PB
PB
Piotr Balcerowski Piotr Balcerowski
1305
BLOG

Trump vs Żydzi - uwagi na marginesie wyborów

Piotr Balcerowski Piotr Balcerowski Polityka Obserwuj notkę 4

Nie jestem obywatelem amerykańskim pochodzenia mojżeszowego. Jestem Żydem. Jestem Amerykaninem. Amerykaninem jestem przez 64 lata mojego życia, ale Żydem jestem od 4 tysięcy lat - Stephen S.Wise, były przywódca Światowego Kongresu Żydów

W ramach wstępu zaznaczę, iż tytułowa problematyka będzie ujęta w ramach teorii realizmu w stosunkach międzynarodowych autorstwa prof. Hansa Morgenthaua (University of New York), którą uważam za szczególnie adekwatną do analizy problematyki żydowskiej. Warto w tym miejscu przedstawić kilka jej fundamentalnych założeń.

A zatem po pierwsze, w ujęciu teorii realnej polityka podobnie jak społeczeństwo rządzi się obiektywnymi prawami zakorzenionymi w ludzkiej naturze. Aby ulepszyć społeczeństwo trzeba najpierw zrozumieć prawa według których ono żyje. Prawa te są niezależne od naszej woli, zatem podważanie ich będzie groziło porażką. Po drugie drogowskazem wszelkich działań politycznych jest interes zdefiniowany w kategoriach potęgi. Idea interesu jest istotą polityki niezależnie od okoliczności czasu i miejsca. Dowiodło tego powszechne doświadczenie każdej epoki i każdego narodu, chcąc to zmienić musielibyśmy zmienić konstytucję człowieka. Po trzecie, realizm utrzymuje, że uniwersalnych zasad etycznych nie można odnosić do działań państw. Fiat iustitia pereat mundus można odnieś do jednostki, ale nie państwa tudzież narodu zainteresowanego przetrwaniem i rozwojem.

Realizm odmawia utożsamiania moralnych aspiracji konkretnego narodu z uniwersalnymi prawami, które rządzą wszechświatem. Wszystkie narody są wystawiane na pokusę używania uniwersalnych moralnych praw do swoich partykularnych interesów i celów. Dlatego tak często to robią oficjalnie, jednocześnie zakulisowo, pośrednio lub bezpośrednio prowadząc działania dyskredytujące, manipulacyjne, dywersyjne etc. Bardzo sugestywne, obrazujące istotę tego zjawiska były np. słowa wypowiedziane w 1996r. przez Israela Singera, Sekretarza Generalnego Światowego Kongresu Żydów, ściśle współpracującego z państwem żydowskim, w Buenos Aires : "...Więcej niż 3 mln Żydów zginęło w Polsce i Polacy nie będą spadkobiercami polskich Żydów. Nigdy na to nie zezwolimy. Będziemy nękać ich tak długo, dopóki Polska się znów nie „pokryje lodem”. Jeżeli Polska nie zaspokoi żydowskich żądań, będzie publicznie poniżana i atakowana na forum międzynarodowym.”

Ujęcie realistyczne jest przeciwieństwem ujęcia sentymentalnego, dlatego części czytelników może wydać się nazbyt „nieludzkie”. Uczciwość badawcza jest jak najbardziej ludzka a i tylko prawda jest ciekawa...

Dotyczy to również zarzutów dotyczących „spiskowych”, „konspiracyjnych” teorii. Uważam, iż negowanie istnienia zakulisowego działania politycznego czy dywersji politycznej, było by negowaniem dorobku myśli/taktyki walki politycznej mającej swój początek we wskazówkach mistrza Sun Zi sprzed tysięcy lat. Takie podejście byłoby skrajnie nienaukowe.


Z tej osiemnastki republikańskich kandydatów w prawyborach, to mój osiemnasty w kolejności kandydat - Denis Prager

Jak przed 13 laty pisali profesorowie J.J. Mearsheimer (Chicago University) i S.M. Walt (Harvard) w swojej klasycznej już pozycji naukowej „Lobby izraelskie” ( https://www.lrb.co.uk/the-paper/v28/n06/john-mearsheimer/the-israel-lobby )„niedługo rozpocznie się kampania prezydencka. Choć na tym etapie trudno przewidzieć jej wynik, pewne jej cechy łatwo już teraz określić. Nieuniknione jest to, że kandydaci różnić się będą pod względem poglądów na sprawy wewnętrzne, takie jak służba zdrowia, aborcja, małżeństwa par homoseksualnych, podatki, polityka imigracyjna czy oświata...Jednak możemy być też pewni, że w jednej sprawie kandydaci przemówią jednym głosem...by wyrazić swoje osobiste zaangażowanie w sprawy jednego obcego państwa – Izraela.”

