Zbrodnia w Jedwabnem
Siódma rocznica katastrofy smoleńskiej nakłania nas do zastanowienia się nad sprawami których na co dzień nie porusza się często w debacie publicznej. Nie chodzi tu tym razem o roztrząsanie co się stało w Smoleńsku ale o postać prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który w tej katastrofie tragicznie zginął. Są bowiem w Polsce środowiska skupione głównie wokół gazety Polskiej, Prawa i Sprawiedliwości czy TV Trwam, które podkreślają, że postać Lecha Kaczyńskiego zasługuje na miano największego polskiego bohatera i patrioty ostatnich lat.
Zanim jednak wyniesiemy Lecha Kaczyńskiego na pomniki oraz – jak by chcieli niektórzy – także na ołtarze, zastanówmy się chwile czy na tym pomniku będzie stał prosto. Lech Kaczyński miał bowiem w swoim życiorysie niejasne sprawy, a w polityce którą prowadził podejmował takie decyzje, które nam Polakom boleśnie szkodziły i szkodzą do dziś. Pomińmy tym razem nieszczęsny Traktat Lizboński, który de facto pozbawił Polskę suwerenności, dzięki czemu różne Timmermansy czy Schulce skaczą nam po głowie, a pani premier jak mały przedszkolak jeździ na dywaniki do Brukseli. Chodzi o sprawę mordu w Jedwabnem i nieskrywany filosemityzm Lecha Kaczyńskiego. Filosemityzm posunięty do tego stopnia, że najwyraźniej – co chciałbym przedstawić poniżej – Lech Kaczyński przestał reprezentować interesy Polaków, a zaczął wspierać interesy Izraela czy może konkretnych, wrogich Polakom środowisk żydowskich, które usilnie pracują nad tym by winę za wymordowanie Żydów zrzucić na Polaków ale i ubić na nas interes w postaci wyłudzenia od nas pokaźnych rewindykacji finansowych. Lech Kaczyński wspierał i chronił te właśnie środowiska żydowskie które działały i działają na naszą szkodę. Warto o tym przypomnieć zwłaszcza teraz kiedy wiele wskazuje na to, że obecni szefowie IPN wrócą do przerwanego przez Lecha Kaczyńskiego śledztwa w Jedwabnem.
Na początku zasadnym jest więc postawić pytanie: Czyim Lech Kaczyński był bohaterem? Czy rzeczywiście polskim? By lepiej rozjaśnić ten dylemat trzeba najpierw rzucić pewne tło historyczne i przytoczyć – niestety obszerniejsze - fragmenty różnych opracowań. Sprawa dotyczy miejscowości Jedwabne i książki Tomasza Grossa „Sąsiedzi”, w której autor próbuje udowodnić, że Polacy, mieszkańcy Jedwabnego, najpierw okradli miejscowych Żydów z kosztowności, później przegnali ich do stodoły gdzie, w liczbie 1600 osób, żywcem spalili.
Trzeba także nawiązać do najbardziej wstydliwej, najbardziej przemilczanej i ukrywanej przed opinią publiczną, skrzętnie skrywanej także przez samych Żydów, sprawy. Chodzi mianowicie o niezmiernie szeroki udział ludności żydowskiej w kolaboracji z Niemcami, udział policji żydowskiej w mordowaniu i okradaniu swojego własnego narodu oraz kolaborację i korupcję władz Judenratów z Gestapo.
Profesor Hannah Arendt, pisarka żydowskiego pochodzenia, autorka „Korzeni totalitaryzmu" w 1963 roku, wystąpiła nawet z książką wielkiego żydowskiego samo rozrachunku. „Eichmann w Jerozolimie" to książka która stanowi niezwykle ostre potępienie Judenratów, które składały się z członków elit żydowskich i w sposób bezwstydny zdradziły swój Naród w czasie jego największej katastrofy. Jak pisała Arendt: „Dla Żydów rola, jaką przywódcy żydowscy odegrali w unicestwieniu własnego narodu, stanowi niewątpliwie najczarniejszy rozdział tej historii”.
Prof. Jerzy Robert Nowak w trzyczęściowej książce pt. „Żydzi przeciw Żydom” pisze już na wstępie:
„Celem tej książki [„Żydzi przeciw Żydom” – przyp. redakcja] jest zerwanie zasłony milczenia z najbardziej skandalicznie pomijanego zafałszowywanego rozdziału historii Polski doby II wojny światowej. Chodzi o sprawę zbrodniczej kolaboracji z Niemcami dużej części bardzo wpływowych środowisk żydowskich: żydowskiej policji, Judenratów. Szczególnie okrutną formacją była żydowska policja. W ciągu stosunkowo krótkiego czasu 2000 policjantów żydowskich wywlekło z warszawskiego getta ponad 300 tys. Żydów, by ich zagnać na Umschlaplatz, do transportu dla zagłady. […] Wielu z nich zachowywało się wręcz w bestialski sposób wyłapując swoich rodaków wszędzie tam, gdzie nie dotarliby Niemcy, ciągnąc kobiety za włosy po ziemi, kopiąc dzieci i starców, i starając się jak najwięcej zrabować. Niemcy wyznaczyli policjantom swego rodzaju normę - dostawienie codziennie siedmiu Żydów na Umschlaplatz do zagłady. Kiedy brakowało im osób do normy, łapali, kogo się dało, znajomych, przyjaciół, członków rodziny, nawet rodziców - o czym pisze się w licznych przygnębiająco ponurych żydowski świadectwach. Takie były niezaprzeczalne fakty. To nie Polacy, lecz policja żydowska „pracowicie wypełniała brudną robotę wywózki swych rodaków na śmierć na polecenie Niemiec”. […] Do tego dochodzi jeszcze bardziej przemilczana w Polsce sprawa nikczemnych zachowań setek żydowskich kapo w obozach zagłady, niejednokrotnie wręcz „wyróżniających się" swą bezwzględną katowską gorliwością w niemieckiej służbie. Ilość tych kolaborantów szła w tysiące. Wysługując się z różnych motywów Niemcom, bardzo mocno przyczynili się do przyśpieszenia eksterminacji swych żydowskich rodaków. Wielu z nich osobiście uczestniczyło w katowaniu, a nawet zabijaniu swoich żydowskich rodaków. Bardzo duża część żydowskich policjantów także część członków Judenratów, odegrała równie haniebną rolę w rabowaniu bezbronnych Żydów. Istnieje na ten temat bardzo wielka żydowska literatura wspomnieniowa z pierwszych dziesięcioleci powojennych, nader często wręcz szokująca brutalną szczerością opisów znęcania się Żydów nad swymi żydowskimi współbraćmi”.
Komentarze