Paweł Pomianek Paweł Pomianek
136
BLOG

Pielgrzymka do Lourdes, czyli podróż poślubna do Francji. Epilog

Paweł Pomianek Paweł Pomianek Kultura Obserwuj notkę 2

Przedstawiłem już w siedmiu odcinkach nasze całe dziesięciodniowe pielgrzymowanie. Dziś pozostał mi wpis ostatni – napisanie o owocach wyjazdu.

Od wyjazdu minął już prawie miesiąc, a nad tego typu rzeczami myśli się na gorąco. Od razu zaznaczę zresztą, że nie zamierzam tutaj szczegółowo wymieniać poszczególnych rzeczy, które dał nam wyjazd, bo to dość jasno wynika z treści poprzednich wpisów. Chcę się skupić nad moim podejściem do objawień i maryjności, bo wydaje się, że tutaj zaszła być może największa zmiana. Wyjaśnię, że nie było to absolutnie żadne nawrócenie, raczej kolejny etap mojego mariologicznego dojrzewania. Chcę o tym na koniec napisać, bo to być może najcenniejszy trwały owoc przywieziony z Francji.

Pisałem w części dotyczącej Paryża o moim podejściu do Kaplicy Cudownego Medalika, potem o objawieniach w Lourdes, które stawały mi się coraz bliższe. Dlaczego objawienia były mi do tej pory odległe, a nawet patrzyłem na nie z niechęcią. Myślę, że przede wszystkim z trzech powodów:

1. Objawienia prywatne (czyli wszystkie od śmierci ostatnich apostołów) to rzecz dla maryjności absolutnie trzeciorzędna. Zdecydowanie najważniejsze jest to, co wiemy o Maryi z I) Pisma Świętego; II) Dogmatów mariologicznych. I tego absolutnie nadal się trzymam, jako wierzący katolik. Natomiast teraz było mi dane docenić wagę objawień, jako konkretnych interwencji Bożych przez pośrednictwo Maryi w konkretnej, bliskiej nam historii, które mogą wnosić bardzo dużo.

2. Ludzie prezentujący klasyczną polską pobożność maryjną, która kiedyś tak mnie gorszyła, że pobudziła mnie do rozpoczęcia pięknej, świadomej przygody z mariologią i maryjnością, kładą ogromny nacisk na objawienia, niemal zapominając o obrazie Maryi zawartym w Piśmie Świętym, co jest sporym przegięciem – tak uważam nadal, choć zjawisko rozumiem (i rozumiałem od jakiegoś czasu).

3. Trzeci powód jest najważniejszy i jego będzie dotyczył wpis. Treści wypowiadane przez Maryję w czasie wielu objawień czy nawet sam ich styl nie leżały mi w kontekście całej mariologii i teologii, wielokrotnie pozornie się z nią kłócąc. O przykłady nietrudno:

I) W La Salette Maryja mówi, że nie może już utrzymać każącego ramienia Jej Syna. Wydaje się to niemożliwe ponieważ: a) To Bóg jest największą Miłością; b) Wola Maryi nie może być inna od woli Bożej – wielkość Maryi od zawsze polega na wierności Jego woli.

II) W Fatimie oraz w Paryżu (Cudowny Medalik) Maryja domaga się czci dla siebie. W dodatku jeśli poczytać treść objawień Maryja na pierwszy rzut oka zwraca się do świadków objawień w sposób wzniosły, dufny i często niezrozumiały. A przecież w Biblii Maryja nigdy nie zatrzymuje wzroku człowieka na sobie, zawsze odsyła do Syna („Zróbcie wszystko cokolwiek Wam powie”; „Oto ja Służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego Słowa”; „Uwielbia dusza moja Pana” – można by pisać bardziej szczegółowo).

III) W Lourdes Maryja w sposób straszliwy poniża Bernadetę, kiedy każe jej czołgać się po ziemi i pić błoto, które ta po zakończeniu widzenia zwymiotuje. Wszystko dzieje się w obecności tłumu gapiów.

Myślę, że niechęć jest zrozumiała, ale też to wszystko da się wyjaśnić. Pomogło mi w tym bardzo czytanie nt. uzdrowień, które dokonywały się po objawieniach w Lourdes. I fakt, który był dla mnie zauważany, a potem wybrzmiał w czytanych – o czym już wspominałem – fragmentach „Pieśni o Bernadecie”: nie było żadnej zasady w tym kto był uleczany. Nie było ważne, czy przychodził ktoś z głęboką wiarą, czy ktoś bez wiary, czy nawet bluźnierca. Wielu głęboko wierzących odeszło bez uzdrowienia, kilku bluźnierców odzyskało zdrowie. I to doskonale ukazuje jedną rzecz: my nie rozumiemy Bożej logiki. Bóg, który doskonale zna przeszłość, przyszłość, wszelkie istniejące na świecie zależności, wie doskonale, kiedy uzdrowienie jest dobrem, kiedy zaś lepsze jest dla człowieka, by ofiarował Bogu swoje cierpienie. Tutaj ludzką logiką nie odnajdziemy żadnych prostych rozwiązań. Skoro tak, to i pewne dziwne wydarzenia, które dzieją się za wstawiennictwem Maryi, czy na jej życzenie (choćby sprawa Bernadety) w perspektywie zbawczej, którą my rozumiemy mimo wszystko bardzo słabo, mogą być absolutnie sensowne. I nawet jeśli niektóre z nich budzą niesmak czy sprawiają nam przykrość nie można na tej podstawie odwracać się od objawień.

Nieco inaczej, choć w podobnym duchu należy odpowiedzieć na pytanie o prośby Maryi, które miałyby prowadzić rzekomo do Jej chwały. Jeśli objawienia są prawdziwe, a za takie uznał je Kościół, to są zgodne z wolą Bożą – Maryja nie ma takiej mocy, by sprzeciwić się woli Bożej. Jej postawa jest z Nią absolutnie złączona. Jeśli wola Maryi jest odblaskiem tego, czego pragnie Bóg, również treść objawień jest w całości chciana przez Boga.

W ten sposób dochodzimy do sedna. Może objawienia Maryi i treści, w których prosi o swoją chwałę są wynikiem „życzenia” samego Boga, by oddawać cześć Jego Matce, a nie wolą skromnej Maryi. W takim duchu pisali przez wieki wielcy mariologowie, jak choćby Ludwik Maria Grignione de Monfort. Po Vaticanum II takie myślenie zostało odrzucone i mariologowie uznali, że nie można oddawać czci samej Maryi, że ta cześć zawsze powinna być oddawana wraz z Maryją Bogu. Tymczasem rozwiązanie może być bardzo proste: możemy z wielkim spokojem oddawać cześć Maryi, bo ta chwała, którą oddajemy Maryi zawsze będzie też chwałą Bożą. Wielcy mariologowie pisali, że chwała oddawana Maryi nie zatrzymuje się na niej, ale przenika przez nią i trafia do Boga. Poza tym – jak pisał de Montfort, a to mnie bardzo do tej pory zniesmaczało – może Bóg życzy sobie właśnie czci dla swej Matki. Może tak „skonstruował” światy duchowe, że właśnie chwała oddawana Jego Matce jest czymś najdoskonalszym.

Bo tutaj znowu: tak naprawdę nie możemy się wypowiedzieć o tamtym świecie, biorąc pod uwagę wyłącznie logikę. Musimy oczywiście stosować regułę niesprzeczności, ale tylko tyle. Poza tym naprawdę trudno powiedzieć, jaka jest wola Boża. Możemy ją odczytywać tylko z faktów, a jeśli Maryja mówi podczas objawień, że należy Jej oddawać cześć, a Kościół stwierdza, że objawienia są autentyczne, czyli zgodnie z wolą Bożą, to chyba obawy, że można przesadzić z czcią Maryi można raczej odłożyć na bok. I to jest u mnie duża zmiana.

Jeszcze nieco inaczej, choć w podobnym duchu, udało mi się rozwiązać problem przytoczonej treści objawień z La Salette. Rozwiązanie nasunęło mi się podczas jednego z odmawianych codziennie w autobusie z grupą różańców. Do tej pory słyszałem wiele pokrętnych wyjaśnień, które starano się ukuć, by pokazać, że mimo wszystko to wcale nie o to chodzi, że wola Maryi różni się od woli Jej Syna. Żadne z nich mnie nie zadowoliło. W czasie pielgrzymki zrozumiałem, że rozwiązanie jest jednak stosunkowo proste. Przecież rzeczywistość niebiańska jest na tyle inna od naszej, ziemskiej, że nie sposób wyrazić ją naszym językiem – to jest zwyczajnie niemożliwe. Dodatkowo Bóg objawiając się bierze zawsze pod uwagę percepcję odbiorcy objawienia i formułuje treść objawienia w taki sposób, by była ona jak najlepiej przyswojona przez odbiorcę, by przyniosła owoce. Może właśnie wtedy w dziewiętnastowiecznej Francji taki sposób był najbardziej trafny. I wcale nie został odebrany w taki sposób, że biedna Maryja twardo trzyma ramię Syna, już się ugina, ledwo daje radę, to ramię już już opada, Maryja jest przygniatana coraz bardziej, ale krzesa z siebie jeszcze resztkę sił, podtrzymuje ramię, w międzyczasie idzie się objawić i mówi: ludzie nawróćcie się, bo już nie daję rady. A może, jeśli nawet tak został odebrany, to doprowadziło wówczas do błogosławionych owoców. Widocznie taki ludzki, banalny sposób ukazania relacji niebiańskich był dla tamtych ludzi najlepszy. A o prawdziwych relacjach w niebie objawienie nic nam nie mówi, bo nie sposób zrozumieć je głębiej niż zrozumiał je przez wieki Kościół odczytując objawienie publiczne, które zakończyło się ze śmiercią ostatniego Apostoła i jest objawieniem pełnym – potem można je już tylko interpretować. Zdanie z objawienia w La Salette mówi tylko o relacjach niebiańskich w taki sposób, by to trafiło do odbiorcy, by prowadzić do nawrócenia. Zresztą, daleko szukać. Całe Pismo Święte jest tak napisane.

Wiem, że mój dzisiejszy wpis jest bardzo trudny i jest pójściem w bardzo głęboką teologię. Liczę jednak, że przynajmniej przez niektórych zostanie dogłębnie zrozumiany i poprowadzi do refleksji nad tymi sprawami. Dla mnie te wszystkie rzeczy, które zrozumiałem są naprawdę wielkim owocem tej pielgrzymki. Bo Maryja staje mi się coraz bliższa, już nie tylko jako Towarzyszka i Przewodniczka w drodze do nieba, ale i jako Piękna Pani, której należy się cześć.

Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej. W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura