Siedzę sobie na Śmietniku Historii i czekam (towarzystwo mieszane; zdarza się niezłe). Na co czekam? O tym potem, najpierw wyjaśnijmy jak się tu znalazłem. No cóż - tradycyjnie: zostałem wyrzucony przez wyznawców aktualnej Konieczności Dziejowej. Tym razem ową Koniecznością jest integracja europejska według przepisu brukselskiej biurokracji. Bywało gorzej. Dość wspomnieć poprzednią Konieczność. Wtedy szło o międzynarodowy komunizm. Miał on, wyrokiem Historii, ogarnąć cały ludzki ród, tak bowiem wynikało z niezawodnych analiz Uczonych w Piśmie.
W moich czasach wyznawcy poprzedniej Konieczności byli już skapcaniali i nie wyskakiwali z nią za często, ale w swoich najlepszych latach szermowali Koniecznością ile wlezie. Jak wspominał Zbigniew Herbert: "Był taki młodzieniec, który zawsze w minionym okresie wyłaniał się zza jakiegoś rogu ulicy, szedł za mną i długo mówił, że jestem na śmietniku historii. To chyba było jego zadanie partyjne". Dziś owi młodzieńcy są mocno podstarzali, ale spora ich część załapała się na nową Konieczność, a jest wśród nich i Bronisław Geremek. Niegdyś, piewca komunizmu ("sądziłem (...), że komunizm jest młodością świata"), dziś znalazł sobie nowe pieścidło i przekonuje nas, że jeśli Europy nie zjednoczy brukselska biurokracja, to kontynent zginie marnie. Koniecznością Dziejową jest bowiem jednoczenie się w obliczu globalizacji, a kto tego nie rozumie - marsz na śmietnik! No więc poszedłem, siedzę i czekam... Coraz tu, nawiasem mówiąc ciaśniej, ostatnio dołączyła połowa Irlandczyków (z hakiem).
Na co czekamy? Aż Duch Dziejów dmuchnie w naszą stronę. Tego wykluczyć się nie da, Duch bywa bowiem kapryśny i za nic ma Konieczności Dziejowe, czego dowiódł już nie raz, i nie dwa razy... Ostatecznie "logika historii" zdawała się stać po stronie Róży Luksemburg, gdy - za poprzedniej globalizacji - tworzyła teorię o organicznym zespoleniu ziem polskich z systemami ekonomicznymi państw zaborczych. Co zostało z tej logiki? Co ciekawe, gdy Luksemburg chciała wykazać absurdalność polskich rojeń o niepodległości pytała sarkastycznie czy należy wysunąć też postulat niepodległości Irlandii (Imperium Brytyjskie było w zenicie potęgi). Doprawdy – Irlandczycy też mają sporo do powiedzenia o kaprysach Ducha Dziejów. Kto wie – jeszcze może być tak, że nie ruszając się ze Śmietnika Historii nagle znajdę się w Awangardzie?
A tymczasem irlandzkie lanie spłynęło po euroentuzjastach jak woda po gęsi. I nikt się temu nie dziwi. Z góry było wiadomo, że w razie odrzucenia przez Irlandczyków traktatu eurokraci będą galwanizować tego trupa i wcisną go publiczności po raz kolejny tym razem jako – bo ja wiem? – „okólnik administracyjny”, albo też ganiać będą Irlandczyków do urn aż do skutku. Rzecz była jasna, nie dziwmy się więc, że eurokraci nie stracili rezonu, a nawet przeciwnie, nabrali wigoru. Taki Marek Siwiec oznajmił wręcz, że wynik irlandzkiego referendum stwarza moment wyjątkowej koniunktury na ratyfikowanie traktatu, tudzież stanowi koronny dowód konieczności jego wprowadzenia, traktat bowiem ogranicza możliwość powtórzenia się wpadek takich, jak irlandzka. Co racja, to racja...
Przejął się może tylko Maciej Gdula, który napisał: „Projekt Unii Europejskiej jeśli ma przetrwać musi odwołać się do politycznej woli ludu. Dokument fundujący nowy kształt Unii musi ten lud powołać do życia. To może się zdarzyć tylko wtedy, gdy zniesiemy zasadę podejmowania decyzji na poziomie narodów. Tylko powszechne europejskie głosowanie nad konstytucją jest w stanie wymusić powstanie dokumentu, o którym zwykli Europejczycy mogliby dyskutować, entuzjazmować się nim i odnajdować w nim racje dla kontynuacji europejskiego projektu. Wyłącznie lud europejski jest w stanie przekształcić Unię w coś więcej niż wolny obszar handlowy lub miejsce ścierania się narodowych partykularyzmów”. Co za naiwność! Unia Europejska, gdyby oddać ją w ręce „woli ludu” nie ostałaby się ani pół roku. Wiedzą o tym zresztą eurokraci, w związku z czym „woli ludu” boją się jak ognia (mając przy tym usta pełne frazesów o demokracji!). Ubawiłem się niedawno czytając, że w Brukseli panikują z powodu polskiego zamieszania wokół traktatu, ale nie dlatego, że boją się wyników – ewentualnego – referendum w Polsce, ale dlatego, że mogłoby ono otworzyć kwestie referendów w innych krajach...
„Lud” wspierający Unię trzeba dopiero stworzyć, ale nie stworzy się go drogą dysput wokół traktatu, którego nikt nie czyta, a jeśli czyta to nie rozumie. Eurokraci też chcą „ludu europejskiego”, ale są sprytniejsi niż Maciej Gdula. Posłuchajmy Bronisława Geremka: "Jesteśmy w trakcie budowania Europy, nie zapominajmy, że trzeba stworzyć Europejczyków. To oznacza, że należy zadać pytania, których jeszcze nie postawiono: nt. tożsamości europejskiej, zbiorowej pamięci i granic Europy - nie tyle w znaczeniu geograficznym - ale aksjologicznym". Uściślijmy. Europa i Europejczycy istnieją już od dawna, i Geremkowi chodzi raczej o stworzenie Uniopejczyka (coś jak "Człowieka Radzieckiego"), istoty, której każe się zapomnieć, lub znienawidzić większą część tego, co jest Europą. Proces hodowli Uniopejczyków zresztą już trwa, choć prowadzony jest - póki co - raczej cichaczem. Jak się to robi? Ot, na przykład - około 1999 roku pod banderą MEN-u i pod patronatem prezydenta przeprowadzono w szkołach i przedszkolach konkurs "Zjednoczona Europa - wyzwaniem dla obywatela XXI wieku”. Czterolatki (!!!) mogły w ramach konkursu malować pocztówki przyjaźni (dla brzdąców z innych krajów UE), albo tworzyć plastyczne wariacje na temat "Dzieci zjednoczonej Europy XX/XXI wieku". Dziesięciolatki mogły pisać wypracowania na tematy takie jak "Być mieszkańcem zjednoczonej Europy to znaczy..." czy "Moje miejsce w zjednoczonej Europie". W grę wchodziły też filmy, fotografie i grafiki komputerowe o tematach "Bohater zjednoczonej Europy" i "Moje miejsce w Zjednoczonej Europie". Jeśli chodzi o czternasto - piętnastolatków - ci mogli pisać wypracowania na tematy w rodzaju "Jestem obywatelem Zjednoczonej Europy. Co mógłbym zrobić dla jej przyszłości?", albo "Co mogę dać a czego muszę się nauczyć będąc obywatelem Zjednoczonej Europy". Komu nie szło pisanie - mógł wyżyć się plastycznie projektując ekslibris do książek poświęconych "zjednoczonej Europie", lub symbol "Dni Zjednoczonej Europy". Młodzież w wieku 17-21 lat zajęła się zaś takimi tematami jak "Młodzi poszukują uniwersalnych wartości moralnych. Kanon etyczny dla Europejczyków XXI wieku", tworzyli projekty wymiany kulturalnej ze szkołą w "wybranym kraju Zjednoczonej Europy" lub prace na temat "Wspólna Europa - idea, konkret, działania").
Tak tworzy się Uniopejczyków i jeśli pomysł Giertycha o „lekcjach patriotyzmu” wywołał furię, to także dlatego, że szedł w poprzek projektów eurokratów. Czy eurokratom się uda? Pożyjemy, zobaczymy...
Uwaga bibliograficzna
Cytaty z Geremka: „Geremek odpowiada, Żakowski pyta. Rok 1989” i „Prof. B. Geremek: "Europa jest w trakcie ponownego łączenia się", L'Echo, 20.06.2003, internet). Macieja Gdulę cytuję z blogu „Krytyki Politycznej” (wpis: Gdula: Nie będzie Unii Europejskiej bez europejskiego ludu!”). Opis projektu "Zjednoczona Europa - wyzwaniem dla obywatela XXI wieku” podaję za Stanisławem Krajskim, bodaj najlepszym masonologiem w kręgu intelektualistów skupionych wokół „Radia Maryja”, z jego dzieła pt. „Unia Europejska - nowy Babilon”
Inne tematy w dziale Polityka