Wydaje się że najbliższym nam historycznie narodem są Litwini. Wilno, Kowno to jedyne na świecie miasta poza Polskimi w których odnajdziemy ulice Kościuszki (T. Kosciuskos gatve), Mickiewicza (A. Mickieviciaus gatve), Moniuszki (S. Moniuskos g.), Lelewela (J. Lelevelio g.) itd. Wydaje się, bo statystyczny Polak wie więcej o historii Niemiec, krajów Zachodniej Europy niż o historii Litwy. Statystyczny Polak wie więcej o zjednoczeniu Niemiec niż o chrystianizacji Litwy. Zna przemiany demograficzne w krajach zachodnich w XX wieku a absolutnie nie orientuje się w przemianach narodowościowych Ziem Wielkiego Księstwa Litewskiego w wieku XIX. O wiele lepiej orientuję się w historii jednak niemieckich miast – Wrocławia, Szczecina czy Zielonej Góry niż miast związanych z Polską - Wilna, Kowna, Mińska, Pińska, Lwowa czy Kamieńca Podolskiego. A przecież siła Polski, Polski złoty wiek, wiek Jagielloński nie są na zachodzie, ale właśnie na ziemiach od Wilna przez Mińsk do Kijowa.
Grzech niewiedzy Polskiej o ziemiach wschodnich jest zdecydowanie dłuższy. Brak wiedzy o Litwinach, nie docenienie ich siły i determinacji spowodowały, że po I Wojnie Światowej powstało Litewskie państwo którego naczelnym działaniem było wbrew jakiejkolwiek racji stanu szkodzenie Rzeczypospolitej. Nie rozumienie Litewskiego ducha narodowego spowodowało, to że główną osią tworzenia narodowości litewskiej w wieku XIX był antypolonizm. Litwin to ten co nie jest Polakiem i zamieszkuje ziemie wschodnie. Nasi przodkowie nie zauważyli jak pod ich dworkami rodziła się litewskość, która pewnego dnia powiedziała im: Wy nie jesteście Litwinami, wy jesteście Polskimi okupantami. I tak zamiast litewskiego sojusznika, mieliśmy w okresie międzywojennym Litwę Kowieńską, która robiła wszystko, wbrew oczywistej racji stanu aby nie dopuścić do zbliżenia z Polską.
Czy coś się poprawiło na przełomie XX i XXI wieku. Polska pierwsza uznała niepodległość Litwy, ale dopiero po 15 latach, po nastaniu prezydentury prof. Lecha Kaczyńskiego powstała zwyczaj w myśl którego Polski Prezydent gości na litewskim święcie niepodległości 18 lutego, a litewski na Polskim w dniu 11 listopada. Dopiero od kadencji 2005 roku, Polski i Litewski sejm łączą się mostem telewizyjnym w dniu uchwalenia Konstytucji 3 maja. Nic się jednak nie zmienia na najniższym poziomie relacji. Między zwykłymi obywatelami Polski i obywatelami Litwy. Nie słychać o wymianach młodzieży Polsko – Litewskich. Wymienia się młodzież Polska z Niemiecką, by ta mogła wmówić Polskiej, że to Polacy rozpoczęli II Wojnę Światową, albo Polską z Żydowską, by nasza młodzież nie zapominała o biciu się w pierś za grzechy polskiego antysemityzmu. Wymiana Polskiej z Litewską byłaby zdecydowanie lepsza. Polacy mogli by spojrzeć na swoją historię przez pryzmat litewski. Zobaczyć, że do takich postaci jak Kościuszko, Batory, Moniuszko nie pretendują wyłącznie i tylko Polacy, ale także Litwini czy Białorusini. Zobaczyli by, że coś z czego tak jesteśmy dzisiaj dumni – wielonarodowa, wielokulturowa, wieloreligijna Unia Europejska była już kiedyś na tych ziemiach i nazywała się Rzeczypospolitą Obojga Narodów. A na ilu tablicach informacyjnych w Polskich gminach są podane jako partnerskie miasta i gminy Litewskie czy Białoruskie albo Ukraińskie. Niemieckie są zawsze, potem czeskie, francuskie, angielskie… ale „wschodnie”??. Przecież wschód to coś gorszego, mniej cywilizowanego, nie wartego zainteresowania. Czy do kogoś trafia to zdanie: Siła Polski leży na wschodzie?
Dla naszej polityki wschodniej, która nierozerwalnie wiążę się z siłą Polski nie ma zrozumienia naszego społeczeństwa. Polacy nie rozumieją naszego zadania na wschodzie. Potrafiliśmy zmobilizować się masowo na manifestacjach w czasie Pomarańczowej Rewolucji. Dużo osób krzyczało swoje poparcie dla demokratyzacji Ukrainy. Po trzech latach od tego wydarzenia, kiedy Ukraina nie dostaje zaproszenia do NATO, przez polskie społeczeństwo, media nie przetacza się żadna fala oburzenia. Nie przetacza się też żadna fala oburzenia, nacisku na rząd gdy nie ma podpisanej umowy o małym ruchu granicznym z Ukrainą. Tak samo nie ma oburzenia w większości społeczeństwa, kiedy Premier przed wizytą w Kijowie udaje się do Moskwy. Ukrainiec jest nadal określeniem negatywnym, nie kojarzącym się z niczym dobrym. Podobnie jak Białorusin. Natomiast do Litwina Polak skojarzeń nie ma żadnych. Mamy bardzo dobre ośrodki wschodoznawcze, całe kierunki studiów ale nie mają one przełożenia na wiedzę społeczeństwa, które później wybiera polityków znów zaprzepaszczających nasze szanse na wschodzie. Polacy muszą przestać bać się i pogardzać wszystkimi ziemiami na wschód od naszej granicy.
Inne tematy w dziale Polityka