Można by rzec, że niewiele się w tej materii zmieniło, ale...czuć jednak pewną, nieco inną atmosferę wokół tej problematyki oraz ma miejsce tzw. przesunięcie akcentów. Co więcej, wyczuwalne jest pewne napięcie, mogące być przysłowiową „ciszą przed burzą”, która zredefinjuje wiele z dotychczasowych dogmatów w polityce wewnętrznej i zagranicznej USA. Główną przyczyną tej sytuacji jest oczywiście Donald Trump.

„Z tej osiemnastki (republikańskich kandydatów w prawyborach) to mój osiemnasty w kolejności kandydat” tak o Donaldzie Trumpie w 2016 roku powiedział dość wpływowy żydowski i republikański działacz, pisarz, influenser i właściciel tv internetowej, Denis Prager, wyrażając istotę stosunku konserwatywnych żydów do niego. Z czego to wynikało?

Po pierwsze i najważniejsze, Donald Trump był pierwszym od czasów Kennediego multimilionerem, co oznaczało znacznie mniejsze możliwości wpływu na niego. Co ważne, wywodził się z branży deweloperskiej, ściśle związanej z lokalnym, amerykańskim rynkiem i w żaden sposób nie był uzależniony od tzw. offshoringu, który znacznie zwiększył marże amerykańskich korporacji i finansujących je banków.

Po drugie, od lat był jego konsekwentnym krytykiem, co oznaczać mogło dla znacznej części dużego i korporacyjnego biznesu i finansującego go systemu bankowego (w którym żydzi mają duży udział) potencjalne pomniejszenie zysków na rynku amerykańskim.

Po trzecie, w związku z powyższym, Trump mógł liczyć na elektorat poszkodowany przez globalizację wśród którego raczej jest niewielu przedstawicieli społeczności żydowskiej, będącej raczej beneficjentami globalizacji (finanse, przemysł rozrywkowy, media, nauka). Tworzyło i tworzy to naturalny konflikt interesów, między tzw. bazami wyborczymi.

Po czwarte, choć nie w sposób jednoznaczny, Donald Trump odwoływał się do paelokonserwatywnej tradycji politycznej USA przejmując nawet jej stare hasło „America first”. Jest to tradycja na gruncie wewnętrznym odwołująca się do chrześcijaństwa, której bazę społeczną tworzyli biali potomkowie imigrantów z Europy i tym samym traktująca Żydów „z rezerwą”. Dodatkowo, w wymiarze zewnętrznym, nawiązuje ona raczej do polityki izolacjonizmu i nie „mieszania się” w niepotrzebne konflikty międzynarodowe. Rzecz jasna tworzyło to potencjalnie zagrożenie dla długofalowych interesów Izraela, którego sytuacja strategiczna na Bliskim Wschodzie bez wsparcia USA znacznie by się pogorszyła.

Po piąte wreszcie, Trump zapowiadał zmianę dotychczasowej polityki imigracyjnej i uszczelnienie granicy z Meksykiem poprzez budowę muru, co jest sprzeczne z polityka żydowską dążąca do zmultikulturyzowania Ameryki, co ułatwia zachowanie żydowskiej tożsamości (Żydzi jako jedyna grupa imigrancka nie „amerykanizuje się” w 2-3 pokoleniu, jak inne nacje). Żydzi dalszym ciągu postrzegają siebie jako Żydów przede wszystkim. Dobrze istotę tego zjawiska wyrażają słowa otwierające ten artykuł (Nie jestem obywatelem amerykańskim pochodzenia mojżeszowego. Jestem Żydem. Jestem Amerykaninem. Amerykaninem jestem przez 64 lata mojego życia, ale Żydem jestem od 4 tysięcy lat ) Stephena S.Wise, byłego przywódcy Światowego Kongresu Żydów

Wszystkie te obawy potwierdziły się, Donald Trump postanowił bowiem na serio i względnie konsekwentnie realizować punkty swojego programu, co oznaczało tylko jedno: frontalne zderzenie.

Tym samym doszło do sytuacji kuriozalnej, bowiem nie było chyba w dotychczasowej historii USA sytuacji w której urzędujący prezydent miałby przeciwko sobie (i) znaczną część establishmentu „własnej” partii Republikańskiej; (ii) znaczną część establishmentu aparatu państwowego z tzw. deep state na czele; (iii) Wall street; (iv) Hollywood; (v) media/big tech. Wszystkie te strategiczne sektory władzy/wpływu znajdują się pod znacznym wpływem społeczności żydowskiej zorientowanej na obronę swojego statusu i swoich interesów. Poniżej ograniczę się do wprowadzającego zarysu problematyki oraz opisania swoistego paradoksu tj. polepszenia relacji między administracją Trumpa a państwem Izrael.

Analizując tę kwestię warto pamiętać, iż amerykańska społeczność żydowska (podzielona, ale jednak zgodna, co do pewnych pryncypiów (in necceitas unitas) a zwłaszcza wobec jednego z nich tj. pomyślności Izraela), była zmuszona zastanowić się, jak wykorzystać ten czteroletni okres dla jego dobra. Zastosowano tu taktykę zgodną z zasadą „jeśli nie możesz pokonać wroga, spróbuj się z nim zaprzyjaźnić” (i uzyskać tyle ile się da w danych warunkach), którą nazywam frenemies (od friend i enemy). W konsekwencji żadna poważna organizacja żydowska nie wystąpiła OFICJALNIE przeciwko Trumpowi (wszelkie działania destrukcyjne dla niego, mają charakter nieoficjalny – nagonki medialne, gromadzenie funduszy dla kontrkandydata, aktywność w sieci etc etc.)

Taka jest geneza swoistego dealu między Izraelem i związanymi z nim kluczowymi organizacjami żydowskimi w USA z APAIC na czele a administracją Trumpa. Dzięki niej Izrael zagwarantował sobie nie tylko utrzymanie dotychczasowego status quo (wsparcie wojskowe, finansowe, dyplomatyczne), ale i pewne jego rozszerzenie, czego dobitnym przykładem jest wypowiedzenie umowy nuklearnej z Iranem, formalizowanie pokoju między Izraelem i państwami arabskimi (Układy Abrahama z ZEA i Bahrainem ) czy symboliczne przeniesienie ambasady do Jerozolimy (oraz skuteczne zachęcanie do tego innych państw).

Trump zdecydował się na podjęcie gry z Izraelczykami rozumiejąc, iż jakaś forma kompromisu pozwoli, choć trochę zmniejszyć nacisk na niego na „rynku wewnętrznym” w momencie w którym zacznie przedstawiać się, jako „najbardziej przyjazny prezydent dla Izraela w historii USA”. Ta swego rodzaju osłona PR-owa, rzecz jasna do pewnego stopnia, pozwoliła neutralizować ataki na niego i profilować go na obrońcę Izraela. Drugą częścią dealu, jak możemy się domyślać, była kwestia w amerykańskich warunkach wyborczych nieodzowna, czyli pieniądze. Donatorami Trumpa zostało kilku kluczowych biznesmenów z Sheldonem Adelsonem na czele (pełna lista https://www.google.pl/amp/s/www.jta.org/2020/09/24/politics/meet-the-top-15-jewish-political-donors/amp ). Zawiązano też formalnie Koalicję Republikańskich Żydów poparcia dla Trumpa, która jednak, jak na razie zgromadziła bardzo skromne środki.(zobacz m.in. https://www.opensecrets.org/2020-presidential-race ). Nie zapobiegło to jednak swoistej dywersji części środowisk żydowskich w partii republikańskiej, które posunęły się nawet do otwartej akcji dyskredytującej prezydenta (zob. m.in. inicjatywy Republican Voters Against Trump czy Lincoln Project z emblematycznymi dla środowiska żydowskiego zarządzającymi/donatorami m.in. Rick Wilson, George Conway i Andrew Redleaf).

Niemniej, zabiegi nawołujące do głosowania na Trumpa naturalnie w ograniczonym stopniu przyciągną żydowskich wyborców, którzy po pierwsze tradycyjnie głosują na kandydatów partii demokratycznej (średnio 70%), po drugie intuicyjnie wyczuwają konflikt interesów i są skłonni odchodzić od swoich przyzwyczajeń (np. tylko 45% z nich głosowało w przeszłości na Cartera, choć był z partii demokratycznej, uważając go za „antysemitę”). Sądzę, iż wynik Trumpa będzie zdecydowanie mniejszy niż ok. 26% (standardowy, szacunkowy, procent Żydów głosujących na kandydatów partii republikańskiej), z przyczyn które wyłuszczyłem powyżej.

Potencjalna druga kadencja Trumpa jest dużym zagrożeniem dla wpływów żydowskich w USA nie tylko ze względu na pewną swobodę jaką zyska Trump, nie będący już pod presją reelekcji. Jego ewentualne zwycięstwo będzie miało ogromną wartość psychologiczną dowodzącą, iż można zostać prezydentem USA będąc (de facto) na „kursie kolizyjnym” z lobby żydowskim. Nikomu się ta sztuka od 1977 roku nie udała. Tym samym reelekcja może być zapowiedzią trendu (efekt Trumpa), który może trwale zmienić zasady gry (game changer) wzmacniając politycznie paleokonserwatystów/nową alt-prawice, wzmacniając jej ideowe zaplecze (warto zobaczyć jej liderów https://www.ifcj.org/news/stand-for-israel/10-anti-semitic-social-media-accounts-that-need-to-be-banned/ z profesorami Kevinem Macdonaldem i E Michael Jonsem na czele) i tym samym sytuując lobby żydowskie tam, gdzie miejsce każdej mniejszości narodowej chcącej zachować swoja narodową tożsamość w innym kraju. To znaczy, na pewnym marginesie na którym pozostaje niejako z wyboru. Sytuacja bowiem w której to większość narodowa jest na marginesie, jest abberacyjna i jako taka, nie może się zbyt długo utrzymać. Jest bowiem sprzeczna z porządkiem rzeczy.

A teraz pytanie najważniejsze dla nas, czyli co zwycięstwo Trumpa oznacza dla Polski?

Na początku warto przypomnieć, iż polityka Izraela i diaspory żydowskiej ma względem Polski jasno określone cele zarówno w wymiarze wewnętrznym jak i zewnętrznym, ma jasno opracowaną strategię i taktykę działania; zaś działania te są podejmowane w sposób systemowy tj. są odpowiednio przygotowane, zaplanowane, zorganizowane. Nie zmienią się one zasadniczo, choć może być zmieniona taktyka ich realizowania. 

Dotyczą one przede wszystkim w obszaru kultury, polityki historycznej i kwestii odszkodowań (uroszczeń właściwie, gdyż kwestia ta  została uregulowana z rządem USA w 1961 roku) za mienie bez spadkowe, które to mają posłużyć do skutecznej (i zyskownej) penetracji gospodarki polskiej zwłaszcza w strategicznych obszarach m.in. media, energetyka, finanse. Musimy mieć świadomość, iż Izrael wraz ze swą diasporą wspiera przede wszystkim państwa, które nie tylko są przyjaźnie do niego nastawione i mają wspólne geopolityczne interesy, ale przede wszystkim te, które stwarzają warunki do poszerzania wpływów diaspory żydowskiej na swoim terytorium. W wymiarze gospodarczym oznacza to zgodę na nieograniczoną aktywność firm (de iure bądź de facto) żydowskich na danym terytorium zgodnie z maksymą „kapitał nie ma narodowości”; w wymiarze politycznym zgodę na nieograniczoną aktywność polityków i lobbystów żydowskich; w wymiarze ideowym zwalczanie idei wspólnoty definiującej się poprzez kategorie narodu, religii katolickiej, wspólnej pamięci i ziemi. Zarówno państwo izraelskie jak i diaspora w swych działaniach będzie wykorzystywać mniej lub bardziej pośrednio tzw. moral sueing w ramach narzucania religii Holokaustu. Jej podstawą jest twierdzenie, iż Holocaust był naturalną konsekwencją rozwoju idei konserwatywnej i narodowej oraz pokłosiem „odwiecznego” antysemityzmu Kościoła Katolickiego. Jak wiemy, hitlerowski narodowy socjalizm, był późnym dzieckiem tzw. Oświecenia, socjalistyczną deformacją idei konserwatywnej i narodowej zwalczającą Kościół Katolicki. Polacy, choć byli ofiarą niemieckiego hitleryzmu, nie mogą z punktu widzenia narracji żydowskiej być wyłączeni ze sprawstwa w Holocauście, gdyż jego podstawą jest wyłączność żydowskiej ofiary podczas II wojny światowej. Holocaustianizm jest elementem szerszego zjawiska, nazwanego przez badacza spraw żydowskich prof. Kevina Macdonalda, kulturą krytyki (btw tytuł jego kluczowej książki) znanego w Polsce bardziej pod nazwą pedagogiki wstydu. Jej istotą jest obwinianie właściwie wszystkich składowych kultury łacińskiej i chrześcijańskiej „stworzonej przez białego człowieka” za całe zło na świecie.

Tym samym działania państwa Izrael jak i szeroko rozumianej społeczności żydowskiej, będą w najbliższych latach nakierowane na obalenie obecnego rządu (który ma niepodległościowe i tym samym przeciwstawne względem Izraela & diaspory cele) przy wykorzystaniu narzędzi wewnętrznych w Polsce oraz zewnętrznych, przede wszystkim nacisku USA.

Wygrana Trumpa znacznie te możliwości ograniczy (ze zrzuceniem kwestii uroszczeń off the table włącznie), co może oznaczać podjęcie w ciągu najbliższych 4 lat działań wzmacniających presję zewnętrzną na polski rząd z kierunku wschodniego tj. z Rosji w której wpływy żydowskie sukcesywnie rosną. Ale to temat na kolejną notkę. Cdn

Dr, MBA

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka