Grzegorz Braun w Niemieckim Instytucie Historycznym. / foto: screen Twitter
Grzegorz Braun w Niemieckim Instytucie Historycznym. / foto: screen Twitter
Radosław Piwowarczyk Radosław Piwowarczyk
504
BLOG

Jak Braun wykład Grabowskiego zakończył

Radosław Piwowarczyk Radosław Piwowarczyk Konfederacja Obserwuj temat Obserwuj notkę 16
Aj-waj! O tym, co działo się w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie we wtorkowy wieczór – jak mawiał klasyk – niedobra jest mówić. Poseł Konfederacji Grzegorz Braun spektakularnie przerwał wykład prof. Jana Grabowskiego, a w sieci zawrzało.

We wtorek w Niemieckim Instytucie Historycznym w Warszawie miał odbyć się wykład, znanego z antypolskich tez na temat II Wojny Światowej i Holocaustu, prof. Jana Grabowskiego. Prelegent miał mówić na temat rzekomego „polskiego (narastającego) problemu z historią Holokaustu”. Oczywiście już przed wydarzeniem, znając jego dotychczasowy dorobek, można było się domyślać, co prof. Grabowski będzie mówił.

Pojawili się więc tacy, którzy zgromadzili się przed budynkiem i protestowali przeciwko zaproszeniu gościa. W środku z kolei pojawił się Grzegorz Braun, który uważnie przysłuchiwał się wygłaszanym przez prof. Grabowskiego twierdzeniom. Przynajmniej przez pierwsze kilkanaście minut, bo po takim czasie wkroczył i spektakularnie zakończył wykład.

Jak możemy dowiedzieć się z Twittera, czarę goryczy posła Konfederacji przelało nazwanie przez profesora żołnierzy NSZ, ale też innych Żołnierzy Niezłomnych, „mordercami żydów”. Sądząc po komentarzu Grabowskiego, udzielonym już po całym zajściu, można zakładać, iż był to dopiero początek szokujących twierdzeń historyka. Tego się jednak nie dowiemy, bo w pewnym momencie Grzegorz Braun po prostu wstał i stwierdzając, że „dość tego” zabrał mikrofon, którym następnie uderzał w mównicę. Gdyby ktoś myślał, że na tym polityk Konfederacji poprzestał, to byłby w niemałym błędzie. Chwilę później poseł mocował się z kablem od głośnika, by ostatecznie przewrócić całą instalację i odwrócić się kierunku sali, która skandowała „hańba”, na co Braun odpowiedział w swoim stylu: „istotnie, hańba wam, hańba wam wszystkim”.

Kolejne minuty przyniosły obrazki, które nie co dzień ogląda się, nawet w naszym urokliwym bantustanie. Poseł został między innymi uderzony kulą, przy pomocy której poruszał się mężczyzna wyraźnie niezadowolony z tego, że nie będzie mu dane posłuchać prof. Grabowskiego. W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” sprawca owego czynu stwierdził, iż „nie wiedział, że to poseł”, a także, że „myślał na początku, że to jakiś chuligan”. W czasie oczekiwania na wezwaną przez organizatorów policję Braun był proszony o opuszczenie budynku, jednak zdecydowanie odmawiał. Dochodziło wówczas do utarczek słownych, w czasie których poseł był wyzywany od „ruskich onuc”, ale i sam nie gryzł się w język, zwracając się do dyrektora Instytutu słowami: „Won! Wypad z Polski! Znikaj z Warszawy. Znikaj z Warszawy prowokatorze”.

Kiedy w końcu na miejscu pojawili się mundurowi i oni byli bezsilni wobec posła, który z konformizmu zdecydowanie nie słynie. Ostatecznie wykład został odwołany, publiczność opuściła budynek, a więc Braun i obecne wraz z nim osoby dopięły swego. Czy jednak aby na pewno?

Zachowanie Grzegorza Brauna w pierwszej chwili zdecydowanie mi się nie spodobało. Jako osoba wywodząca się ze środowiska wolnościowego zawsze ceniłem wolność słowa, która w mym mniemaniu nie powinna być ograniczana niemal nigdy. Wyjątkiem są tu pomówienia, a więc bezpodstawne zarzucanie komuś czegoś lub oskarżanie kogoś o coś. Wówczas zupełnie logicznym jest, iż dana osoba może dochodzić swoich praw w postępowaniu cywilnym. Przepisów, które karałyby za słowo, nie powinno być natomiast w prawie karnym.

Z tego umiłowania wolności słowa wynikał za każdym razem mój sprzeciw, kiedy widziałem, że ktoś (głównie lewica) zakłóca i uniemożliwia wystąpienie kogoś, z kim się nie zgadza. Podobny sprzeciw wzbudziło we mnie także zachowanie prawicowego posła Konfederacji, niezależnie od mojego niezwykle krytycznego spojrzenia na tezy głoszone przez prof. Grabowskiego. Wyższość ma tutaj zasada ujęta w, niesłusznie przypisywanym Wolterowi, cytacie: „Nie zgadzam się z tobą, ale zawsze bronił będę twego prawa do posiadania własnego zdania”. Innym, w oczywisty sposób negatywnym, aspektem zachowania Brauna było prawdopodobnie zniszczenie cudzego mienia, a na pewno próba uczynienia tego.

Wracając do postawionego wyżej pytania, czy aby na pewno Braun dopiął swego, przywołam Frederica Bastiata, który napisał słynny pamflet „Co widać i czego nie widać?”. Z jednej strony widać bowiem, że poseł Konfederacji uniemożliwił wystąpienie prof. Grabowskiemu i wygłoszenie przez niego swoich tez. Z drugiej strony natomiast nadał jego wykładowi niezasłużony splendor i zainteresowanie medialne. Ponadto prof. Grabowski może przedstawiać się obecnie jako ofiara „strasznego antysemity i faszysty” Brauna, co ma też dla niego plus.

O ile zachowanie polityka Konfederacji wzbudziło mój sprzeciw z opisanych wyżej powodów, o tyle w naszym urokliwym bantustanie jakoś tak się zawsze dziwnie składa, że kiedy zachowanie jednej strony jakiegoś sporu budzi moją niezgodę, wkracza druga strona cała na biało i sprawia, że ponownie nabieram sympatii do tej pierwszej. Nie inaczej było w tym przypadku. Z odsieczą posłowi Braunowi przyszła gazeta.pl, która zamieściła wypowiedzi prof. Grabowskiego i na czyn posła patrzę jakby przychylniejszym okiem.

A komentarz poszkodowanego w tej sprawie to istny crème de la crème. Na początek nie mogło oczywiście zabraknąć porównania do lat 30. XX wieku. Czym bowiem byłby „haniebny i antysemicki” czyn posła Brauna, gdyby nie zestawić go z latami 30. Następnie profesor stwierdza, iż przerwanie spotkania było „traumatycznym doświadczeniem dla uczestników wykładu”. Co prawda nikt tego wprost nie powiedział, ale chyba oczywistym jest, że trauma jest szczególna i metafizyczna u osób wiadomego pochodzenia. Na koniec jeszcze jeden cytat z prof. Grabowskiego, który to bajdurzył o budowaniu kultu wokół ludzi, „którzy przeszli przez historię unurzani w żydowskiej krwi”. Można przypuszczać, że gdyby nie interwencja posła Brauna, takich szokujących, antypolskich tez byłoby więcej.

Poseł Grzegorz Braun ma oczywiście rację co do merytorycznego spojrzenia na „twórczość” prof. Grabowskiego dotyczącą holocaustu i rzekomego polskiego współudziału w nim. Nie dane było jednak poznać tej racji zgromadzonej w instytucie publiczności. Ze złymi i kłamliwymi słowami walczy się słowami dobrymi i prawdziwymi, bo to one ostatecznie zwyciężają, a nie uderzając w wolność słowa i zakłócając spotkania osób, z którymi się nie zgadzamy. Takie działania są nie tylko niesłuszne, ale przynoszą też efekt odwrotny od zamierzonego, nadając oponentom status „ofiar” i zwiększając ich popularność.


Redaktor, publicysta.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka