Phillozof Phillozof
903
BLOG

Wyspa Pitcairn i James Bond

Phillozof Phillozof Kultura Obserwuj notkę 28

Co to się porobiło! Gabriel Coryllus Maciejewski poszedł do Lidla i tam przy stoisku z arbuzami znalazł na stojaku reportaż o wyspie Pitcairn. Ale zamiast jak człowiek obejrzeć sobie w książce obrazki i zjeść arbuza, zaczął się czepiać jakichś duperelnych szczegółów niczym Ebenezer Rojt w stadium skrajnej upierdliwości.

"Zacznijmy od roku wydania książki – 2013, a teraz zajrzyjmy na stronę wyspy Pitcairn, która nie jest wyspą ale archipelagiem. To prawda, że tylko jedna z wysp jest zamieszkała, ale Pitcairn to jednakowoż archipelag."

Wyspa Pitcairn "to jednakowoż archipelag"? Niestety korzystanie z Wiki znów kiepsko Coryllusowi wyszło. Bo nazwą Pitcairn określa się zarówno grupę czterech wysp jak i największą z tych wysp. Tak więc wyspa Pitcairn jak najbardziej istnieje i jest to określenie całkowicie prawidłowe. A tak chciał sobie Coryllus porojtować, tak chciał pokazać, jak on to dba o najmniejsze szczegóły, no i po raz kolejny się zbłaźnił.

Ale nie tylko z tym "jednakowoż archipelagiem" dał plamę.

Jakiś czas temu na wyspie Pitcairn działy się różne obyczajowe hece, kogoś tam molestowano i wykorzystywano. W każdym razie doszło w końcu do procesu. Proces był głośny i chętnie relacjonowany, bo życie seksualne dzikich zawsze się dobrze sprzedaje, nawet jeśli to nie są żadni dzicy tylko mieszkańcy dość daleko położonej wysepki całowicie podłączonej do internetu. No ale Coryllus nie byłby sobą, gdyby przy tej okazji nie zwęszył jakiejś tajemnicy.

"No i mamy proces i skazanych" - napisał. "Nie wiadomo tylko na co skazanych, bo nie udało mi się dotrzeć do postanowień sądu".

Nie udało mu się dotrzeć!!! Docierał, docierał, ale jednak nie dotarł. Czyli co? Niewiadome siły utajniły? Ale to oczywiście tylko Coryllusowa ściema. Bo żeby dotrzeć do bardzo dokładnego opisu tego całego procesu oraz do wyroku wystarczą dwa kliki na Wiki. Tyle że angielskiej. Więc dla technika leśnego Coryllusa to faktycznie mogła być ściana nie do przebicia.

Napisał też Coryllus w tej samej notce o Krystynie Skarbek, która była w czasie wojny tajną agentką Anglików, a po wojnie podziękowano jej za służbę wypłacając wszystkiego 100 funtów. Nie pomógł jej również Ian Fleming, z którym miała romans i który jak głosi plotka właśnie zainspirowany jej osobą stworzył pierwszą dziewczynę Bonda.

"Nic z tego jednak, korona daje jej 100 funtów i spokojnie patrzy jak ulubiona agentka Churchilla się stacza. W tym czasie na jej życiu żeruje taki sku...syn jak Ian Fleming, który zarabia miliony na referowaniu czytelnikom różnych tajemnic, lub spraw z pozoru na tajemnice wyglądających. Świadomość tego nie wpływa dobrze na byłą już, ulubioną agentkę Churchilla."

I tu znow dwa kliki na Wiki wystarczyłyby, żeby sprawdzić fakty. Dlatego, że Krystyna Skarbek zmarła w 1952 roku, a Ian Fleming pierwszego Bonda wydał w roku 1953, natomiast miliony na tych Bondach zaczął zarabiać jeszcze dużo później. Tak więc Fleming nie mógł żerować na jej życiu, gdy się staczała, a ona nie mogła mieć świadomości, że gdy ona się stacza, jakiś sprytny Anglik zarabia na niej miliony. To się po prostu w czasie rozminęło.

Dla Coryllusa taka wpadka to oczywiście nic nowego, bo on rzadko sprawdza daty, gdy tworzy te różne swoje fantazje historyczne. Warto przypomnieć, że jeszcze większy "rozjazd chronologiczny" zdarzył mu się w drugiej "Baśni jak niedźwiedź", gdzie pisał o prześladowaniu w Krakowie ojca Kopernika przez bankstera Jakuba Fuggera, którego w tym czasie jeszcze nawet nie było na świecie. He he.

No i tyle.

Ta notka powstała niezamierzenie, tak samo jak druga notka o Kamiuszku. Także w tym wypadku chciałem ograniczyć się do wyjaśnienia sprawy Maciejewskiemu na jego blogu. No ale skoro on też mnie u siebie zbanował, to widocznie woli, żeby jego wpadki były łatwiej dostępne dla chętnych.

OK Coryllus. Mówisz, masz!

Phillozof
O mnie Phillozof

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura