Paweł Pomianek Paweł Pomianek
387
BLOG

Pielgrzymka do Lourdes, czyli podróż poślubna do Francji (5)

Paweł Pomianek Paweł Pomianek Kultura Obserwuj notkę 5

Pobyt w Lourdes to bez wątpienia najważniejszy dzień i główny cel naszej Pielgrzymki. Nie tylko w założeniu. Pobyt w Lourdes był jedynym dniem, w którym nie było biegania z miejsca na miejsce i męczącego chwilami pośpiechu.

Jak pisałem w części trzeciej, piątego dnia wieczorem dotarliśmy do Lourdes, a nasz hotel znajdował się tuż przy Bazylice.

By stracić jak najmniej i móc uczestniczyć w Eucharystii w najważniejszym miejscu w Lourdes – Grocie Massabielskiej wstaliśmy wcześnie. Odbywa się ona już o 6.15, gdy jest jeszcze ciemno (słońce we Francji wschodzi i zachodzi ok. godzinę później niż w Polsce). Choć przenikliwe zimno zbliżającego się poranka nieco przeszkadza jest to jednak z najbardziej wyjątkowych Eucharystii w naszym życiu. Grota Massabielska okazała się miejscem absolutnie niesamowitym. Od razu dało się odczuć jego niesamowity, niepowtarzalny klimat.

W tym miejscu warto napisać o znakomitym przygotowaniu, do pobytu w Lourdes, jakie dzięki ks. Aleksandrowi Sikorze ze Starachowic mieliśmy w autokarze. Mianowicie proboszcz parafii Najświętszego Serca przepisał ręcznie obszerne fragmenty książki Franciszka Werfla „Pieśń o Bernadecie” i odczytywał nam je w odcinkach. Warto dodać, że okazało się, iż sędziwy kapłan ma niezwykłe zdolności czytelnicze i słuchało się go jak kogoś po szkole aktorskiej. Na odcinki wszyscy – od najmłodszych do najstarszych – czekali z wielką niecierpliwością. Dzięki ich czytaniu mogliśmy doskonale poznać historię i klimat objawień oraz osobę Bernadety Soubirous. Trudno mi sobie wyobrazić tak głębokie przeżycie wizyty w Lourdes bez zapoznania się z tą barwnie napisaną lekturą.

Eucharystia przy grocie odbywa się niestety w języku niemieckim, bo po prostu grup niemieckich jest na placu więcej niż polskich. Niektóre fragmenty (czytania, krótkie kazanie, modlitwa wiernych) są jednak dublowane także po polsku. „Ojcze nasz” jest przez wszystkich śpiewane po łacinie. Swoją drogą uważam, że właśnie w takich sytuacjach, gdy społeczność jest z naprawdę różnych krajów, a procentowa ilość osób z jednego kraju jest stosunkowo mała należałoby odprawiać Mszę po łacinie – wtedy wszyscy mniej więcej czają o co cho i mogą lepiej przeżywać Eucharystię.

Po Eucharystii udaliśmy się na śniadanie, a potem na zwiedzanie „szlakiem Bernadety” i nie tylko. To też było niezwykłe przeżycie: Młyn Boleyn, w którym Bernadeta mieszkała w pierwszych latach życia, Le Cachot – dawne więzienie, do którego opieka społeczna przeniosła biednych państwa Soubirous z walącego się młyna. I wreszcie trzeci dom rodziny Bernadety, w którym mieszkała już po objawieniach, a przed wstąpieniem do zakonu (tutaj akurat nie weszliśmy do środka). Później kościół parafialny... Chrzcielnica, przy której Święta była chrzczona, konfesjonał, przy którym przystąpiła do pierwszej spowiedzi. Gdy tak dobrze zna się osobę świętej, jak po lekturze „Pieśni o Bernadecie” każde miejsce jest niezwykłe. Popołudniu przed drogą krzyżową pójdziemy jeszcze do muzeum związanego z Bernadetą, gdzie obejrzymy między innymi pamiątki po świętej oraz zdjęcia i obrazy dziewiętnastowiecznego Lourdes.

W międzyczasie zwiedzamy zamek w Lourdes. Wrażenie robi przede wszystkim wspaniały widok z góry na całe miasteczko. Z zainteresowanie oglądamy także stare tradycyjne sprzęty i tradycyjne stroje sprzed wieków. Podziwiamy wspaniałe makiety zamków i miasteczek ustawione na jednym z dziedzińców. Lourdes to bardzo malownicze miasteczko. Doświadczamy tego zarówno stojąc na szczycie zamku, jak i stojąc obok najwyższego poziomu bazyliki, skąd roztacza się piękny widok przede wszystkim na zamek i nieskazitelnie niebieskie niebo.


Później mamy sporo czasu wolnego, który przeznaczamy na zwiedzenie wszystkich poziomów bazyliki, modlitwę przy grocie oraz na zakup pamiątek dla bliskich, którzy pozostali w kraju.

Bazylika nie robi wielkiego wrażenia. Po gotyckich kościołach, które oglądaliśmy w poprzednich dniach, a nawet po kościele w Lisieux wydaje się trochę bez gustu. Zdecydowanie najładniejszy jest dolny poziom, gdzie na powale na około wymalowane są poszczególne tajemnice różańca. Dużo złotego koloru – przyjemny klimat. Poza tym nic specjalnego. Dziwnie ubogi górny poziom, który jest podobno główną bazyliką...

Natomiast modlitwa przy grocie, to każdorazowo coś absolutnie niezwykłego. Mimo tłumu ludzi – panuje duże skupienie. W przeciwieństwie do np. spotkań z papieżem, gdy ludzie zachowują się bardzo różnie, tutaj każdy zdaje się wiedzieć, po co przyjechał.

 

Zakupy to ciekawy temat, nie w kontekście tego, co kupowaliśmy, bo to mało istotne, choć zleciało nam na tym sporo czasu. Chodzi raczej o to, co na owych stoiskach jest sprzedawane. Straszono nas komercją. Byliśmy na nią dość przygotowani i powiem szczerze, że ona nam szczególnie nie przeszkadzała, nie niszczyła klimatu związanego z pobytem w Lourdes, choć trzeba przyznać, że niektóre rzeczy wkurzały. Cukierki z namalowaną sceną objawień, podkładka pod myszkę z Matką Bożą czy wachlarz z Maryją i Bernadetą to poważne przegięcie, traktowanie objawień instrumentalnie. Podobnie jak zachowanie sprzedawcy, który prawie rzuca zakupionymi przez nas dewocjonaliami, które – widać wyraźnie – nie mają dla niego żadnej wartości. Ale, jakie jest na to antidotum? Monopol Kościoła na produkcję różańców czy medalików? W ten sposób doszlibyśmy do jeszcze większych absurdów. Nie ma więc innej opcji – trzeba się z tym pogodzić. Rynek zawsze do tego prowadzi, jeśli znajdą się na nim ludzie niemoralni i bez wartości, a przecież takich ludzi jest masa. Wolę to niż zamordyzm.

Od 16.00 czekają nas już ściśle duchowe przeżycia. Najpierw droga krzyżowa. Przyznam, że tak wspaniale zrobionych stacji, w naturalnych rozmiarach, złotych, jeszcze nie widziałem. Robimy z Anią zdjęcia. Sam mam zaszczyt poprowadzić dwie stacje (7. i 8.) – mówimy z głowy, niewielu poza mną się na to decyduje, ale Ci którzy prowadzą stacje robią to w sposób głęboki i ogromnie ubogacający. To jedna z najpiękniejszych dróg krzyżowych, jakie przeżyłem – trudne, strome, górskie tereny (wysiłek), klimat miejsca, piękne rozważania.

Następnie uczestniczymy w procesji Eucharystycznej. To procesja dla chorych, niejednokrotnie podczas takich procesji zdarzały się uzdrowienia. Jej zakończenie ma miejsce w wielkim podziemnych kościele Piusa X. On też robi wrażenie. Czegoś takiego do tej pory nie widziałem. Wielka podziemna sala, a na powierzchni, piękna, zielona trawka. Wewnątrz wiszą portrety różnych świętych – ogromne ilości, kto wie ile ich może być, ale na pewno setki, może tysiące.

Z kolei wieczorem, po obiadokolacji i chwili wytchnienia (to też swoista nowość, w poprzednich dniach odpoczywało się wyłącznie wieczorami i ewentualnie w autokarze, ale dla niektórych nie był to żaden odpoczynek) wyruszamy ze świecami na procesję światła. To też bardzo swoista procesja. Tysiące światełek robią wrażenie. Odmawiamy różaniec w wielu różnych językach i śpiewamy „Po górach, dolinach”.

Po niej idziemy jeszcze chwilę na osobistą modlitwę. Niestety, nie możemy znaleźć z Żoną spokojnego miejsca. Górne bazyliki są zamknięte, w dolnej Eucharystia, przy grocie tłumy. Idziemy do dolnej bazyliki i siadamy w kącie, gdzie nie kręcą się pielgrzymi. Wspólnie odmawiamy różaniec – wreszcie mamy czas na modlitwę małżeńską w tym świętym miejscu. Na koniec ofiarujemy siebie i naszą rodzinę Matce Najświętszej. Idziemy jeszcze na chwilę do Groty. Jest ciepła, przyjemna noc. Napełniamy butelki wodą ze źródełka i wracamy do hotelu, powoli żegnamy się z najwspanialszym z miejsc, które było nam dane odwiedzić podczas podróży poślubnej.

– Maryja z objawień jest mimo wszystko taka daleka i dziwna – mówię do Ani już w hotelu. – Daleka? No coś Ty! – dziwi się Ania. Ale ja też powoli zaczynam rozumieć logikę objawień, powoli objawienia w Lourdes stają mi się coraz bliższe. Także uzdrowienia w Lourdes (które właściwie nie mają żadnych konkretnych reguł), o których czytałem w drodze pomagają mi w kształtowaniu się mozaiki teologii maryjnej. O tym, jak dziś patrzę całościowo na temat objawień i różnych dziwnych rzeczy, które mówiła Maryja nie tyle w Lourdes, co w Fatimie czy Paryżu napiszę w epilogu.

Rano przeżywamy jeszcze niedzielną Mszę świętą(jest 28 września) w krypcie (drugi, środkowy poziom bazyliki), idziemy pożegnać się z Matką do Groty, spożywamy śniadanie i ruszamy w dalszą trasę. Tego dnia czekają nas odwiedziny w Carcassonne i Marsylii.

Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej. W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (5)

Inne tematy w dziale Kultura