tad9 tad9
584
BLOG

demokracja - o czym właściwie mówimy?

tad9 tad9 Polityka Obserwuj notkę 11
    Toczy się w Salonie dyskusja o demokracji... Bardzo interesująca, mam jednak wrażenie, że zbyt teoretyczna. Dyskutanci pozostają na gruncie „reguł”, „zasad”, „procedur” abstrahując od „demokracji żywej”. Chyba warto zejść na ziemię. Jak to wszystko sprawdza się w życiu? Od kiedy jest „testowane”? I jak się sprawdza w tzw. „dłuższej perspektywie”? Bo jeśli demokracja jest ustrojem oferującym ubaw po pachy - powiedzmy - 7 pokoleniom, za to fundującym duże kłopoty 10 następnym, to - oczywiście - wypada być szczęśliwym należąc do jednego z 7 szczęśliwych pokoleń, ale - oceniając demokrację jako ustrój - wypada chyba zachować dystans. Popatrzmy na REALNĄ demokrację w DZIAŁANIU. Ten tekst ledwie muska problem. Spróbujemy odpowiedzieć w nim na pytanie: od kiedy mamy do czynienia z demokracją? Czy aby nie jest to polityczny osesek? Gdy mowa o czasie, mamy instynktowną skłonność do operowania skalą ludzkiego życia. W tej skali 50 lat to dużo, a 100 – to już prawie wieczność. Człowiek 80-letni to starzec, ale wiek ustrojów liczy się inną miarą...

    Zatem: od kiedy mamy do czynienia z demokracją? Od tysiącleci - powiecie mając na myśli greckie polis. W pewnym sensie jest to prawda, ale właśnie - tylko w "pewnym sensie". Ostatecznie państwo rządzące się tak, jak robiły to "demokratyczne" greckie polis uchodziłoby dziś za mało demokratyczne, jeśli nie wprost totalitarne. Podobnie - trudno za "demokratyczny", w dzisiejszym tego słowa znaczeniu, uznać ustrój średniowiecznych republik miejskich, czy ustrój I Rzeczypospolitej. Słowem - jeśli za prawdziwie demokratyczne uznamy demokracje nowożytne, to przyznać musimy, że demokracja jest ustrojowym noworodkiem (1).

     Nie bądźmy gołosłowni i spróbujmy ustalić kiedy pojawiła się nowożytna demokracja. Zwykle pojawienie się (współczesnej) demokracji wiąże się z powstaniem Stanów Zjednoczonych i rewolucją antyfrancuską. Widziana z takiej perspektywy demokracja pojawia się w drugiej połowie XVIII wieku. Ale nie jest to takie proste. Bo także USA – przez pierwsze dziesiątki lat swego istnienia – czy porewolucyjna Francja nie były w pełni demokratyczne...  

    Ale... co mam na myśli pisząc „w pełni demokratyczne”? Ustalmy cechy charakteryzujące „prawdziwą demokrację”. Za przewodnika posłuży nam najlepszy ekspert (jeśli nie na świecie, to przynajmniej w S-24), czyli - profesor Sadurski. Otóż, profesor Sadurski zechciał nam przedstawić filary swojego światopoglądu i z tych filarów skorzystamy. Co prawda chodziło o prywatny światopogląd profesora, ale pozwolę sobie założyć, że filary te dzieli z nim każdy szczery demokrata, można więc przyjąć, że demokracja to ustrój opierający się na czymś podobnym (w przeciwnym razie nie podobałby się prof. Sadurskiemu).  
Oto rzeczone filary:

1. wolność - rozumiana jako maksymalna swoboda działania zgodnie z własnymi poglądami, preferencjami i decyzjami - byle nikomu nie szkodzić
2. równość szans - nikogo nie powinny ograniczać czynniki leżące poza jego kontrolą i będące w zasięgu społecznej interwencji i modyfikacji
3. wpływ - dorośli ludzie powinni mieć wpływ na decyzje publiczne

I teraz wszystko jest jasne. Za „prawdziwie demokratyczne” uznawać będziemy systemy wspierające się na „filarach Sadurskiego”...


    Od kiedy mamy do czynienia z podobnymi systemami? Od bardzo niedawna. Oto, do wybuchu I wojny światowej w Europie istniały tylko ... dwie republiki: Szwajcaria i Francja (za: H. Hoppe, Demokracja, bóg, który zawiódł). Poza tym – „królowały” monarchie. Co prawda w sporej części owych monarchii odbywały się wybory, ale wszędzie były to wybory obłożone takim czy owakim cenzusem. Prawo głosowania powszechnego – to był wówczas ewenement. Rzućmy okiem na tę kwestię...

We Francji, z powodu częstych rewolucji i „reakcji”, powszechne (dla mężczyzn) prawo  głosu przyznawano i ograniczano kilkakrotnie. Na dobre przyjęło się ono po powstaniu III Republiki, w 1875 roku (powszechne prawo wyborcze wprowadzono wtedy po raz trzeci). Nawiasem mówiąc, niewiele brakowało, by Francja została wtedy monarchią, do czego - niestety - nie doszło.

We Włoszech prawa wyborcze mężczyznom przyznano w roku 1913

W USA powszechne prawo głosu dla mężczyzn pojawiło się pod koniec lat 60-tych XIX.

W "ojczyźnie liberalizmu" Anglii powszechne męskie głosowanie także pojawiło się dopiero w II poł XIX wieku, i był to proces ewolucyjny.  W 1866 roku "wśród poważnego kryzysu i klęsk gospodarczych" minister Gladstone przedstawił projekt reformy prawa wyborczego. Dzięki niemu miało przybyć 400 tysięcy nowych wyborców. Projekt odrzucono. Wrócono do niego dopiero po zmianie rządu, i tym razem został przyjęty. To przy tej okazji JS Mill postulował, by prawo to przyznać także kobietom, co rozsądnie odrzucono. Naprawdę powszechne prawo wyborcze (dla mężczyzn)  pojawiło się w Anglii w latach 80-tych XIXw.  

Podobnie było w Niemczech.

W Rosji powszechnego prawa wyborczego nie było - do czasu upadku caratu. Po rewolucji 1905 roku pojawiła się co prawda w Rosji wybieralna Duma, ale nie pochodziła ona z wyborów powszechnych. Jak opisywał to R. Pipes "...prawo głosu miało przysługiwać (...) dzięki posiadaniu własności, przy czym barierę majątkową ustawiono bardzo wysoko. Wiele okręgów nierosyjskich całkowicie pozbawiono prawa głosu; nie dano go także robotnikom przemysłowym. W Petersburgu i Moskwie do udziału w  wyborach kwalifikowało się tylko od 5 do 10% stałych mieszkańców, w miastach prowincjonalnych 1% a nawet mniej".
 W 1917 wprowadzono "prawo głosu" dla wszystkich, co wobec przewrotu bolszewickiego było zresztą ponurą fikcją...   

W Austro-Węgrzech z kolei wykształcił się skomplikowany system wyborczy oparty na 4 tzw. "kuriach" o charakterze de facto stanowym. Próby reformy (w tym rozszerzenia prawa głosu) były przez długi czas blokowane, a główną rolę grały tu animozje pomiędzy różnymi nacjami zamieszkującymi AW. W 1896 roku premier Badeni (Polak zresztą i bynajmniej nie radykał, czy socjalista) przepchnął reformę, wprowadzającą 5 kurię - "robotniczą", opartą o zasadę głosowania powszechnego. Dopiero w 1907 zniesiono system kurialny w wyborach do Rady Państwa AW. Tak więc - do końca pierwszej wojny światowej - nawet powszechne prawo wyborcze dla mężczyzn było dobrem deficytowym...

    Ale w tym miejscy znów utrudnimy sobie życie. Pisząc o wprowadzeniu powszechnego prawa wyborczego nie bez powodu wtrącałem tu i ówdzie frazę "dla mężczyzn". Jeśli bowiem trzymamy się standardów prof. Sadurskiego, musimy zrobić ukłon w stronę feministek, i przyznać, że ustrój nie dający kobietom praw wyborczych nie jest prawdziwą demokracją. Jak więc wyglądało przyznawanie praw wyborczych kobietom? Ano mniej więcej tak:

Nowa Zelandia - 1893
Australia - 1902
Finlandia - 1906
Norwegia - 1913
Rosja Sowiecka - 1917
Kanada - 1918
Niemcy, Austria, Polska, Czechosłowacja  - 1919
USA, Węgry - 1920
Wielka Brytania - 1928
Ekwador - 1929
RPA - 1930
Brazylia, Urugwaj, Tajlandia - 1932
Turcja, Kuba - 1934
Filipiny - 1937
Francja, Włochy, Rumunia, Jugosławia, Chiny - 1945
Indie - 1949
Pakistan - 1956
Szwajcaria - 1971
Syria - 1973
(za: Sergiusz Kowalski, Cztery argumenty antyfeministy i komentarz, Rz. 22/23.2003)

    Wychodzi na to, że, dajmy na to, Francja jest demokratyczna dopiero od roku 1945, jeśli zaś chodzi o "prawdziwą" demokrację w ogóle -  mamy z nią do czynienia od roku 1893 (w Nowej Zelandii). „Prawdziwa demokracja” pojawiła się więc - i to w sposób w wielu miejscach nieciągły – około ... 100 lat temu. Coś, co uznajemy za standard, jest zatem zdumiewającym ewenementem. To nie Chiny ze swoją monopartią, czy muzułmanie ze swoim "przednowoczesnym" fanatyzmem są "wyjątkiem". To Zachód ze swoim pluralizmem, tolerancją, "państwem opiekuńczym" i demokracją jest dziwadłem - na tle dziejów ludzkości. I wcale nie jest pewne, że nie okaże się krótkim epizodem tych dziejów. Wracajmy do demokracji...

     Naprawdę "mocne wejście" demokracja miała około roku 1918. I ledwie demokracja mocno zaistniała ... zaczęto mówić o jej „kryzysie”.  W międzywojennym dwudziestoleciu przekonanie o końcu demokracji liberalnej jest powszechne. A wydarzenia polityczne to przekonanie wspierają. W szeregu państw rządy demokratyczne przechodzą w dyktatorskie. Dotyczy to niemal całej Europy Środkowej i sporej części Europy Południowej. Demos – a przynajmniej spora jego część – ochoczo wyrzeka się swoich „praw”. Ze znaczniejszych państw kontynentu „wierne” demokracji pozostają jedynie Francja i Anglia (aczkolwiek ta ostatnia jest – jednak – monarchią...), trzyma się demokracji Ameryka Północna...  

    Ale może przynajmniej po drugiej wojnie światowej mamy do czynienia z „triumfem demokracji”?  No cóż, czyż znów nie mówi się o jej „kryzysie”? Tym razem zagraża demokracji a to „populizm”, a to obojętność demosu... Wygląda więc na to, że demokracja ledwie zatriumfuje – popada w kryzys. Może więc mamy do czynienia nie tyle z „kryzysami demokracji”, co z faktem, że ... sama demokracja jest kryzysem?
 


W pewnym sensie uwaga ta może być zastosowana bodaj do każdego ustroju. Ostatecznie monarchia faraonów i monarchia Ludwika XIV to dwie różne monarchie. Z drugiej jednak strony - twierdzę, że "zasada monarchiczna" jest mocniej "ponadczasowa", niż "zasada demokratyczna" opisana przez Sadurskiego. Mówiąc inaczej "demokratyczna" polis grecka jest bardziej "obca" współczesnej demokracji, niż monarchia faraonów była "obca" monarchii francuskich Ludwików.

tad9
O mnie tad9

href="http://radiopl.pl">

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (11)

Inne tematy w dziale Polityka