Mój dzisiejszy wpis jest jeszcze inspirowany naszym wyjazdem pielgrzymkowo-poślubnym, choć nie jest już integralną częścią mojej relacji z wyjazdu. We wczorajszym epilogu pisałem o tym, co zmieniło się w moim podejściu do maryjności i mariologii. Dziś – o tym, co nadal uważam za poważne przegięcie.
Otóż w trakcie pielgrzymki miałem okazję po raz pierwszy usłyszeć wyśpiewaną słynną zwrotkę Serdecznej Matki, którą podaje się jako przykład nieprawowierności polskiej pobożności maryjnej, czyli: „Lecz kiedy Ojciec rozgniewany siecze, szczęśliwy, kto się do Matki uciecze” (Pieśń Serdeczna Matko generalnie uważana jest w całości za balansującą na granicy herezji). W dodatku fragment był wyśpiewany lekko i jakby bezmyślnie. Niestety nie dostrzegłem, by ktoś w tym momencie zaprzestał śpiewu i ze smutkiem spuścił głowę. Dla wszystkich śpiew tego fragmentu był jakby normalny.
Nikt nie pomyślał, jak bardzo w tym momencie obraża Boga, a być może nawet bluźni (sic!). Bóg Ojciec jest bowiem w tym momencie przedstawiony, jako ktoś, kto bez opamiętania macha mieczem na wszystkie strony, kto nie potrafi powstrzymać swoich nieposkromionych emocji. Natomiast Maryja jest tą, do której uciekając spod tych ciosów Bożych, można się schronić. Ona przytuli, osłoni, Jej ramiona będą bezpiecznym miejscem. Maryja, która zwykle ma chronić człowieka przed Szatanem, tutaj zmienia swoją rolę i... o zgrozo, Jej zadaniem staje się ochrona przed... Bogiem.
Drugie wypaczenie, które jest zawarte w tej zwrotce dotyczy rozumienia Miłości. Przecież miłość Maryi jest odblaskiem Miłości Boga – Miłości najdoskonalszej. Ten fragment pieśni sugeruje natomiast, jakoby to miłość Maryi była większa – Pan Bóg się już wkurzył i jest nieokiełznany, a Maryja tak kocha, że jeszcze chroni swoje dziecko. Jej nic nie może zdenerwować. I to jest drugi paradoks. Miłość Maryi nigdy nie może być większa od Miłości Ojca. Człowiek nie może kochać w sposób doskonalszy od Boga.
I wreszcie trzecie nadużycie dotyczy samej osoby Maryi i należy je rozpatrywać trochę z innej strony niż dwa poprzednie. Bóg, który jest Miłością, rzeczywiście czasem pomimo swej miłości do człowieka, czy nawet w ramach logiki tej miłości karze. Czasem jest to kara brutalna, której my po ludzku nie rozumiemy; czasem jest to kara wobec kogoś, kto czyni zło, by dzięki temu uratować innych. Trzeba jednak powiedzieć jedno: nigdy nie jest tak, że kara Boża jest złem. Jeśli nawet jest ona dla nas niezrozumiała, Bóg widzi całościowo – w taki sposób, że dla nas jest to totalnie niepojęte. Wiemy też, że Maryja kocha człowieka miłością największą, do jakiej zdolny jest człowiek. Jeśli jest to miłość niemal doskonała, to nie ma możliwości, by wola Maryi nie była tożsama z wolą Bożą. To jest po prostu nie do pojęcia.
Jeśli Bóg karze, to z ogromnym bólem ojcowskiego serca. Jeśli Bóg karze, także Maryja przygląda się temu z ogromnym bólem matczynego serca, ale i z głębokim zrozumieniem dla woli Bożej. Po prostu nie sposób wyobrazić sobie niebiańskiego konfliktu między Bogiem, a Maryją. Konflikt sugerowany przez wyżej przytoczoną pieśń jest jakimś horrendalnym nieporozumieniem.
Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej.
W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura