Piotr Węcław Piotr Węcław
206
BLOG

Chichot Stalina nad Warszawą

Piotr Węcław Piotr Węcław Samorząd Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

W poniedziałkowy poranek 22 października po raz kolejny nad Warszawą rozległ się głośny chichot Stalina. Duch towarzysza, co usta słodsze miał od malin, śmiał się z wysokości swojego pomnika, górującego nad miastem Warsa i Sawy, z porażki Patryka Jakiego. W radości tej pławili się również politycy KO, SLD i innych lewicowych ugrupowań. 

Przecież w dniu wyborów, właśnie na pomniku Stalina, zwanym od czasu Gomułki Pałacem Kultury i Nauki, wyświetlili napis przypominający wszystkim o dostojeństwie ustawy zasadniczej podpisanej w 1997 przez towarzysza Kwaśniewskiego Aleksandra.

Do rangi symbolu urasta fakt, że KO i sprzyjające im środowiska użyły budynku postawionego na cześć największego w historii ludzkości zbrodniarza, do promowania swojej ideologii i obrony postkomunistycznej Konstytucji.

Dzięki ich działaniom, widać wyraźnie, jak skuteczny, niestety, był w swojej polityce Stalin. Przywódca światowego komunizmu i symbol jego zbrodni, wiedział co robi pozwalając Niemcom w 1944 roku na zrównanie z ziemią Warszawy i wymordowanie ostatnich przedstawicieli polskich elit, jakim udało się cudem przeżyć 5 lat niemieckiej okupacji.

Wyniszczając Warszawę fizycznie, cywilizacyjnie i intelektualnie faszystowskie Niemcy przygotowały Stalinowi grunt pod budowę miasta, jakie pod każdym względem, od wyglądu fizycznego, poprzez ideologie urzędników i nazw ulic, miało być ucieleśnieniem pomysłów Marksa i Lenina.

Czy można się więc dziwić, że w mieście jakie przeżyło tak tragiczną katastrofę, kandydaci niepodległościowej prawicy, mówiąc cytatem Patryka Jakiego "grają na wyjeździe"? Oczywiście, że nie, skoro nawet ten właśnie kandydat broni pomnika Stalina jako trwałego elementu polskiej stolicy.

Widząc obronę pomnika prowadzoną przez kandydata PiS, męczący się w piekle Stalin, na pewno znowu wybuchnął gromkim śmiechem. Siedemdziesiąt lat po zbrodni katyńskiej przedstawiciel polskiej prawicy wypowiada słowa z jakich dumni byli by bolszewiccy oprawcy z katyńskiego lasu.

Jaki bronił stalinowskiego pomnika, wiedząc, że większość Warszawiaków zakochana jest w zaprojektowanym przez Lwa Rudniewa symbolu socrealizmu, na którego zamach obniżył by szanse na reelekcję.

I właśnie ten przykry fakt wskazuje na konieczność rozwiązania raz na dobre kwestii PKiN. Najlepszym wyjściem było by wyburzenie pomnika i zbudowanie na jego miejscu symbolu polskiej niepodległości. Podobnie jak uczynili to nowojorczycy po tragedii w ich mieście z 2001 roku.

Warto przypomnieć, że przed wojną miała powstać w stolicy Wieża Niepodległości. Rok 1939 przekreślił te plany, a następne lata zaowocowały "darem narodu radzieckiego dla narodu polskiego".

Problemem oczywiście są nie tylko poglądy wychowanych w komunizmie większej części Warszawiaków, ale również finanse, a znalezienie środków na rozbiórkę i budowę nowej infrastruktury to tylko część potrzebnych funduszy. Trzeba przede wszystkim znaleźć miejsce dla wszystkich instytucji obecnie zamieszkujących PKIN.

Nim to jednak nastąpi Pałac powinien zmienić nazwę i oddać hołd Żołnierzom Niezłomnym. Pałac Żołnierzy Niezłomnych na murach którego moglibyśmy oglądać wyświetlane podobizny Fieldorfa Nila, Łupaszki, Pileckiego lub Inki, przegoniłyby upiory stalinowskie ze stolicy skutecznie.

Nowy prezydent Warszawy, kontynuujący ideologię Stalina, zrobi jednak wszystko, aby do tego nie dopuścić.


=====


Tam i z powrotem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka