A więc Donald Tusk w regule demokratycznej został pokonany. Przygotował pole bitwy w taki sposób, że w 2020 roku Trzaskowski wygrałby bez problemu. Ale mamy rok 2025. Pokonany, jednak jeszcze nie przegrał, zawalczy o władzę kosztem demokracji, na demokracji nigdy mu przecież nie zależało.
Gra o władzę to nie tylko demokracja. Każdy z graczy wielokrotnie nie tylko naginał ale wręcz ordynarnie łamał prawo i swobody obywatelskie. Ale zawsze, jak to w demokracji, wszystko odbywało się po cichu. Tak jak cichutko siedzieli zachodni włodarze, kiedy wybuchały bloki mieszkalne, wynosząc do władzy Władimira Putina, namaszczonego przez MFW po bankructwie Rosji. Tym razem to jednak będzie ordynarne i na widoku publicznym zniszczenie demokratycznych procesów w Polsce, które gorzko będzie owocować przez dekady.
Akt pierwszy - Zapowiedź. Kiedy 26 maja Donald Tusk szedł do Rymanowskiego, wiedział już, że nie istnieje najmniejsza szansa na zwycięstwo Rafała Trzaskowskiego w demokratycznych wyborach. Wiedział też, że jakąkolwiek brudną bombę odpaliłby przeciwko Karolowi Nawrockiemu, uzyska co najwyżej efekt odwrotny do zamierzonego. Dlaczego poszedł więc i rzucił oskarżenia poparte idiotycznym uzasadnieniem? Przecież wiedział jaki będzie efekt. A skoro wiedział, to znaczy, że zrobił to żeby wywołać dokładnie takie reakcje, jakie wywołał, niedowierzanie, drwinę i oburzenie. Nie ma innego logicznego wytłumaczenia, przekonanie, że Tusk jest debilem naprawdę wytłumaczeniem nie jest, nawet jeśli kusi.
Akt drugi - Konsolidacja. Mogą sobie krzyczeć podstawieni klakierzy, może sobie Misiek Kamiński wystudiowaną poezję recytować w studio. Mówią, że 10% to talent, a reszta to ciężka praca - cóż, Kamiński na pewno ciężko pracował nad tym wywiadem. Zresztą odpowiedzcie sobie na pytanie, czy Wierny koń Polnord i książę Chobielina mieliby przejąć władzę w koalicji? Wolne żarty, z całym szacunkiem dla umiejętności Radka Sikorskiego, bardziej się nadaje na przywódcę-bawidamka choblielińskiego Koła Gospodyń Wiejskich, a nie na szefa partii politycznej, to jest dyplomata, nie plemienny herszt. A ten drugi jaki jest, każdy widzi. Z pełnionej niegdyś przez dziurawego Stefana czy Janusza Palikota roli nie wychodzi się z zapachem perfum, umorzenie śledztwa kosztuje, koń dostał swój worek owsa. Ale na przybocznych Tuska obaj nadają się jak najbardziej. Wotum zaufania było nieuchronne, partnerzy koalicyjni, którzy na starcie weszli w brudną grę uchwałokracji muszą brnąć dalej, inaczej wybory, a potem polecą immunitety, a za nimi głowy - przecież nie Tuska, do niego UE wyciągnie rękę. Wprawdzie media żyrują nam narrację o stawianiu warunków przez koalicjantów ale proszę zobaczyć z jakąż ostentacją zostali potraktowani, kiedy na wystąpieniu liderów koalicji Donald Tusk się nie zjawił. Szef zrobił swoje, nuty rozpisane, chór pioneczków śpiewa sam. Widać sporo go kosztowała ta błazenada w Polsacie skoro tak dobitnie okazuje dominację, brakowało tylko żeby im mikrofony obsikał. Wotum zaufania przypieczętowało dalsze kroki, koalicjanci wyrazili oficjalną zgodę na kontynuację planu Tuska.
Akt trzeci - Prezydent PO albo PO Prezydenta. Panowie Hołownia i Czarzasty nie mają się co kłócić o fotel Marszałka Sejmu, zadecyduje Tusk. Mogą się co najwyżej ścigać o to, kto mu zapewni lepsze gwarancje posłuszeństwa. Dnia 6 sierpnia nie będzie zaprzysiężenia Karola Nawrockiego, wybijcie to sobie z głowy. Zaprzysiężenie jest zależne od zwołania przez Marszałka Sejmu Zgromadzenia Narodowego, a żaden z pretendentów go nie zwoła. W przypadku niemożności sprawowania urzędu przez Prezydenta, sam Marszałek przejmuje jego obowiązki. Pretekstem do uniemożliwienia Karolowi Nawrockiemu objęcia urzędu będzie oczywiście zakwestionowanie stwierdzenia ważności wyborów przez Sąd Najwyższy. Do tego czasu to właśnie Marszałek Sejmu będzie długopisem Tuska, podpisującym wszystko, co tylko zażyczy sobie Premier. Warto zwrócić uwagę, że wariant rotacyjnego marszałka został stworzony jeszcze w 2023 roku. Można śmiało przypuszczać, że już wówczas został zatwierdzony plan awaryjny na wypadek porażki w wyborach prezydenckich.
Akt Czwarty - pręgierz moralny. Oczywistym jest, że taki postępek wywoła ogromny bunt większości obywateli. Początkowo oburzeni będą nie tylko zwolennicy Karola Nawrockiego ale również większa część normalsów, przyznająca moralną rację sympatykom kandydata popieranego przez PiS. Ale tylko do czasu, kiedy na jaw wyjdą bardzo niewygodne fakty o Nawrockim, które uwiarygodnią wersję Tuska. Wtedy sytuacja się odwróci, obrona Nawrockiego stanie się niewygodna, a zwolennicy Tuska zyskają ukochany oręż - możliwość stawiania adwersarzy pod moralnym pręgierzem. Najlepszymi użytkownikami tego oręża i najsprawniejszymi szermierzami, są ludzie najbardziej zdemoralizowani i Donald Tusk o tym wie. Nie bez powodu Jan Rokita powiedział o Tusku, że to jest mistrz gry na najniższych instynktach. Porządnych ludzi postawi pod moralnym pręgierzem, bicz da największym degeneratom, a wszystkich, którzy mieli go za głupka ośmieszy i upokorzy. Wredne to rude, co robić.
Akt Piąty - dożynanie watah. Do wyborów parlamentarnych zostało 2,5 roku. To bardzo dużo czasu, żeby przeprowadzić przez sejm serię aktów prawnych umożliwiających rozbicie i zniszczenie PiS, również delegalizację. Ordynacja jest jaka jest, kilka mniejszych ugrupowań zagospodaruje przestrzeń po PiS, a wśród nich będą również koncesjonowane przez obecną władze. Swoje piwo z trupa po PiS dostanie Mentzen, swoje dusze weźmie Stanowski. Karol Nawrocki czy lepiej Karol @bylenieTrzaskowski zostanie zmuszony do rezygnacji z urzędu. Nigdy nie zostanie zaprzysiężony.
Epilog - czyli zwycięstwo, w którym drzemie zarzewie klęski. Przejawem a zarazem źródłem siły jest możliwość nie liczenia się z podjętymi uprzednio zobowiązaniami. Paradoksalnie pewną siłą Polski będzie wątłość podstaw wszelkich decyzji, podjętych przy pomocy tak kiepsko uszytej struktury. UE nie ma szans przetrwać, cała gra może zaowocować możliwością rozerwania więzów, którymi próbuje nas spętać zanim zacznie gwałtowanie opadać. Tylko czy aby na pewno Polska będzie jeszcze miała dość siły? Donald Tusk nie jest autorem planu, nie umniejszając jego intelektowi - on jest na to za głupi. Kto pamięta jego rządy z lat 2007-2014 wie, że był sprawnym i bezwzględnym wykonawcą woli możnych tego świata. Kiedy trzeba było, również ręka w rękę z największym ze współczesnych bandytów tworzył unię od Lizbony do Władywostoku, a ówczesny Stanowski z elektronicznym papierosem w zębach opowiadał zachwyconemu Lisowi, że "z perspektywy Brukseli, Moskwy i Nowego Jorku, tutaj żyją dwa plemiona". A jaki jest plan? Być może więcej wie święta Ursula od jedzenia robaków, która zabrała głos po ogłoszeniu wyników wyborów ale to nic pewnego. Pewne jest jedno, jeśli Bruksela, Nowy Jork i Moskwa mają różne perspektywy, to czekają nas bardzo ciekawe zwroty akcji.
Inne tematy w dziale Polityka