło się jasno, że sukcesem byłoby 14 medali. Niektórzy przebąkiwali nawet o 18. W każdym razie miało być ich więcej niż w Atenach, gdzie po zdobyciu 10 medali mówiło się o klęsce. W tym kontekście 10 medali, pomimo większej ilości medali srebrnych niż na poprzednich Igrzyskach i mimo wyższego miejsca w klasyfikacji medalowej musimy mówić o zdecydowanej porażce.
Jednak mimo wszystko wydaje się, że – patrząc ogólnie – niewielki postęp jest. Polacy częściej występowali w finałach, ale przede wszystkim większa liczba naszych reprezentantów zdobyła medale i w większej ilości dyscyplin. W poprzednich Igrzyskach prawie 1/3 medali zdobyła jedna Otylia. Teraz każdy medal był dziełem innego zawodnika. Jeśli chodzi o dyscypliny to jedynie w wioślarstwie i lekkiejatletyce zdobyliśmy po dwa medale. Czyli zdobyliśmy medale aż w ośmiu różnych dyscyplinach, w tym np. pierwszy w historii w kolarstwie górskim.
Poza tym zdobyliśmy więcej srebrnych krążków niż w Atenach (czyli nasz dorobek medalowy, choć nie jest większy – jest bogatszy) i zajęliśmy wyższe miejsce w klasyfikacji medalowej (choć to już nie jest wynik naszej siły, ale raczej tego, że stawka była w tym roku mniej wyrównana, a aż 1/6 finałów wygrali Chińczycy, którzy startowali zapewne na jakichś legalnych substytutach środków dopingujących, które wkrótce MKOl włączy do listy substancji zakazanych.
Na pewno muszą cieszyć miłe niespodzianki: złoto Majewskiego, srebro Małachowskiego, srebro Włoszczowskiej czy szpadzistów. Cieszy też, że nie zawiedli przynajmniej niektórzy z naszych faworytów: wioślarska czwórka podwójna Jeliński, Korol, Kolbowicz, Wasilewski i Leszek Blanik.
Największa porażka Igrzysk, która zakrawa na kompromitację to start pływaków. Wprawdzie wielu z nich wystartowało na miarę swoich możliwości, ale po sutych latach polskie pływanie zostało gdzieś daleko z tyłu za światem. Ciekaw jestem, czy możemy liczyć na odrodzenie w najbliższych latach. Wielka porażka to czwarte miejsce Marcina Dołęgi w podnoszeniu ciężarów. Notabene oglądałem konkurs z moją szwagierką Dominiką (która akurat tego dnia była moją szwagierką już czwartą dobę) i przed pierwszą próbą powiedziałem do niej: ciekawe, czy to rzeczywiście dołęga, czy niedołęga. Po konkursie okazało się, że jednak niedołęga. Nasz zawodnik stracił rekord świata, złoty medal olimpijski, a nawet w ogóle miejsce na olimpijskim podium.
Wielki zawód spotkał nas też ze strony naszych drużyn w grach zespołowych. Siatkarki grały bez szczęścia i mimo że nie przegrały w stosunku 0:3 ani jednego meczu nie wyszły z trudnej grupy. Co ciekawe przed Igrzyskami wielu dawało im większe szanse na medal niż mężczyznom. Tymczasem nasza drużyna męska w grupie zagrała świetnie, by w najważniejszym meczu zagrać słabo i ulec bez wątpienia słabszym od siebie Włochom, którzy potem gładko przegrali rywalizację o medale. Szkoda tego jednego słabszego meczu w najważniejszym momencie, choć zwycięstwo i tak było w nim zadziwiająco blisko.
Jednak jeszcze bardziej zdegustowani możemy być tym, co zrobili w ćwierćfinale nasi piłkarze ręczni, którzy grając kompromitująco przez pierwsze 30 min. nie potrafili pokonać niczym niewyróżniającej się Islandii. Gdyby nasi wygrali ten mecz, w półfinale czekaliby na nich Hiszpanie, z którymi nasi wprawdzie przegrali w grupie, ale od których także są bez wątpienia drużyną lepszą, dojrzalszą. Szansa na finał z Francuzami była przeogromna i naprawdę nie potrafię zrozumieć, co chwilami działo się z naszą drużyną (równie źle było także przez 40 min. meczu z Brazylią). Krzysztof Lijewski w wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego” powiedział: „Gdyby miało się okazać, że dwukrotnie w takim momencie przegrywamy, oznaczałoby to, że jesteśmy debilami”. Oby tylko nasi stanęli w Londynie przed drugą szansą.
Reasumując: nie jest tragicznie, ale jest kiepsko. Wydaje się, że polski sport potrzebuje radykalnych reform na najwyższych stanowiskach. I jak największej decentralizacji, dawania jak najszerszych kompetencji poszczególnym trenerom, a nie skorumpowanym związkom. Jeśli w Londynie chcemy wypaść lepiej, dużo lepiej, trzeba się za to wziąć i ukręcić łeb układom i układzikom, które obecnie rządzą polskim sportem.
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura